Sen Damasceny

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 26/2019

publikacja 27.06.2019 00:00

Dlaczego najwyższe na Górnym Śląsku wieże kościoła św. Antoniego w Rybniku w 1945 r. nie wyleciały w powietrze? Ponieważ kable z narażeniem życia przecięła pewna... zakonnica.

Siostra Damascena. Siostra Damascena.
Archiwum sióstr boromeuszek z Mikołowa

Siostra Damascena Hary rodem z Książenic pod Rybnikiem, boromeuszka, miała serce lwicy. Była energiczna, bezpośrednia i bardzo wesoła.

Udaremnienie przez nią niemieckich planów wysadzenia ogromnej budowli to jeszcze nie wszystko. Kiedy później Sowieci plądrowali mienie kościelne, Damascena z furią natarła na nich, uzbrojona w wielką kościelną świecę. Złamała ją na głowie jakiejś Rosjanki. Dalej biła i kopała mężczyzn, a nawet na nich pluła. Gdy sowiecki żołnierz wycelował w nią karabin, uderzyła go w wielką łapę.

Pijani sołdaci byli tym tak zdumieni i zaskoczeni, że nie tylko siostry nie zabili, ale... porzucili już spakowane do swoich tobołów kielichy i monstrancję. Możliwe, że ulegli pierwotnemu lękowi przed kimś, kto okazuje wielkie zdecydowanie. Może też odezwał się w nich szacunek wobec „świętych szaleńców”, zakorzeniony w rosyjskiej kulturze?

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.