Organista od 70 lat

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 18/2019

publikacja 02.05.2019 00:00

Proboszczowie się zmieniają, a on trwa. W 101-letnim kościele w Marklowicach przez zdecydowaną większość jego historii gra na organach wciąż ten sam, znakomity muzyk.

▲	Kazimierz Solik i znakomite, XIX-wieczne organy w kościele w Marklowicach. ▲ Kazimierz Solik i znakomite, XIX-wieczne organy w kościele w Marklowicach.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Trudno uwierzyć, że ta historia zaczęła się aż tak dawno temu – w 1949 roku. Na kolędę do rodziny Solików przyszedł ksiądz dziekan Antoni Basztoń. Zauważył pianino. „Ty sie uczysz grać? A co już umisz zagrać?” – zadał serię pytań 16-letniemu Kazikowi Solikowi.

A umisz pan zagrać Bacha?

„Już prawie wszystko” – odpowiedział chłopak. Na to ks. Basztoń: „A umisz pan zagrać Bacha?”. „Oczywiście, akurat mom wyłożone, bo sie przigotowuja do egzaminu” – stwierdził nastolatek.

– Jakech mu zagroł, to mie chycił za ramie i pedzioł: „Tyś je mój” – śmieje się dzisiaj Kazimierz Solik.

Ks. Basztoń powiedział wtedy 16-letniemu muzykowi: „Wiy pan, jo potrzebuja organisty na całe życie, co by był na kożde zawołanie. Bo mie już niy bydzie, księża tu się bydom zmiyniać, a pan tu może zostać”. Z perspektywy 70 lat widać, że te słowa wypełniły się jak proroctwo. Dzisiaj Kazimierz Solik współpracuje w parafii w Marklowicach z już siódmym z kolei proboszczem.

Pan Kazik pochodzi z muzykalnej rodziny. Jego ojciec, Henryk, był genialnym samoukiem multiinstrumentalistą. Choć nie czytał nut, wspaniale grał na skrzypcach, gitarze, perkusji i cytrze.

Henryk chciał zapewnić swoim dzieciom wykształcenie muzyczne. Mały Kazik chodził więc początkowo na naukę gry na skrzypcach do pana Kubali z Dolnych Marklowic, skrzypka Polskiego Radia. – Czasem nie umiałem się dostać do środka, bo on zamykał się i grał. Pięknie grał. Pukałem, potem biłem w drzwi pięściami. Kiedy otwierał, mówił: „Jo cie niy słyszoł. Dobrze, żeś prziszoł” – wspomina. – Pięknie grał też mój dyrektor ze szkoły muzycznej w Rybniku, Karol Szafranek, właściciel jedynych wtedy w Polsce skrzypiec Stradivariusa. Mógłbym go słuchać godzinami – mówi.

Kazik miał siostrę, która uczyła się gry na pianinie. Niestety, w wieku 6 lat Dorotka zmarła na porażenie słoneczne. Po jej śmierci sam Kazik rozpoczął naukę gry na klawiszach.

Chłopak musiał zwalniać się z lekcji w szkole, żeby dobiec na pociąg do Rybnika na stację w Radlinie-Obszarach. Po zajęciach w szkole muzycznej często wracał ostatnim pociągiem około 21.30. Raz mu ten pociąg uciekł, pobiegł więc do domu po torach kolejowych. Zauważyli go funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei. – Jeden zawołał: „Synku, uważej, co cie niy przejedzie!”. Odpowiedziałem: „Panie, nic mie niy przejedzie, bo ostatni pociąg już pojechoł!”. A on: „Tyś je mądry!” – śmieje się organista.

Poświęcenie się muzyce wymagało wyrzeczeń i długich ćwiczeń. Zostawało mało czasu choćby na grę w piłkę, a to w młodości też była jego pasja. – Dzisiaj mojemu tacie dziękuję za to, że mnie pilnował – mówi.

Nuty jak gazeta

Przez 65 lat grał w kościele w Marklowicach na wszystkich Mszach św. i nabożeństwach. Na jego muzyce – w tym na znakomitych improwizacjach, które wciąż można usłyszeć po Mszach – wychowały się już cztery pokolenia parafian. Niektórym grał i do chrztu, i do Pierwszej Komunii, i do ślubu, i żegnał ich muzyką w czasie ich pogrzebu...

Czytaj dalej na następnej stronie

Nigdy nie wyjechał na urlop. Na urodziny bliskich docierał zawsze dopiero po 19.00. Teraz w niedziele i święta pomaga mu już dwóch innych, młodszych organistów, ale Kazimierz nadal pracuje bardzo dużo. Codziennie gra w Marklowicach rano i wieczorem.

Od niedawna musi się „przestawiać” na elektronikę w wyświetlaniu tekstów pieśni. Pomagają w tym 86-latkowi młodsi organiści. – Jestem im za to wdzięczny – mówi.

Przez 68 lat dojeżdżał do kościoła na rowerze. Dopiero od dwóch lat przyjeżdża po niego samochodem kościelny. Trzy rowery spod kościoła mu skradziono – pierwszy zniknął w czasie Różańca, trzeci – już w latach 90. XX wieku – w czasie majowego. Ten ostatni był urodzinowym prezentem od ojca. Kazimierz cieszył się nim tylko jeden tydzień. Dopiero kiedy kupił toporny rower „Ukraina”, złodzieje dali mu spokój.

Nie było go stać na samochód, ale wybudował dom i wychował troje dzieci. Muzykę jako zawód wybrał jego syn Krzysztof, który pracuje w dwóch szkołach muzycznych, akompaniuje w czasie uczniowskich egzaminów, a przez 10 lat grał w Operetce w Gliwicach. Obaj – tak ojciec, jak i syn – mają dar czytania nut tak szybko, jakby czytali gazetę.

Kazimierz wychował bardzo wielu uczniów. Wielu z nich zostało później zawodowymi, i to świetnymi muzykami. Dojeżdżali do niego z Jastrzębia i Wodzisławia, Boguszowic i Niedobczyc, z Radlina i Jankowic...

Przed samymi egzaminami odwiedzali go też początkujący muzycy, także z bardzo daleka, nawet z Bielska-Białej. Prosili, żeby ich przesłuchał. Pan Kazik znajdywał im drobne błędy, których sami nie zauważali. Wskazywał im dwa, trzy miejsca w nutach i mówił: „Tu se poprow, to wtedy bydziesz mioł egzamin na 6”. I tak rzeczywiście było.

Z okazji 70 lat pracy w kościele w Marklowicach Kazimierz Solik otrzymał medal papieski „Pro Ecclesia et Pontifice”.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.