Rzeźba ukryta w kałuży

ap

|

Gość Katowicki 9/2019

publikacja 28.02.2019 00:00

– Narzędzie w jego ręku to nie tylko dłuto, rylec, to tomo-graf – mówi przyjaciel artysty.

„Zmartwychwstanie” - jedna z prac Tomasza Wenklara. „Zmartwychwstanie” - jedna z prac Tomasza Wenklara.
Aleksandra Pietryga /Foto Gość

W jednej z książek, które czytamy dzieciom, jest taka scena. „Co to jest?” – pyta bohater. „Biała kartka papieru” – odpowiadają dzieci. „A teraz?” – pyta po chwili. „Samolot! A teraz statek! Łabędź!” – wołają zachwycone maluchy. Wszystko może być wszystkim. Ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Dla Tomasza Wenklara, rzeźbiarza z Tychów, wyobraźnia nie ma granic. Inspirację dla swoich prac czerpie z pękniętych płyt chodnikowych, o które się potyka; brukselek na straganie; pozornie bezużytecznych kawałków drutu, w których inni widzą tylko... kawałki drutu. „Uważnie patrzy pod stopy, by nie przegapić rzeźb leżących na ulicach, ukrytych w pęknięciach asfaltu albo płyt chodnikowych, by nie przeoczyć zarysów zanurzonych w kałużach, skrywanych przez źdźbła trawy i płatki kwiatów. Rozgląda się wokół na wypadek, gdyby figury wmurowane były w ściany, bo wie, że odsłania je sypiący się tynk” – napisał o rzeźbiarzu Jacek Kurek, historyk, znawca muzyki i sztuki.

Dostępne jest 45% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.