Śląskiej przewodniczki Anny Szaneckiej odwaga prawdziwości [list do redakcji]

Eugeniusz Śpiewak

publikacja 22.02.2020 13:44

Bibliotece w Siemianowicach 6 marca ma zostać nadane imię niezwykłej kobiety - Anny Szaneckiej. Prezentujemy tekst o niej, nadesłany do redakcji przez jednego z jej wychowanków.

Śląskiej przewodniczki Anny Szaneckiej odwaga prawdziwości [list do redakcji] Anna Szanecka i „Portet dziewczynki w czerwonej sukience” w Muzeum Narodowym w Kielcach – rok 1972. Marek Urlik

W 1966 r. na koloniach letnich siemianowickiej Huty „Jedność” w Lipnicy Wielkiej na Sądecczyźnie p. Szanecka podeszła do mnie przy obiedzie i zapytała, dlaczego jem zupę widelcem.

Wyjaśniłem jej, że na tym etapie jeszcze nie jem, a tylko wyławiam siekaną zieloną pietruszkę z pomidorówki. U mnie w domu nie było wtedy zwyczaju sypania pietruszki do zupy, dlatego zupa w Lipnicy stawała się dla mnie jadalna dopiero po wyłowieniu wszystkich drobin zielonej pietruszki. Pani Szanecka pokiwała tylko głową ze zrozumieniem i więcej już o to nie pytała, chociaż zawsze ostatni wychodziłem ze stołówki. Nie potrafię sobie przypomnieć z całego okresu znajomości z panią Szanecką nawet najmniejszej przykrości, której doznałbym od niej, chociaż znaliśmy się ponad 46 lat.

W dniu 7 marca 2020 r. przypada 100 rocznica urodzin unikatowej kobiety - Anny Szaneckiej, która była bardzo lubiana przez siemianowiczan, zwłaszcza przez młodzież.

Śląskiej przewodniczki Anny Szaneckiej odwaga prawdziwości [list do redakcji]   Turyści z „Jordanu” w Muzeum Zofii Kossak-Szatkowskiej w Górkach Wielkich - rok 1972 Marek Urlik

Mimo, że od śmierci pani Szaneckiej  12 listopada 2009 r. minęło już ponad dziesięć lat, możemy z pełnym przekonaniem powiedzieć, że ta śląska przewodniczka, krzewicielka turystyki, kultury i przyjaznego uśmiechu, a także Honorowa Obywatelka Siemianowic Śląskich, której sprawiedliwie nadano taki tytuł w 1992 r., jest duchowo nadal obecna w tym mieście. Mam nadzieję, że pozna ją cała Polska, bo jej dobrze służyła.

Byłaby wielkim profesorem

W ubiegłym roku 1 października w Muzeum Śląskim w Katowicach miało miejsce wydarzenie pt. „Zazdroszczę Ci pobytu na Śląsku… Wokół historii życia modelki z obrazów Józefa Pankiewicza i Władysława Podkowińskiego”.

Wielu uczestników tego spotkania przybyło na tę imprezę, gdyż była im osobiście znana córka owej „modelki z obrazów”, Anna Szanecka.

Po oficjalnej części tej swego rodzaju uczty intelektualnej był czas na robienie fotografii pamiątkowych i żywą bezpośrednią wymianę myśli. Miałem przyjemność porozmawiania z przybyłą także autorką książki pt. „Honorowi Obywatele  Miasta Siemianowice Śląskie” panią Bogumiłą Hrapkowicz-Halorową, która powiedziała, że żałowała, iż z Anną Szanecką spotkała się bardzo późno, kilka lat przed jej śmiercią, gdy zbierała w 2006 r. materiał do książki o siemianowickich honorowych obywatelach. Mimo to uległa bez reszty fascynacji jej wiedzą, osobowością i postawą życiową. Po kilku godzinach wywiadu w mieszkaniu pani Szaneckiej znakomita dziennikarka pani red. Bogumiła Hrapkowicz-Halorowa, miała już zebrany wystarczający zasób informacji do swojej publikacji. Jednak została jakby wciągnięta w świat Anny Szaneckiej i sama chciała w nim pobyć dłużej. Przełożyło się na wiele dalszych godzin arcyciekawych rozmów, wspominanych jeszcze dzisiaj z wielką radością.

