Kapelan górników z "Wujka"

Aleksandra Pietryga

publikacja 16.12.2018 12:00

Ks. Henryk Bolczyk był przy górnikach w tragicznych dniach grudnia '81. Kazimierz Kutz uczynił go jednym z głównych bohaterów filmu "Śmierć jak kromka chleba", opowiadającego o krwawej pacyfikacji kopalni.

Kapelan górników z "Wujka" Ks. Henryk Bolczyk, kapelan górników z "Wujka" podczas tragicznych wydarzeń w grudniu 1981 roku Henryk Przondziono /Foto Gość

Po latach śląski reżyser powiedział: "Uważam, że gdyby na miejscu ks. Bolczyka był inny ksiądz, to tam, na "Wujku", wszystko wyglądałoby dużo gorzej. (...) On był i pozostaje dla mnie prawdziwym bohaterem. (...) Zawsze cichy, dyskretny, a jednocześnie niezwykle otwarty. To człowiek, z którym chce się przebywać".

Ks. Bolczyk został proboszczem parafii św. Michała Archanioła w Katowicach wiosną 1980 roku, a już w sierpniu kopalnia, która znajdowała się na jej terenie, przystąpiła do komitetu strajkowego. Górnicy wiedzieli, że mają "u siebie" proboszcza, na którego mogą liczyć. Zresztą sam im to powiedział: "Gdybyście księdza szukali i potrzebowali, to wiedzcie, że ja jestem gotowy".

Nic dziwnego, że kiedy 13 grudnia 1981 roku ogłoszono stan wojenny, pierwsze kroki, jeszcze przed świtem, skierowali na parafię. Byli bezradni z powodu wydarzeń, do jakich doszło w nocy. Milicjanci wtargnęli do mieszkania Jana Ludwiczaka, szefa kopalnianej "Solidarności", i siłą wywlekli go z łóżka. Zaskoczonego, nieubranego, wywieźli w niewiadomym kierunku, zostawiając za sobą porąbane siekierą drzwi i roztrzęsioną rodzinę.

- Musieli mi dwukrotnie powtarzać, co się stało, bo nie mogłem pojąć i uwierzyć, jak mogło do czegoś takiego dojść. Tyle w tym było przemocy - wspominał ks. Bolczyk w rozmowie z katowickim "Gościem".

Tę scenę utrwalił Kazimierz Kutz w swoim filmie. Znalazła się tam także homilia wygłoszona podczas Mszy, którą ks. Henryk odprawił rankiem 13 grudnia w kopalni. Udał się tam na prośbę górników, którzy "szukali światła u swojego księdza", jak sami mówili. Chwilę wcześniej wysłuchał oświadczenia Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce.

- Z tego komunikatu zrobiłem sobie notatki. Jaruzelski miał nadzieję, że nie zostanie przelana kropla krwi, a ja już wiedziałem o brutalnym pobiciu i poranieniu górników, którzy przyszli na pomoc Ludwiczakowi. Co miałem powiedzieć zagniewanym, zdezorientowanym górnikom? - wspominał po latach kapłan.

- Zawsze kończyłem myślą przewodnią Słowa Życia. Tym razem jednak mój wzrok przykuły tabliczki z napisami: "Palenie wzbronione" i "Zachowaj czystość", bo Msza była w łaźni. Mówię: "Panowie, nie wolno wam nikogo palić! Chrystus potępia zło, ale nie potępia grzesznika. Zachowajcie czystość myśli. Co było wartością wczoraj, musi być ważne i dzisiaj. Nawet gdyby czołgi jeździły wokół nas, to nic nie znaczy! Nikt nie może zmienić naszych przekonań" - mówił do górników.

"Czołgi nic nie znaczą"! - to mocno ubodło ówczesne władze. Gdy w styczniu 1982 roku ks. Henryk był przesłuchiwany przy ul. Lompy w Katowicach, te słowa zostały mu wypomniane. Oskarżono go o podjudzanie górników do strajku.

