Ryba żyje bez wody

Agnieszka Huf

|

Gość Katowicki 10/2020

publikacja 05.03.2020 00:00

Do porodu zostały zaledwie trzy tygodnie, kiedy Ola przypadkiem przeczytała SMS wysłany przez męża: „Mam jeszcze 10 000 zł długu”. Kiedy Paweł wrócił do domu, przyznał się, że to nie wszystko…

Paweł dziś nie pamięta wielu rzeczy, które wydarzyły się w okresie największego uzależnienia. Paweł dziś nie pamięta wielu rzeczy, które wydarzyły się w okresie największego uzależnienia.
Roman Koszowski /Foto Gość

Matura, studia, ślub, ciekawa praca… Dobrze ułożone życie – wspominają. – Męża poznałam w kościele, a skoro tak, to powinien być idealny! – zaczyna swą opowieść Ola i spogląda na Pawła z szelmowskim uśmiechem. − Pan Bóg? Oczywiście! Niedzielna Eucharystia, Msze o uzdrowienie, gdy nie mogli doczekać się dziecka, nawet krąg biblijny. – Ale ja tak naprawdę wierzyłam w swoją samowystarczalność, ufałam sobie, a Pan Bóg miał być tylko gwarancją powodzenia – zauważa Ola.

– Dużo czasu w pracy spędzałem przed komputerem. Kiedy potrzebowałem chwili odpoczynku, odpalałem jakąś gierkę. Na początku to były tylko przerywniki, ale szybko przekroczyłem niezauważalną linię – włącza się Paweł. – Zacząłem grać na pieniądze. Rodzaj gry nie był istotny, to mogły być zakłady, poker, cokolwiek. Najpierw grałem, żeby wygrać albo odegrać stracone pieniądze. Potem… potem grałem już tylko po to, żeby grać.

Hazard wciągał Pawła coraz bardziej. A algorytmy internetowych kasyn tworzone są w taki sposób, że nie da się w nich wygrywać. Kiedy brakowało pieniędzy, brał pożyczki. Długi rosły.

– Hazard niszczy, zjada od środka. Spałem po trzy godziny dziennie. Tłumaczyłem, że muszę w nocy pracować, a tak naprawdę grałem, nawet po kilkanaście godzin. Chudłem, byłem jak zombie – wspomina Paweł, zaznaczając, że dziś nie pamięta wielu rzeczy, które wydarzyły się w okresie największego uzależnienia. O niektórych wie tylko z opowiadań Oli.

Jedno wielkie kłamstwo

W pewnym momencie suma długów Pawła była tak duża, że musiałby pracować przez dwa lata, żeby je spłacić. Ola, pracując w kancelarii komorniczej, z dłużnikami miała styczność każdego dnia, ale nie miała pojęcia o zaciągniętych przez męża kredytach. Od początku małżeństwa to Paweł zajmował się rachunkami, to on pilnował opłat. Kiedy do domu przychodziły monity za nieopłacony czynsz, tłumaczył, że pewnie pomylił numer konta. Lawirował, kręcił, kombinował, jak tylko hazardzista potrafi. – Dwóch rzeczy jedynie nie zawaliłem: pierwsza to była praca, a druga… adopcja serca. Wpłacaliśmy pieniądze na konkretne dziecko w Afryce. I nawet przy najpotężniejszych długach ten jeden przelew robiłem terminowo. Wiedziałem, że od tych pieniędzy zależy czyjeś życie.

Na własnym życiu powoli przestawało Pawłowi zależeć. Coraz częściej myślał, żeby ze sobą skończyć. A kiedy przegrał największe dotąd pieniądze i miał wszystkiego dość… okazało się, że Ola jest w upragnionej ciąży. – Zmobilizowało mnie to na tyle, że przestałem myśleć o samobójstwie. Ale grać nie przestałem.

Przez dwa lata nałogu Paweł tylko raz poprosił w cichej modlitwie o uzdrowienie. Ale im więcej było gry, tym mniej miejsca dla Pana Boga. – Chodziłem do spowiedzi, ale nie mówiłem szczerze, jak ze mną jest. Stopniowo przestawałem wierzyć, że On istnieje.