Pani Hrapkowicz-Halorowa zwróciła uwagę, że do 1939 r. życie rodziny Olszewiczów, z której wywodziła się p. Anna, przebiegało w dostatku, w świetnych układach towarzyskich i w pewności bardzo dobrych perspektyw na przyszłość. Gdyby nie wybuch II wojny światowej i konieczność przejścia przez tę całą tułaczkę, Anna, a raczej Hanna, bo takie nosiła imię do czasów wojny, ze swoim umysłem zostałaby z pewnością wybitną, liczącą się w Polsce osobistością, np. wielkim naukowcem, tak samo, jak szereg innych osób z jej  rodziny.    

Gościła w „Gościu Katowickim”

W 2014 r. ukazał się mój obszerny list o Annie Szaneckiej pt. „Szkoła przetrwania pani Anny” oraz jego śląska wersja pt. „Co bóło w tasi pani Anny?”. Dzięki świetnemu internetowemu archiwum Instytutu Gość Media do dnia dzisiejszego każdy może zapoznać się z tymi tekstami na portalach prowadzonych przez „Gościa Niedzielnego”, a także Radio eM po wpisaniu w wyszukiwarce jednego z powyższych tytułów, za co jestem niezmierne wdzięczny. 

O jednym wydarzeniu związanym z upowszechnianiem wiedzy o rodzinie Anny Szaneckiej, ale jednocześnie o niej samej, dowiedziałem się znacznie później niż samo pisanie mojego artykułu do „Gościa Katowickiego”, a mianowicie o wydaniu także w 2014 r. naukowej książki dyrektora Muzeum Narodowego w Kielcach Roberta Kotowskiego pt. „Dzieweczka z obrazu”. Tytułowa „dzieweczka” to była mama pani Szaneckiej Józefa Olszewicz z domu Oderfeld, namalowana jako dziecko przez Józefa Pankiewicza na obrazie pt. „Dziewczynka w czerwonej sukience”. Materiały przedstawione w tej publikacji pochodziły w wielkiej części z zapisów i prywatnego archiwum pani Szaneckiej. Można powiedzieć też, że Anna Szanecka była jednym z trzech bohaterów opisanych w tej świetnej książce obok samej Józefy Olszewicz i ojca dr. Wacława Olszewicza, który był prawdziwym człowiekiem renesansu z szerokimi zainteresowaniami i zasługami na polu dyplomacji, gospodarki, nauki i bibliofilstwa.  

Hanna czy Anna?

Wojenne losy pani Szaneckiej są  powodem powstania różnicy między jej imieniem używanym przez rodzinę i wtajemniczonych, a imieniem w dowodzie osobistym i w pracy. W wyniku tego do dzisiaj w publikacjach o niej  występuje raz jedno, raz drugie imię, co może powodować czasem nieporozumienia i rozterki. Doktor Robert Kotowski pisze w swojej pracy, że imię Hanna nadane zaraz po urodzeniu przez rodziców zostało w czasie II wojny światowej przez błędy językowe władz okupanta niemieckiego zmienione na Anna i tak już zostało oficjalnie w okresie powojennym. „Mimo to znajomi, rodzina, przyjaciele przez całe życie zwracali się do niej Hanna.” - informuje cytat z książki Roberta Kotowskiego „Dzieweczka z obrazu”.

