Pochowani z dala od rodzin

Przemysław Kucharczak Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 44/2018

publikacja 01.11.2018 00:00

82 śląskich synków leży od przeszło 79 lat we wspólnej mogile na cmentarzu w Wyrach. Zginęli w ciągu zaledwie półtorej doby.

Co roku w Gostyni odbywa się inscenizacja bitwy wyrskiej. Na zdjęciu polski kontratak. Co roku w Gostyni odbywa się inscenizacja bitwy wyrskiej. Na zdjęciu polski kontratak.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

To byli przede wszystkim mieszkańcy różnych śląskich miejscowości. Służyli w dwóch śląskich pułkach Wojska Polskiego – w 73. i 75. W lesie między Wyrami i Tychami pułki te okryły się chwałą, wygrywając trwającą w dniach od 1 do 3 września 1939 roku zaciekłą bitwę z Niemcami. Niestety, ceną za zmuszenie do ucieczki niemieckich napastników była krew śląskich żołnierzy. Ciała 82 z nich spoczęły na cmentarzu w Wyrach.

Granaty my ciepli

O bitwie wyrskiej opowiadał w 2013 r. „Gościowi” jej ostatni żyjący wtedy uczestnik ze strony polskiej, Franciszek Grzegorzek z Pszowa. Zmarł przed czterema laty. W 1939 r. był kapralem. Wieczorem 1 września z III batalionem 75. pułku piechoty wszedł w lasy za Mikołowem. „Nimce były już okopane za rzeczkom Gostynką. Szli my tyralierom. Naroz usłyszołech, jak ktoś z drugigo brzegu woło: „Fojer!” – opowiadał nam.

W tym momencie Ślązacy znaleźli się pod ciężkim ogniem. Padli plackiem. Po kilku minutach Franciszek kazał swojej drużynie czołgać się do tyłu. Zapamiętał dialog ze starszym sierżantem Półrolnikiem: „Panie kapralu, nie wycofywać się! My, oficerowie, mamy ginąć!”. „My się nie wycofujemy, tylko przygotowujemy stanowiska bojowe”. „A, to dobrze”.

Cofnęli się o kilkanaście metrów i próbowali się okopać. „Musielimy tam leżeć i leżeć, ale głowy nie dźwigać. Kto głowa dźwignył, to mioł po nij. Jak kolega celowniczy cekaemu dostoł w czoło, to mu tyłem wyszło wszystko...” – mówił.

Co czuł, widząc śmierć swoich kolegów? „Co chcesz wtedy godać? Trudno, wojna... Musiołech zaroz posłać drugigo żołnierza do obsługi cekaemu na miejsce tego zabitego” – wyjaśniał.

Po jego lewej stronie leżał celowniczy erkaemu. „Instruowołech go: »Uważej yno, skąd idzie tyn dym z niemieckij strony, ale głowy nie dźwigej! Yno trocha, wiela idzie«. Nie wyobrażosz se, jak las był zadymiony” – mówił pan Franciszek.

Pod koniec 2 września przyszedł rozkaz: „Bagnet na broń!”. „Porwalimy sie: »Huraaa!«. Pomoczylimy sie przez rzeczka Gostynka, ręczne granaty my ciepli do nimieckich okopów. A Nimce wyskakiwali i uciekali. Jak kiery zostoł, wołoł: »Hilfe!«. Gonilimy ich przez cały las, aż na jego zachodnio strona” – wspominał. „Do tego kontrataku poszoł cały nasz batalion. Wiysz, jako to masa ludzi? Aż sześćset żołnierzy! Mielimy poczuci zwycięstwa” – dodawał.

Także inne kontratakujące bataliony Ślązaków odniosły wtedy sukces. Niemcy z dużymi stratami uciekli m.in. ze Żwakowa i Wyr. A jednak w nocy Polacy dostali rozkaz, żeby się wycofać, bo Wehrmacht przerwał front na innych odcinkach.

W lesie pozostały ciała chłopaków w polskich i niemieckich mundurach. Zginęli w walce. Wojna jest straszna, ale można uznać, że to są jej prawa. Niestety, Niemcy po przegranej przez siebie bitwie dopuścili się tutaj także zbrodni. Rozstrzelali grupę cywilnych mieszkańców sąsiedniej Gostyni, w tym gostyńskiego proboszcza, ks. Tomasza Mamzera.

Ostatnia droga

Mama i dziadkowie Róży Badury, gospodyni na probostwie w Wyrach, opowiadali jej o tamtej bitwie. Ich gospodarstwo znalazło się na linii ognia niemieckiej artylerii, która usiłowała dosięgnąć polskiego pociągu pancernego. Pociąg ten siał szczególne spustoszenie wśród niemieckich oddziałów, jeżdżąc po torach prowadzących z Tychów do Łazisk. Niemiecki ogień podpalił stodołę dziadków pani Róży. 15-letni wtedy wujek, który próbował gasić płomienie, dostał odłamkiem. Rana okazała się na szczęście lekka. Dziadkowie opowiadali też pani Róży o ostatniej drodze poległych młodych mężczyzn z polskiej i niemieckiej armii. – Furmanki wywoziły ich ciała z lasu – relacjonuje.

Część poległych zostało pochowanych w Gostyni. Ciała 82 polskich żołnierzy, przede wszystkim Ślązaków, trafiły do wspólnego grobu na cmentarzu w Wyrach. Okoliczni mieszkańcy od 79 lat o ich mogiłę bardzo się troszczą. Kto, jak nie oni, pomodli się o niebo dla tych chłopaków, pochowanych z dala od rodzinnych miejscowości? O miejsce to dbają też władze gminy. Przed płytą z nazwiskami poległych pojawiają się znicze, kwiaty i wieńce.

Pochowani z dala od rodzin   Mogiła polskich żołnierzy, poległych w zwycięskiej bitwie we wrześniu 1939 r., na cmentarzu w Wyrach niedaleko Mikołowa. Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.