Mom pięć domów

Przemysław Kucharczak Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 37/2019

publikacja 12.09.2019 00:00

Czy trzeba być supermenem, żeby już za życia mieć ulicę swojego imienia?

Mom pięć domów Ks. Bernard Macioń Archiwum Archidiecezjalne w Katowicach

Zmarły 27 lipca 2019 r. w wieku 80 lat ks. Bernard Macioń był drobnej postury, słabo słyszał, a jednak już za życia taką ulicę dostał. Znalazła się w „nowych” Nieboczowach – wsi, która została teraz przeniesiona na nowe miejsce z dna budowanego zbiornika Racibórz Dolny.

Ks. Bernard podchodził do tego z właściwym sobie poczuciem humoru. – Basia, przewieź mie yno do końca tej ulicy, policza, wiela tu mom domów – poprosił kiedyś parafiankę. A po chwili skomentował: – Pięć! A widzisz, Czempiel, taki wielki człowiek, a yno jedyn mo!

Ksiądz Bernard był proboszczem parafii św. Józefa Robotnika w Nieboczowach w latach 1987−2004, do czasu przejścia na emeryturę. Ludzie zapamiętali, że gdy ktoś miał problem, to nawet jeśli nie wiedział, jak pomóc, nie bał się podejść i indywidualnie porozmawiać. Cenili sobie jego życzliwość i okazywaną miłość. – Kiedy ktoś z parafian trafiał do domu starców albo do szpitala, to jechał go odwiedzić. Pytał: „Basia, pojedziesz ze mną?” Pamiętam, że jechałam z nim kiedyś do parafianina, który dostał się do szpitala w Zabrzu. Do szpitala albo domu starców w Raciborzu umiał sobie zajechać sam. Kupował dla odwiedzanych parafian coś symbolicznego, np. cukierki – wspomina Barbara Mazurek, parafianka z Nieboczów. – Pamiętał o wszystkich. Kiedy jechał po komunikanty do Raciborza, zabierał ze sobą niewidomą parafiankę, dla której to była okazja do pogadania i wycieczka – mówi.

Ksiądz Bernard był z parafianami w strasznych chwilach powodzi, w tym tej wielkiej z 1997 roku. Nieboczowiki zapamiętali, że nikomu nie chciał odmówić pomocy, chociaż obawiał się otwierać nieznajomym. Kiedy więc słyszał dzwonek do drzwi, wychodził na balkon, i jeśli na dole stał np. bezdomny, spuszczał mu w dół w koszyczku przygotowane wcześniej dary żywnościowe. – On był dla wszystkich dobry – mówi Barbara Mazurek.

Ksiądz Bernard Macioń urodził się w 1939 roku w Orzeszu, w rodzinie Roberta i Jadwigi z domu Rudzok. Skończył niższe, a później wyższe seminarium duchowne i w 1963 roku przyjął święcenia prezbiteratu z rąk bp. Herberta Bednorza. Był wikariuszem w Piekarach-Józefce (1963−1965), w Paniowach (1965−1968), u św. Wawrzyńca w Rudzie Śląskiej-Wirku (1968−1971), św. Marii Magdaleny w Rudzie Śląskiej-Bielszowicach (1971−1976), św. Wojciecha w Radzionkowie (1976−1977) i św. Bartłomieja w Bieruniu (1977−1979), gdzie był też rektorem kościoła św. Walentego. Został rektorem kościoła kalwaryjskiego w Piekarach Śl., a później proboszczem nowo erygowanej tam parafii Zmartwychwstania Pańskiego (1979−1987). Stamtąd przeszedł do Nieboczów.

Na emeryturze mieszkał w rodzinnym Orzeszu i w domu księży emerytów. Został pochowany w „nowych” Nieboczowach.

Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.