Bóg dał znak

Dobromiła Salik

publikacja 12.05.2018 11:34

Neoprezbiterzy 2018. Nowi kapłani - dla diecezji, dla Kościoła, dla każdego z nas. Jak odkrywali powołanie? Kim jest dla nich Jezus? Jakimi pragną być księżmi?

Bóg dał znak Święcenia w katowickiej katedrze. Henryk Przondziono /Foto Gość

Różne są drogi Jezusa do serc. Do wszystkich serc, wiemy o tym dobrze. Ale serca powołanych potrzebują specjalnych znaków - potwierdzenia, że ten wewnętrzny głos nie jest złudzeniem, lecz realnym wezwaniem do służenia Bogu i braciom w kapłaństwie.

Pochodzą z rodzin mocno wierzących („mój dom był pierwszym miejscem, gdzie pokazywano mi Pana Boga”; „w mojej rodzinie wiara jest czymś naturalnym”). Ale niektórzy wyszli z takich rodzin, w których wiara nie była najważniejsza. Albo pogubili się trochę w życiu i bynajmniej nie zapowiadali się na osoby duchowne… Jeden z neoprezbiterów mówi wprost: "W kościele byłem gościem niedzielnym”. Inny: „Nie byłem grzecznym młodzieńcem". Jeszcze inny: „Wyspowiadałem się po 5 latach”. Albo: „Co!? Ja, papiery do seminarium!?”. Pada też wyznanie, które może szokować: „W czasie rozmowy z rektorem nie przyznałem się, że nie wiem, czym są diecezje…”.

Nawet jeśli na ich drodze „nie było fajerwerków ani nagłych zwrotów akcji” - zawsze był jakiś moment zatrzymania, refleksji i mocnego przekonania, że Bóg pragnie ich kapłaństwa. On dawał im znak - taki czy inny. Czasem „nowoczesny” - jak ten: „Powołał mnie przez… Facebooka”. Albo wołał, dając przekonujący przykład życia księdza-staruszka: „Pomimo iż słaby fizycznie – nie oszczędzał się dla ludzi. Zawsze miał czas, aby porozmawiać, często było widać uśmiech na jego twarzy, a liturgię sprawował zawsze z największą starannością”.

Oby i o neoprezbiterach 2018 mówiono po latach: nie oszczędzali się dla ludzi, zawsze mieli czas, promieniowali radością…

Przeczytaj także:

Archidiecezja katowicka ma jedenastu nowych kapłanów

Poniżej życzenia przełożonych seminaryjnych skierowane do nowo wyświęconych księży oraz wypowiedzi - świadectwa wszystkich neoprezbiterów 2018.

Ks. Marek Panek, rektor WŚSD

Bóg dał znak   Radujcie się!

Drodzy Neoprezbiterzy!

W Ewangelii czytanej w dniu Waszych święceń kapłańskich Jezus mówi o radości, radości pełnej (por. J 16,24b). Życzę Wam, aby Wasze serca przepełniała radość nie tylko w tym szczególnym dniu, ale by opromieniała całe Wasze kapłańskie życie. Myślę o radości płynącej z faktu, że na drogach swojego życia spotkaliście Pana, który do każdego z Was zawołał: "Pójdź za Mną", a Wy odważnie odpowiedzieliście na to wołanie. Myślę również o radości zakorzenionej w zapewnieniu Jezusa, przekazanym nam przez św. Pawła: "Wystarczy ci mojej łaski" (2 Kor 12,9). Szczęść Boże!

Ks. Paweł Til, prefekt WŚSD

Bóg dał znak   Macie nieść Chrystusa

Drodzy Neoprezbiterzy!

Św. Josemaría Escrivá – Wasz patron – napisał kiedyś: „Kapłan jest codziennym i bezpośrednim narzędziem zbawczej łaski, którą zdobył nam Chrystus. Jeśli rzeczywiście się to zrozumiało, jeśli przemyślało w aktywnej ciszy modlitwy, jak można uważać kapłaństwo za rezygnację? Jest ono zyskiem, którego nie można obliczyć. Nasza Święta Matka Maryja, najświętsza ze stworzeń, raz jeden przyniosła na świat Jezusa; kapłani przynoszą Go na naszą ziemię, do naszych ciał, do naszych dusz każdego dnia: przychodzi Chrystus, aby pożywić nas, aby ożywić nas, aby być, już teraz, zaczątkiem przyszłego życia”.