Jeżeli chodzi o moje pokolenie, którego członkowie uczęszczali na spotkania zespołu turystycznego w Młodzieżowym Domu Kultury im Henryka Jordana pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych, żadna dziewczyna lub chłopiec nie zwróciliby się wtedy do naszej instruktorki inaczej niż „proszę pani”, a w trzeciej osobie mówiło się o niej „pani Szanecka” - bez żadnego imienia. Byłem też kiedyś  na spotkaniu dużo młodszych turystów z naszą instruktorką i najbardziej mnie szokowało właśnie to, że zwracali się do no niej „pani Aniu” - ze zdrobnieniem imienia. Nam nie przeszłoby to nigdy przez gardło. To się nazywa chyba signum temporis. Przecież świat  nie stoi w miejscu, ale się zmienia. Tylko pani Szanecka za tym nadążała.

Na Górnym Śląsku z powodu zmian przynależności do państwa niemieckiego, austriackiego, czeskiego albo polskiego, to, jakie ktoś miał nazwisko i imię, nie zawsze było tożsame z pochodzeniem lub życzeniem danej osoby. Aktualne państwo na różne sposoby samo narzucało, jak kto ma mieć w papierach. Dlatego na Śląsku nie dzieli się nazwisk i imion na słuszne i niesłuszne. A Siemianowice są Śląskie.  

Szansa Siemianowic Śląskich na niebanalną promocję

Mimo, że w pracy naukowej Roberta Kotowskiego jest dużo ciekawych wiadomości o pani Szaneckiej, pominięta jest w  zasadzie sprawa nadania jej honorowego obywatelstwa Siemianowic Śląskich, olbrzymich zasług i sukcesów pedagogicznych. Może dlatego, że główna bohaterka Józefa Olszewicz zmarła w 1954 r., co narzucało określone ramy czasowe. A może z tego powodu, że naświetlenie siemianowickich zasług Anny Szaneckiej jest bezpośrednio i w naturalny sposób zadaniem Siemianowic Śląskich i ich wdzięcznych mieszkańców. Komuś z zewnątrz, czyli de facto całej Polsce, trzeba wyraźnie powiedzieć, kim jest dla nas ta postać.

Dobrze, że taką okazją będzie 100-lecie narodzin Anny Szaneckiej. Bo, według mnie, kolejna taka szansa będzie za 100 lat...   

Grupa Jordan 70 z potrzeby serca

Na fotografii zrobionej aparatem byłego uczestnika zajęć zespołu turystycznego w Młodzieżowym Domu Kultury w Siemianowicach Śląskich, Ryszarda Olka, widać reaktywowany po czterdziestu latach kultowy zespół turystyczny Anny Szaneckiej w drodze na Rusinową Polanę w Tatrach.

Śląskiej przewodniczki Anny Szaneckiej odwaga prawdziwości [list do redakcji]   Byli członkowie zespołu turystycznego na spotkaniu wspomnieniowym po 40 latach i wędrówce górskiej w Zakopanem we wrześniu 2014 r. Z archiwum Ryszarda Olka

Grupa ta, powstała przede wszystkim właśnie dzięki inicjatywie i determinacji byłego jordanowskiego turysty, dzisiaj siemianowickiego przedsiębiorcy Ryszarda Olka, zbiera się wielokrotnie w czasie roku, przede wszystkim jednak odbywa wspólne wycieczki krajowe i zagraniczne. Przyjęła nazwę „Grupa Jordan 70”, bo skupia uczestników zajęć kółka turystycznego z początku lat 70. Żeby zaistniała jej rozpoznawalność w propagowaniu kultowego zespołu turystycznego i naszego rodzinnego miasta, nosimy niekiedy żółte koszulki z napisem „Grupa Jordan’70 Siemianowice Śląskie”.  Zdaje mi się, że utrzymanie niezawodnej przyjaźni i chęć spotkań tej około 20-osobowej grupy powiększonej z reguły przez współmałżonków lub sympatyków jest w swych praźródłach zasługą Anny Szaneckiej. 