- Dosłownie o odbieranie przysięgi od górników, że będą walczyć "do ostatniej kropli krwi" - wyjaśniał w wywiadzie dla katowickiego "Gościa". - To mogło być spreparowane nawet przed 13 grudnia. Mieli na oku księży, którzy na terenie kopalni odprawiali Msze św. A na "Wujku" górnicy nie tylko manifestowali wiarę, ale ją odnawiali. Prowadziliśmy ewangelizację, która budziła sumienia. To było coś niewyobrażalnego w kopalni, która miała być sztandarowym przykładem socjalistycznego zakładu pracy - mówił ks. Bolczyk.

15 grudnia, dzień przed krwawymi wydarzeniami na "Wujku", ks. Henryk modlił się z górnikami na różańcu. Skończyli odmawiać 49. zdrowaśkę, kiedy rozległ się krzyk: "Chopy, jadą!". To zmilitaryzowane oddziały wkraczały na teren kopalni. 50. "Zdrowaś, Maryjo" już nie dokończyli...

- Pamiętam, że podeszły do mnie dwie osoby. Najpierw młody chłopak. Cały drżał, w wyciągniętej dłoni miał obrazek Matki Boskiej. "Niech mnie ksiądz pobłogosławi" - prosił. I podchodzi drugi górnik, krępa postać. Mówi: "Ksiądz nam obiecał absolucję generalną" [zbiorowe rozgrzeszenie - przyp. aut.]. Niczego takiego nie obiecywałem! Nie mówiłem z górnikami o walce. Ale poszedłem i rozgrzeszyłem. To potem okazało się dla niektórych konieczne...

O tym, co działo się w tych tragicznych dniach na kopalni, ks. Henryk wiedział na bieżąco. - Wiedzieliśmy o brutalnym rozpędzaniu tłumów przed kopalnią, gonieniu cywilów po budynkach, biciu pałkami, rzucaniu pojemników z gazami łzawiącymi. Tygodniami jeszcze, kiedy chodziłem po kolędzie, oczy łzawiły od tych gazów. A potem już informacje o zabitych, rannych. Walki ustały. Ludzie nie mogli uwierzyć, że strzelają do nich jak do kaczek. Ostrą amunicją. Szybko mogłem skonfrontować dane z sekcji zwłok, w wersji osób zaufanych, z idiotycznymi wiadomościami w "Dzienniku". To nie była obrona! Strzały padały z daleka - wspominał kapłan.

Wśród zabitych górników był jeden parafianin ks. Bolczyka. Józef Czekalski. - Przyszła do mnie wdowa z dzieckiem. To było niewyobrażalnie realne. I bolesne. Ten człowiek właśnie skończył urlop! Mówili mu: "Nie idź, jest strajk". Ale on był zbyt uczciwy, solidny. Poszedł do roboty i już nie wrócił. A tu wieczorem słyszę w "Dzienniku" o wichrzycielach, którzy podnieśli rękę na władzę ludową. Krew się we mnie gotowała!

Ale miałem już świadomość agonii systemu, gnicia od środka. Czułem to, kiedy szliśmy z pogrzebem tego górnika. Pełno esbeków. A w nich tyle strachu, niepewności. Ci, którzy zastraszają, sami są zastraszeni. Tym razem jednak miarka się przebrała. Po Wujku ’81 wielu rzucało legitymacje partyjne. Zrozumieli, że system jest niereformowalny, nie ma socjalizmu z ludzką twarzą.

Ks. Henryk Bolczyk obecnie jest na emeryturze i mieszka w Carlsbergu - ostatnim miejscu pobytu sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Pracuje w Międzynarodowym Centrum Ewangelizacji Światło-Życie. W tym roku skończył 80 lat. W 2010 roku obronił doktorat z teologii pastoralnej.

Przed rokiem został odznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę Krzyżem Oficerskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi we wspieraniu przemian demokratycznych w Polsce, za niesienie posługi duszpasterskiej osobom represjonowanym i więzionym w czasie stanu wojennego.

Więcej o kapelanie z "Wujka" w najnowszym numerze katowickiego "Gościa Niedzielnego".