Ola widziała, że dzieje się coś złego. – Nie cieszył się ciążą, był nieobecny. Było mi go żal, że musi tyle pracować. Ale hazardzistę trudno rozpoznać – nie zatacza się, nie śmierdzi. Zupełnie nie przyszło mi do głowy, że może być uzależniony.

Prawda pierwsza: jestem hazardzistą

Bomba wybuchła na trzy tygodnie przed porodem. – Wychodząc do pracy, zapomniałem zabrać telefonu. Zorientowałem się zaraz po wyjściu z domu, ale… nie chciałem już się po niego wracać. Czułem, że dłużej nie wytrzymam, że to się musi jakoś rozwiązać.

Kiedy komórka Pawła zadzwoniła, Ola sięgnęła po nią odruchowo. Przypadkiem otworzyła folder z wiadomościami. Nigdy wcześniej tego nie robiła, przecież ufała swojemu mężowi. „Mamo, mam jeszcze 10 000 zł długu” – przeczytała. – Pomyślałam, że na pewno podżyrował komuś kredyt i nie chciał się przyznać, żeby mnie nie martwić. Ale nie dawało mi to spokoju. Zadzwoniłam do pracy, poprosiłam, żeby przyjechał do domu. „Wiesz, o co chodzi?” – zapytałam. A on tak straszliwie się rozpłakał…

Paweł przyznał się do wszystkiego. Pierwszy raz powiedział głośno: jestem hazardzistą, tych długów jest więcej. Okazało się, że i jego mama, i mama Oli wiedziały o zadłużeniu, ale przekonane, że to jednorazowa sytuacja, postanowiły nie mówić nic dziewczynie przed porodem. Teraz jednak wszystko się wydało. A Paweł poczuł, jak z serca spada mu ogromny kamień. W końcu nie musi kłamać. W końcu nie musi sam nieść tego ciężaru.

− W pierwszym odruchu zrobiło mi się go żal. To przecież taki dobry człowiek… A potem zaczęłam działać, jak to ja – własnymi siłami. Dzięki pracy u komornika wiedziałam, jak zabezpieczyć siebie i dziecko finansowo. A Pawłowi kazałam iść do psychiatry, psychologa, spowiedzi – Ola, nawet opowiadając o tym po latach, jest energiczna i zdecydowana.

Prawda druga: uzdrowił mnie Bóg

Jeszcze tego samego dnia Paweł poprosił proboszcza o spowiedź. Pojechał z otwartym sercem, jak chyba jeszcze nigdy. Wyspowiadał się z całego życia. Wrócił uspokojony.

Zaczęli szukać pomocy. Specjaliści skierowali Pawła do Anonimowych Hazardzistów. Nim trafił na pierwszy mityng, Ola zapytała psychologa, jakie są szanse wyjścia z tego nałogu. To, co usłyszała, zwaliło ją z nóg: tylko 10 proc. tych, którzy podejmują leczenie, całkowicie porzuca granie.

Ale Paweł po prostu… przestał grać. Czuł się jak w próżni, nie wiedział, co zrobić z czasem, ale po gry już nie sięgał. Poszedł na pierwszy mityng AH i od razu wiedział, że program dwunastu kroków to jego droga. W domu znalazł płytę „12 kroków do wolności”, zaczął jej słuchać i błyskawicznie realizować kolejne etapy wychodzenia z nałogu.

– Uświadomiłem sobie, że spowiedź była moim uzdrowieniem. Nikt nie zdrowieje z grania 16 godzin na dobę tak po prostu, z dnia na dzień! A ja nie czułem żadnej potrzeby gry – Pawłowi błyszczą oczy. – Przed spowiedzią nie mogłem żyć bez hazardu, po niej zaczęło się zupełnie nowe życie. To tak, jakby wyciągnąć z wody rybę i zobaczyć, że ona potrafi bez tej wody żyć… Wcześniej wątpiłem w Bożą obecność. Ale kiedy doświadczyłem uzdrowienia, powiedziałem, że jestem w stanie oddać życie, żeby zaświadczyć, że On jest. Bo to On mnie ocalił.