Nowe światło w roku 2019

Ważnym rokiem dla upamiętnienia Anny Szaneckiej był rok 2019. Nakładem Muzeum Narodowego w Kielcach ukazała się książka Roberta Kotowskiego pt. „Wacława Olszewicza listy do córki”. Właśnie ukazanie się tej książki stanowiło asumpt do organizacji wydarzenia pt. „Zazdroszczę Ci pobytu na Śląsku… Wokół historii życia modelki z obrazów Józefa Pankiewicza i Władysława Podkowińskiego” w dniu 1 października w Muzeum Śląskim w Katowicach. Impreza, mająca formułę ciekawej rozmowy pani Dyrektor Muzeum Śląskiego Alicji Knast z dr. hab. Robertem Kotowskim, odbyła się przy udziale rodziny Anny Szaneckiej, jej przyjaciół, znajomych, licznie przybyłych wychowanków z Siemianowic Śląskich i innych miłośników kultury.

Od  24 września do 6 października można też było podziwiać w Muzeum Śląskim „jeden z najpiękniejszych i najsłynniejszych obrazów w dziejach polskiego malarstwa: »Portret dziewczynki w czerwonej sukience« (1897) Józefa Pankiewicza.” - jak anonsowano w muzealnej zapowiedzi prezentacji.

Dzięki ciekawemu wstępowi naukowemu w dziele Roberta Kotowskiego pt. „Wacława Olszewicza listy do córki” i 266 listom ojca do Anny Szaneckiej alias Hanny Szaneckiej, gdyż tego imienia konsekwentnie używa Robert Kotowski, wraz z gruntownie opracowanymi przypisami, Polska otrzymuje mnóstwo obiektywnych informacji o dr. Wacławie Olszewiczu oraz o życiu jego bardzo ciekawej i zasłużonej rodziny na tle wydarzeń historycznych, a także licznych powiązań i kontaktów z prominentnymi postaciami w polskiej historii, nauce, kulturze i życiu społecznym.

O miejscach wzmiankowanych przez dr. Waclawa Olszewicza i śpiewie wiernych

Ku mojej radości znalazłem w tych „Listach” echa pobytów siemianowickich dzieci i młodzieży w różnych miejscach na koloniach letnich, wycieczkach i rajdach turystycznych, oczywiście razem z p. Szanecką, bo jej ojciec, mieszkający od czasów wojny aż do 1974 r. we Lwowie, z wielkim znawstwem komentował pocztówki otrzymywane od córki. O niektórych takich miejscach wzmiankowanych w opracowanej korespondencji Wacława Olszewicza chciałbym tu trochę opowiedzieć.  O koloniach Huty „Jedność” w Pastwiskach koło Cieszyna już pisałem w artykule pt.: Szkoła przetrwania pani Anny”.

W 1966 r. dr. Olszewicz komentuje pobyt swojej córki na koloniach letnich siemianowickiej Huty „Jedność” w Lipnicy Wielkiej na Sądecczyźnie w charakterze wychowawczyni. Również ja byłem uczestnikiem tej kolonii zakwaterowanej w wiejskiej szkole.  Pamiętam, że w lipnickim kościele, chyba w zakrystii, mogliśmy na własne oczy oglądać starą kronikę wsi, w której były opisane m. in. tragiczne fakty powstania chłopskiego z roku 1846.

Za wsią miejscowi bartnicy pokazywali nam, jak wygląda w środku ul, na szczęście bez pszczół w środku…  Wieczorem, po ogłoszeniu ciszy nocnej codziennie p. Szanecka opowiadała rozhukanym chłopakom po ciemku o historii, o przygodach ze swojego życia,  albo o dalekich krajach. Koledzy zamieniali się najpierw w słuch, a potem usypiali unoszeni na fali pozytywnych skojarzeń.

