Zapięte na ostatni guzik

Marta Sudnik-Paluch

|

Gość Katowicki 44/2019

publikacja 31.10.2019 00:00

Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy po wejściu do Muzeum Powstań Śląskich, to naboje. Ot, pamiątka. Ale zwiedzający muszą być przygotowani na strzał prosto w serce. Zaraz na początku.

	Halina Bieda, dyrektor muzeum. Za nią jej ulubiony eksponat – plakat wydany w językach polskim i niemieckim, mówiący o wspólnej miłości do Górnego Śląska. Halina Bieda, dyrektor muzeum. Za nią jej ulubiony eksponat – plakat wydany w językach polskim i niemieckim, mówiący o wspólnej miłości do Górnego Śląska.
Marta Sudnik-Paluch

Placówka mieści się w Świętochłowicach, w zabytkowym budynku zaprojektowanym przez Emila i Georga Zilmannów – kuzynów i wybitnych architektów; autorów m.in. Nikiszowca i Elektrociepłowni Szombierki. – To architektura bardzo charakterystyczna dla Górnego Śląska – podkreśla Halina Bieda, dyrektorka placówki. Zaadaptowanie budynku na potrzeby MPŚ uchroniło go przed całkowitym zniszczeniem. Pierwotnie mieściła się tam siedziba zarządu dóbr ziemskich Donnersmarcków. Od 1945 roku zlokalizowana w nim była komenda milicji, a później policji. Niestety, w noc sylwestrową z 1999 na 2000 r. budynek częściowo spłonął. Na lepsze dni przyszło czekać ponad 10 lat – rewitalizacja rozpoczęła się w roku 2013. W jej trakcie odbudowano dach i charakterystyczną wieżyczkę, wymieniono stropy i wyczyszczono elewację. Pierwsi zwiedzający przekroczyli próg 18 października 2014 roku.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.