Prawda trzecia: każdy potrzebuje nawrócenia

− A ja miałam do Pana Boga żal – uśmiecha się Ola. – Bo jak to: mąż znaleziony w kościele, a okazał się „wybrakowany”! Potem zaczęła mnie złościć jego relacja z Bogiem. Widziałam, jak się modli, ale nie wierzyłam w jego nawrócenie. Zaczęłam się mścić, robić mu na złość. W sklepie wyciągałam z koszyka paluszki, które on tam wrzucił, bo niby czemu jemu teraz ma być dobrze? To ja byłam skrzywdzona, on miał więc spełniać wszystkie moje zachcianki! W końcu trafiłam na kurs Alpha. Dopiero tam uświadomiłam sobie, jak bardzo chciałam wszystko kontrolować, robić po swojemu. Kiedy oddałam to Jezusowi, poczułam się wolna. Okazało się, że ja też potrzebuję nawrócenia!

Od dnia, kiedy Ola sięgnęła po telefon męża, mija właśnie 10 lat. Paweł regularnie jeździ na mityngi AH.

– Kiedy zrobiłem sobie przerwę, zaczęły wracać myśli o graniu, a moja relacja z Panem Bogiem słabła. To jest lekarstwo, które będę musiał przyjmować do końca życia. Bo tamten psycholog miał rację, niewiele osób całkowicie wychodzi z hazardu. Wielu ludziom wydaje się, że już są wolni, przestają uczestniczyć w mityngach i wracają do grania.

To nie jest tak, że z chwilą mojego nawrócenia zniknęły wszystkie nasze problemy – podkreśla Paweł. – Nie zawsze jest komfortowo, ale nie mam już lęku o przyszłość. Wiem, że On jest z nami, czuwa, kocha. I tak sobie czasem myślę, że może Pan Bóg miał już dość mojej letniości i dopuścił na mnie ten hazard, żeby przyprowadzić mnie do siebie? W końcu ma miliony sposobów na dotarcie do serca. • Imiona bohaterów zostały zmienione.

Nałogi związane z utratą impulsów

ks. Krzysztof Matuszewski psycholog, psychoterapeuta, kierownik Archidiecezjalnej Poradni Psychologicznej „Przystań”: – Uzależnienie od hazardu, internetu, pracy czy pornografii to tzw. nałogi czynnościowe (behawioralne), niezwiązane z substancjami chemicznymi. Charakteryzuje je utrata kontroli impulsów, czyli silna tendencja do nieplanowanych i gwałtownych reakcji na bodziec. W przypadku hazardu poczucie zadowolenia przy pierwszych wygranych stanowi pozytywne wzmocnienie. Czasowa ulga w sytuacji pojedynczego sukcesu jest jednak pułapką, bo umysł zaczyna uogólniać wygraną, powtarzając: „Następnym razem też się uda”. Wygrane cechuje jednak nieregularność, co z kolei przy niepowodzeniu wywołuje napięcie i stwarza złudzenie, że następnym razem się odegram. Powtarzanie czynności sprawia, że mechanizm się utrwala. Jeżeli takie zachowanie istotnie utrudnia funkcjonowanie, zadłużenie rośnie, relacje z bliskimi i życie zawodowe zaczynają szwankować oraz nie udają się próby powstrzymania, to sygnał, że rozwinął się syndrom uzależnienia, wymagający pomocy specjalistycznej.

Tu znajdziesz pomoc

Jeśli twoje granie zaczyna wymykać się spod kontroli i pustoszy twoje życie lub jeśli podejrzewasz, że ktoś w twoim otoczeniu jest nałogowym hazardzistą – nie czekaj, sięgnij po pomoc! Wejdź na stronę wspólnoty Anonimowych Hazardzistów: www.anonimowihazardzisci.org lub zadzwoń pod numer: 881 488 990.

Dostępne jest 5% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.