Do miejscowości wzmiankowanych przez Wacława Olszewicza i zwiedzonych przez nasz zespół turystyczny należą także Milówka w czerwcu 1967 r., Cieszyn we wrześniu 1969 r., no i Ochotnica Dolna, w której nasza grupa była w trakcie obozu wędrownego w 1970 r. z trasą pieszą z Dobczyc niedaleko Krakowa aż do Zakopanego. W pamięci pozostała mi niedzielna msza święta w drewnianym ochotnickim kościele ze strojami ludowymi, przecudnym głośnym i żarliwym śpiewem wszystkich wiernych.

Na obozach wędrownych uczestnictwo w niedzielnej mszy świętej było dla nas oczywistością. Przy okazji mogliśmy się przekonać, że poza Śląskiem i Góralszczyzną śpiew wiernych w kościołach katolickich odznacza się dużo wolniejszym tempem. Taki „wolniejszy” śpiew na skądinąd pięknych mszach niedzielnych w kościołach po brzegi wypełnionych wiernymi słyszeliśmy na początku lat siedemdziesiątych np. w Koszalinie i Połczynie-Zdroju na obozach wędrownych z trasami nadmorskimi i po pojezierzach. Nota bene inny Honorowy Obywatel Siemianowic Śląskich, ks. Czesław Domin od 1992 do 1996 pełnił funkcję biskupa diecezjalnego diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej i był miłośnikiem muzyki, jednak zdaje się, że w dziedzinie tempa śpiewu wiernych nie zdołał osiągnąć żadnej wyraźniej zmiany.

Miejscem, którego zwiedzenia dr. Wacław Olszewicz nam zazdrościł w listopadzie 1972 r., była słynna „Rydlówka” w Bronowicach Małych. Muzeum to zostało otwarte zaledwie kilka lat wcześniej.

Kociołek, który przeszedł do legendy

Muszę jednak wrócić do Ochotnicy Dolnej, która chyba dla wszystkich osób wędrujących kiedyś z p. Szanecką niezależnie od tego, z którego były pokolenia, wiąże się z jej ulubioną opowieścią. A było tak. W czasie dojścia do tej miejscowości zaczęły się jakieś moje problemy z bolącym brzuchem. Chyba zaszkodziło mi picie wody z górskiego źródełka wspólnie z wypasanymi tam owieczkami. Dlatego po niedzielnej mszy świętej cała główna grupa, czyli 17 osób z całym ekwipunkiem wyruszyła pieszo na dość forsowny szlak Ochotnica – góra Lubań – Kluszkowce. Ja, trochę obolały, jechałem zaś do Kluszkowiec autobusem w eskorcie pani Małgorzaty Skwarowej oraz kolegi Krystiana Ledwonia, wtedy stałego sanitariusza naszej grupy, który został później znanym siemianowickim lekarzem.

Na miejscu czekaliśmy na dzielnych wędrowców w naszym miejscu zakwaterowania. Gdy ich zobaczyłem w oddali, widziałem, że wymachiwali rękami i coś krzyczeli.  Gdy się zbliżyli, zaniepokoiłem się bardziej, bo zauważyłem, że wszyscy patrzą właśnie na mnie. Dopiero po dłuższej chwili dowiedziałem się, że gdzieś w połowie drogi, chyba na zboczach Lubania rozpalono ogień i zagotowano wodę na zupę w kociołku na trójnogu. Najistotniejszym składnikiem gorącej potrawy miał być sproszkowany koncentrat zupy w dużej ilości. Dlatego w pewnym momencie, padło hasło - No to dajcie zupy w proszku... Po chwili ciszy ktoś nieśmiało jęknął - Zupy są w plecaku Gienka. Do wszystkich głodomorów powoli dotarło, że zupy  pojechały do Kluszkowiec autobusem w moim plecaku.

