Ksiądz Tomasz u króla Lwa

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 36/2019

publikacja 05.09.2019 00:00

Na pogrzeb ks. Wiosny, zmarłego w wieku 50 lat proboszcza sanktuarium w Katowicach--Bogucicach, przyjechał biskup z Saratowa i 10 duchownych, którzy pracowali z nim w południowej Rosji.

Ksiądz Tomasz u króla Lwa

Ksiądz Tomasz Wiosna został pochowany w rodzinnych Marklowicach koło Wodzisławia Śląskiego. Żegnały go matka, siostra i wielu przyjaciół. Byli wśród nich goście z Rosji, gdzie ksiądz duszpasterzował przez 16 lat.

Czas jest krótki

Pogrzebowej Mszy św. przewodniczył rocznikowy kolega ks. Tomasza, bp Adam Wodarczyk. Jako neoprezbiterzy pracowali razem w parafii św. Jadwigi w Chorzowie u wybitnego księdza Henryka Markwicy, moderatora oazy. Ksiądz Tomek jako jedyny z wikarych czuwał przy ks. Markwicy w szpitalu po jego wypadku samochodowym i był przy jego śmierci. – Myślę, że przez to jeszcze bardziej zrozumiał, że trzeba każdy dzień przeżywać intensywnie, bo czas jest krótki – mówił bp Adam.

Biskup Wodarczyk wspominał, że ks. Tomasz Wiosna był wtedy m.in. katechetą w Słowaku – znakomitym chorzowskim liceum. To była wymagająca praca, bo uczniowie byli nie tylko inteligentni, ale nieraz też zbuntowani przeciwko Panu Bogu.

– Ksiądz Tomasz swoją dobrocią, serdecznością, a także niezwykłą zdolnością żartu sprawiał, że nawet ci nieprzekonani czy zbuntowani przychodzili go posłuchać i się z nim pospierać. Byli zdumieni tym, że młody ksiądz się nie gorszy nieraz ich zaskakującymi problemami, ale traktuje ich jak partnerów w rozmowie i prowadzi z nimi dialog. Potrafi odpowiedzieć na pytania, trudności, które nurtowały ich serca – wspominał.

Biskup Adam mówił o kreatywności zmarłego. Ksiądz Tomasz był odpowiedzialny za niedzielne Msze św. rodzinne w chorzowskiej Jadwidze. Przez cały tydzień zbierał rekwizyty, przygotowywał scenki. – Dzieci i ich rodzice przychodzili z pytaniem, co dzisiaj ks. Tomasz wymyśli. W jaki sposób pomoże nam głęboko dotknąć słowa Bożego. Jednocześnie robił to bardzo prosto, by nawet kilkuletnie dziecko zrozumiało – mówił biskup Adam.

Simba!

Biskup opowiedział o niezapomnianych rekolekcjach z królem Lwem przed 24 laty. – Potrafił na bazie filmu, który wtedy oglądało chyba każde dziecko, poprowadzić piękną opowieść o Panu Bogu. Myślę, że nie tylko dzieci, ale i dorośli, do jakich się zaliczałem, zapamiętali to – stwierdził bp Wodarczyk.

▼	Biskup Adam Wodarczyk i najbliżsi zmarłego nad jego trumną na cmentarzu w Marklowicach.   ▼ Biskup Adam Wodarczyk i najbliżsi zmarłego nad jego trumną na cmentarzu w Marklowicach.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Po pogrzebie w rozmowie z „Gościem Katowickim” do króla Lwa u św. Jadwigi w Chorzowie nawiązało jeszcze dwóch innych księży, którzy uczestniczyli w tych rekolekcjach. – Ksiądz Tomasz kupił wtedy taką wielką maskotkę króla Lwa i nagle wyciągnął ją spod ambony. W kościele zabrzmiał okrzyk: „Simba!”. A potem były piękne rekolekcje, które pozostały w pamięci. Jak on potrafił wykorzystać czas i rzeczywistość, którą żyły dzieci! – mówił ks. Witold Kania. Film „Król Lew” wyświetlano bowiem wtedy w kinach.

Czytaj dalej na następnej stronie

Na pogrzeb do Marklowic przyleciał biskup Clemens Pickel z Saratowa. Pojawiło się też dziesięciu innych księży, którzy pracowali z ks. Wiosną w południowej Rosji.

Biskup Clemens zapewnia, że ks. Wiosna był bardzo mądrym człowiekiem. – Dlatego wyznaczyłem go na wikariusza biskupiego dla południowej Rosji. Był odpowiedzialny za połowę diecezji. Wybrałem go, bo był dobrym przyjacielem księży. A to w Rosji bardzo ważne, ponieważ żyjemy tam w diasporze. Bywało, że musiał jechać do innego księdza 500 km. Podtrzymywał więź między duchownymi. Jestem mu bardzo wdzięczny – powiedział. – Kiedy ponad rok temu oznajmił, że chce wrócić do ojczyzny, zrozumiałem, że trzeba go puścić – dodał.

Niedługo po powrocie w 2018 roku ks. Tomasz został proboszczem sanktuarium Matki Bożej Boguckiej w Katowicach. Tutaj dopadła go choroba.

Dlaczego nieco ponad rok przed swoją śmiercią postanowił wrócić na rodzinny Śląsk? – Powiedział tylko: „Pora”. Szesnaście lat to dużo. W Rosji panuje inna mentalność, inne rozumienie Kościoła. Większość księży z Zachodu jest w Rosji dziesięć lat, on był o wiele dłużej – tłumaczył biskup.

Przez pierwsze osiem lat spędzonych w południowej Rosji ks. Tomasz pracował jako proboszcz w okręgu rostowskim. Opiekował się parafiami w Nowoczerkasku, Szachtach i Wołgodońsku. Przez kolejne osiem lat pełnił funkcję proboszcza w Krasnodarze, a jednocześnie wikariusza biskupiego dla dekanatów rostowskiego, krasnodarskiego i północno-kaukaskiego.

– Wcześniej do Nowoczerkaska księża dojeżdżali z sąsiednich parafii, a jeśli tam mieszkali, to bardzo krótko. Tomasz był pierwszym, i jak do tej pory jedynym księdzem, który został tam na dłużej. On z tamtejszych katolików zrobił wspólnotę – powiedział po pogrzebie ks. Michał Mżygłód, obecny proboszcz w Nowoczerkasku. I dodał: – Po prostu z nimi był: wśród ludzi, u ludzi, jako ksiądz. Przyszedłem tam siedem lat później. Między nim a mną było jeszcze sześciu innych proboszczów. A mimo to ci ludzie ciągle mówią o swoim ojcu Tomaszu.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.