Rok po wstrząsie

prze

|

Gość Katowicki 18/2019

publikacja 02.05.2019 00:00

W jastrzębskiej Zofiówce 12 miesięcy temu zginęło pięciu górników. Sześciu innych przeżyło - w tym dwóch w niezwykłych okolicznościach.

▲	5 maja 2018 r., brama kopalni w Jastrzębiu-Zdroju. Karetka wiezie do szpitala jednego z uratowanych. ▲ 5 maja 2018 r., brama kopalni w Jastrzębiu-Zdroju. Karetka wiezie do szpitala jednego z uratowanych.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Słoneczna sobota 5 maja 2018 roku. Dochodziła jedenasta. Zaraz po szychcie na Zofiówce narzeczona miała podwieźć 29-letniego Łukasza, ksywa „Tygrys”, zapalonego kibica GKS Jastrzębie, na mecz. Inni górnicy, którzy z „Tygrysem” przygotowywali roboty strzałowe 900 metrów pod ziemią, wkrótce mieli wrócić do swoich domów, spotkać się z dziećmi, żonami, dziewczynami.

Ogromne tąpnięcie w ułamku sekundy unieważniło wszystkie ich plany. Wstrząs miał siłę 3,42 stopnia w skali Richtera. Mieszkańcy Jastrzębia-Zdroju odczuli go na powierzchni jak małe trzęsienie ziemi. Z półek w mieszkaniach spadały przedmioty – nie tylko te lżejsze, jak przy „zwykłych” tąpnięciach. –

U mojej córki na dziewiątym piętrze z parapetu spadły na podłogę żelazko i doniczka. Przestraszony wnuk uciekł z mieszkania – opowiadała pani Krystyna, którą krótko po tąpnięciu spotkał pod bramą kopalni dziennikarz „Gościa Katowickiego”.

Zanim jeszcze lampy w mieszkaniach przestały się chwiać, mieszkańcom Jastrzębia – zwłaszcza tym, których bliscy byli w tamtej chwili pod ziemią – serca podeszły do gardeł. Bo jeśli tąpnięcie wywołuje tak mocne odczucia na powierzchni, to co musi dziać się tam, na dole?

Dostępne jest 24% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.