Według relacji pani Szaneckiej nasi turyści po początkowej konsternacji wybuchnęli salwą śmiechu. Po wydobyciu różnych rezerw z zasobów uczestników obozu, smalcu, kiełbasy myśliwskiej oraz dodaniu zarówno zebranych grzybów, jak i jagód leśnych, i rozdrobnionego chleba, zupa okazała się całkiem pożywna. Zyskała we wspomnieniach miano „zupy na winie”, gdyż była ugotowana „z tego co się nawinie”.

Siemianowice Śląskie w 2019 roku pamiętały o p. Szaneckiej

Wydarzenie w Muzeum Śląskim nie było jedynym uhonorowaniem pamięci naszej wychowawczyni w 2019 roku. W niedzielę 17 listopada w kościele pw. Zmartwychwstania Pańskiego przy ul. Michałkowickiej w Siemianowicach Śląskich została odprawiona Msza święta za śp. Annę Szanecką od byłych wychowanków z zespołu turystycznego w Młodzieżowym Domu Kultury im. Henryka Jordana w 10 rocznicę śmierci. Na zdjęciu zbiorowym wykonanym po tej Eucharystii widzimy przeszło 50 osób, w tym rodzinę, przyjaciół, wychowanków z różnych pokoleń i inne osoby, które wiedziały, kim była. Przy tej okazji uczestnicy pomodlili się w miejscach wiecznego spoczynku Anny Szaneckiej  i jej najlepszej koleżanki i także wychowawczyni jordanowskiej młodzieży Małgorzaty Skwarowej.

Nazajutrz 18 listopada odbyła się piękna impreza w Młodzieżowym Domu Kultury im. Henryka Jordana, mająca na celu zapoznanie dzieci siemianowickich z bohaterami książek Roberta Kotowskiego - Anną Szanecką, Józią Oderfeldówną i Wacławem Olszewiczem. Po części adresowanej głównie dla najmłodszych była okazja do bezpośrednich rozmów w gronie pracowników Młodzieżowego Domu Kultury im. H. Jordana, Siemianowickiego Centrum Kultury, rodziny pani Szaneckiej, wychowanków z zespołu turystycznego ze starszych i młodszych roczników. Ostatnie takie gwarne spotkanie całej grupy odbyło się chyba na 80 urodziny naszej instruktorki, a może na 40-lecie zespołu turystycznego w 2005 r.

Pomysł na 100-lecie urodzin

Jak już pisałem o Grupie Jordan 70, jej członkowie pozostają ze sobą w ciągłym kontakcie, co daje możliwość dyskusji i podejmowania różnych inicjatyw. Jedną z takich spraw, która wywołała swoistą „burzę mózgów” w tym przyjacielskim kręgu, są obchody stulecia narodzin Anny Szaneckiej w 2020 r. około dnia 7 marca 2020 roku. I tak w Grupie Jordan 70 powstała idea nadania Miejskiej Bibliotece Publicznej w Siemianowicach Śląskich imienia Anny Szaneckiej. Wstępne zapytania o taką możliwość wśród osób związanych z oświatą i kulturą w Siemianowicach Śląskich przyniosły pozytywny odzew.

Śląskiej przewodniczki Anny Szaneckiej odwaga prawdziwości [list do redakcji]   Uczestnicy spotkania poświęconego Annie Szaleckiej w bibliotece w Siemianowicach 19 lutego 2020 r. Z kolei w kościele pw. Zmartwychwstania Pańskiego przy ul. Michałkowickiej biskup Andrzej Iwanecki, który jest także jej wychowankiem, 7 marca o 16.00 odprawi za nią Mszę św. Miejska Biblioteka Publiczna w Siemianowicach Śl.

