Zabójcze znalezisko

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 9/2019

publikacja 28.02.2019 00:00

Kiedy robotnicy zaczęli budowę supermarketu Aldi na wielkim osiedlu Nowiny w Rybniku, niespodziewanie znaleźli... schron bojowy z 1939 roku.

Zabytek tkwił pod...  garażem. Zabytek tkwił pod...  garażem.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Częściowo odkopali jego betonowy korpus. Teraz schron groźnie szczerzy swój otwór strzelniczy w kierunku samochodów, które przejeżdżają tuż obok ruchliwą ulicą Zebrzydowicką.

Drugi otwór na razie pozostaje zasypany. Wiadomo jednak, że jest skierowany w stronę biegnącej w dalszej odległości ulicy Raciborskiej.

Inwestor był zaskoczony tym znaleziskiem. Informacji o schronie nie było w miejskich dokumentach związanych z uzyskaniem pozwolenia na budowę.

Konserwator Zabytków zaproponował mu, żeby przeniósł schron na inną, wskazaną przez miasto działkę, albo po prostu trochę go przesunął.

Schron jest niewielki, ma ok. 6,5 m długości i ok. 3 m szerokości. Rybniczanie od razu zaczęli sobie wyobrażać, jak dobrze wyglądałby na przykład na środku pobliskiego ronda... Z naszych informacji wynika jednak, że przeniesienie schronu jest mało prawdopodobne ze względu na jego ciężar. Ta gruba, betonowa skorupa waży około 150 ton.

Schron zostanie więc raczej tylko przesunięty o ok. 3 metry, aż do chodnika przy ul. Dąbrówki. Pod względem historycznym to zresztą lepiej, że pozostanie prawie w tym samym miejscu, w którym został wzniesiony.

Choć tego schronu nie było na mapach, wiedzieli o nim miłośnicy historii Rybnika oraz okoliczni mieszkańcy. Tyle że budowli nie było widać.

Dlaczego? Powód jest kuriozalny. Jeden z poprzednich właścicieli tej działki w latach 70. XX w. podkopał ten schron i zagłębił go bardziej w gruncie. A później wykorzystał go jako... fundament pod garaż.

Trafione czołgi

Roztoczeniem opieki nad schronem są zainteresowani pasjonaci historii, związani ze stroną www.zapomnianyrybnik.pl. Jeden z nich, Adrian Piętka, wyjaśnia, dlaczego otwory strzelnicze są tu skierowane na boki, a nie – jak mógłby sądzić laik – wprost w kierunku lasu zebrzydowickiego, skąd nadeszli Niemcy. – Ten schron był odwrócony tyłem i oddzielony nasypem od strony, z której spodziewano się nieprzyjaciela. Właśnie na ten nasyp spadał ostrzał. Kiedy jednak nieprzyjaciel chciał przejść obok, wpadał w ogień krzyżowy tego schronu i sąsiednich – pokazuje.

Te sąsiednie schrony do dzisiaj w Rybniku istnieją. Jeden stoi w pobliżu ronda Levin przy ul. Raciborskiej, a drugi, pięknie odrestaurowany przez pasjonatów historii – w dzielnicy Wawok.

Czytaj dalej na następnej stronie

– A tam widać takie małe okienko przy wejściu do schronu – Adrian Piętka wskazuje częściowo zasypany otwór. – Ono służyło do obrony wejścia. W razie potrzeby można było wyrzucić przez nie granat albo wystawić mausera – tłumaczy. – Jest też taki mały otworek powyżej: to dziura na rurę z piecyka, przy którym żołnierze grzali się w środku – dodaje.

80 lat temu ta obronna budowla stała na skraju rybnickiej dzielnicy Maroko. Teraz schron jest otoczony potężnymi, 11-piętrowymi blokami osiedla Nowiny.

1 września 1939 r. o poranku na polskich żołnierzy w tym miejscu wściekle natarły czołgi 5 Dywizji Pancernej Wehrmachtu. – Właśnie gdzieś z rejonu tego schronu strzelała polska armata przeciwpancerna Boforsa – mówi Adrian Piętka.

Pierwszy atak niemieckich czołgów poszedł na wzgórze cmentarne w Rybniku, nieco dalej na północny-wschód. Wtedy tego wzgórza nie zasłaniały jeszcze bloki. Dowódca polskiej obrony Maroka, podporucznik Bolesław Gozdek, wsparł ten sąsiedni odcinek obrony: rozkazał dać ognia z armaty przeciwpancernej w boczne pancerze niemieckich czołgów.

W odpowiedzi zagrała niemiecka artyleria. "Na Maroko został położony gęsty ogień pociskami zapalającymi z karabinów maszynowych nieprzyjaciela i dział, które niszczą mi rkm [ręczny karabin maszynowy – przyp. red.] i zabijają obserwatora. Silny ogień został położony też na schron. Natomiast nasze działko ppanc. bocznym ogniem unieruchomiło dwa czołgi wroga i potem zacięło się" – wspominał ppor. Gozdek.

Walka i zdrada

Niestety, na lewym skrzydle obrony, obok schronu przy ul. Raciborskiej, prawdopodobnie doszło do zdrady: na niemiecką stronę przeszedł podporucznik rezerwy Walter Wollny, syn właściciela rybnickiego młyna. Ktoś też zastrzelił tam polskich saperów, którzy mieli wysadzić wiadukt nad torami.

Rybnik miał być broniony tylko przez kilka godzin. Schron był więc uzbrojony tylko w karabiny maszynowe. Mógł zatrzymać niemiecką piechotę i lżejsze pojazdy, ale nie czołgi. Tymczasem Niemcy pierwszego dnia II wojny światowej zastosowali nieznaną wcześniej na świecie taktykę łamania frontu ogromnymi falami czołgów.

Kilkadziesiąt maszyn wdarło się też do Rybnika. Obrońcy dzielnicy Maroko zostali odcięci. A jednak wyrwali się z beznadziejnego, zdawałoby się, położenia. Kiedy załoga niemieckiego czołgu, który odcinał ich od miasta, wyszła na chwilę z maszyny, ostrzelali ją z granatnika i uskoczyli do miasta. Doszli później, walcząc, aż pod Tomaszów Lubelski.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.