Entuzjastycznie odniosły się do tego pomysłu młodsze roczniki wychowanków Anny Szaneckiej, spośród których kilka osób zajmuje różne ciekawe stanowiska w Siemianowicach Śląskich, np. Monika Pojda-Dziekońska, autorka publikacji o p. Szaneckiej, jest zastępczynią dyrektora Siemianowickiego Centrum Kultury, są tam także osoby wykonujące rożne zawody, mieszkające w Polsce i za granicą. Łączy je wszystkie przekonanie, że od Anny Szaneckiej otrzymały coś, co bardzo wpłynęło na ich pomyślność i postrzeganie świata. W bieżącym roku powstał wspólnie sygnowany przez kilkudziesięciu byłych członków naszego zespołu turystycznego wniosek do Prezydenta Miasta Siemianowic Śląskich Rafała Piecha w sprawie takiego uhonorowania pani Szaneckiej na 100-lecie jej narodzin.

Mimo, że, jak się dowiedziałem od pani Dyrektor biblioteki Bogumiły Śliż, uchwała o  nadaniu imienia Anny Szaneckiej Miejskiej Bibliotece Publicznej w Siemianowicach Śląskich może zapaść ostatecznie dopiero na posiedzeniu Rady Miasta w dniu 27 lutego 2020 r., biblioteka siemianowicka ogłosiła już swoją niezwykłą imprezę w internecie na stronie Urzędu Miasta pisząc:

„Miejska Biblioteka Publiczna w Siemianowicach Śląskich przy al. Sportowców 3 zaprasza serdecznie 19 lutego o godz. 18.00 na spotkanie „PANI SZANECKA... PAMIĘTAMY... PODZIWIAMY... DZIĘKUJEMY!!!

Spotkanie będzie poświęcone sylwetce Pani Anny Szaneckiej (7 marca 1920 r. - 12 listopada 2009 r.) - śląskiej przewodniczce, mającej ogromne zasługi w wychowaniu wielu pokoleń siemianowickiej młodzieży, krzewiącej turystykę, kulturę, Honorowej Obywatelce Siemianowic Śląskich, odznaczonej Złotą Odznaką „Zasłużony w pracy PTTK” i Medalem im. dr. Henryka Jordana. Spotkanie będzie doskonałą okazją, by wspólnie z wychowankami oraz osobami zainteresowanymi powspominać tę wyjątkową postać, która na długo zostanie w naszej pamięci i naszych sercach.

autor: Miejska Biblioteka Publiczna”

Spieszymy się więc, by przekazać różne pamiątki, zdjęcia i dokumenty na przygotowywaną na tę okazję wystawę oraz przygotować wystąpienia, którymi chcielibyśmy uczcić naszą wychowawczynię w 100-lecie jej narodzin. Wszystko w nadziei na wyjątkowe przeżycia, niezależnie od tego, czy znajomość z Anną Szanecką była wieloletnia, czy choćby nawet krótka, ale jednak bardzo owocna. 

O odwadze prawdziwości

Chciałbym wrócić do wspomnianych wcześniej przeze mnie refleksji p. red. Bogumiły Hrapkowicz-Halorowej w Muzeum Śląskim w Katowicach w dniu 1 października 2019 r. , która powiedziała mi, że Anna Szanecka mogłaby być „wielkim profesorem”, gdyby nie wojna i związana z nią tułaczka. No ale skoro p. Szanecka profesorem nie była, to co jest kluczem do zrozumienia jej fenomenu, jak na dzisiejsze czasy, niełatwego do uchwycenia?

Myślę, że wszystko tu się obraca wokół kwestii odwagi. Jak wiemy, pani Szanecka była koleżanką Krzysztofa Kamila Baczyńskiego z dziecinnych lat. Gdy walił się świat Krzysztofa, stanął on odważnie do nierównej walki z Niemcami … i poległ. Anna Szanecka, gdy zawaliły się zręby jej młodzieńczego świata, gdy unicestwiona została jej bezcenna rodzinna biblioteka i pozbawiono ją godnego mieszkania, w swoim całym powojennym życiu, które spędziła przecież w Siemianowicach Śląskich, niejako stanęła w jednym szeregu z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim, odważnie i w prawdach codzienności tocząc swoją długą życiową walkę, a walczyła pokojowo… o nas… i następne pokolenia.