Te słowa przypominają, jak wielki i niezasłużony dar otrzymaliście od Zbawiciela i jak wielkie zadanie zostaje Wam powierzone. Macie innym nieść Chrystusa, dzielić się Nim z każdym, kogo spotkacie na swojej drodze.

Chciałbym Wam życzyć, abyście nigdy o tym nie zapomnieli.

***

Oto świadectwa neoprezbiterów:

Ksiądz Tomasz Bieras

Ur. 23.04.1992 r. w Rudzie Śląskiej. Par. św. Marii Magdaleny w Rudzie Śl.-Bielszowicach. Hasło prymicyjne: "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp 4,13)

Ks. Tomasz Bieras Ks. Tomasz Bieras
Ur. 23.04.1992 r. w Rudzie Śląskiej. Par. św. Marii Magdaleny w Rudzie Śl.-Bielszowicach. Hasło prymicyjne: "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp 4,13)
Nie wiem, co jest z tym chłopakiem, ale…

Nie jestem w stanie określić jednoznacznie, kiedy w moim życiu odkryłem powołanie do kapłaństwa. Chęć wstąpienia do seminarium i bycia księdzem pracowała we mnie przez dłuższy czas. Po Wczesnej Komunii Świętej, jako młody chłopak, chciałem zostać ministrantem. Tę moją decyzję odkładali w czasie moi rodzice, stwierdzając, że jeszcze jestem za mały, troszcząc się o to, czy podołam wszystkim obowiązkom ministranckim (przede wszystkim związanymi z wczesnym wstawaniem na Mszę Świętą). Kiedy na kolędę przyszedł ksiądz proboszcz Henryk Jonczyk, zapytał mnie, czy chcę być ministrantem. Odpowiedziałem wtedy, że chciałbym, ale jak na razie rodzice mi nie pozwalają. Na co on popatrzył z uśmiechem na mnie i powiedział: „Nie martw się, ja Ci to załatwię”. Mieszkanie obok mieszkają moi dziadkowie. Po odwiedzinach kolędowych u moich dziadków, w następną sobotę… trafiłem na pierwszą moją zbiórkę ministrancką! Tak zostałem ministrantem. Kiedy służyłem do Mszy jako ministrant, kiedy widziałem wielu oddanych i pracowitych księży, gdzieś w mojej głowie rodziła się myśl: chcę być tak jak ten ksiądz, widząc w nich wzór i oddanie. Ostatecznie decyzję o wstąpieniu do seminarium podjąłem podczas wakacji przed maturą. Kiedy powiedziałem moim rodzicom o tej decyzji, bardzo się ucieszyli, powiedzieli wtedy do mnie, że nie namawiają mnie do pójścia do seminarium ani od tej decyzji mnie nie odciągają. Cokolwiek wybiorę, oni chcą, żebym był szczęśliwy, zawsze mnie będą wspierać i modlić się za mnie, niezależnie od decyzji, jaką podejmę.

W klasie maturalnej (5 miesięcy przed maturą) ciężko zachorowałem. Trafiłem do szpitala. Pomimo wielu badań lekarze nie wiedzieli, co mi jest. Dopiero po 2 tygodniach leżenia na oddziale neurologicznym stwierdzili u mnie zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Wyzdrowiałem, ale byłem słaby. Lekarze odradzali mi przystąpienie do matury ze względu na stan zdrowia. Ja wiedziałem już, że chcę iść do seminarium i zdać maturę. Do szkoły w ostatnim semestrze już nie wróciłem, miałem indywidualne nauczanie. Kiedy mama odbierała wypis ze szpitala, ordynator szpitala powiedział do niej: „Nie wiem, co z jest z tym chłopakiem, ale albo ma dużo szczęścia, albo Pan Bóg nad nim czuwa… Dwa miesiące wcześniej przed waszym synem był w podobnym stanie jego rówieśnik, który nie miał tyle szczęścia”. Dzięki Bogu wszystko się udało, wyzdrowiałem i zdałem maturę.

W seminarium kiedy coś mi nie wychodziło, kiedy egzaminy nie szły po mojej myśli, wtedy powtarzałem sobie fragment z listu do Filipian: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13). Ten fragment towarzyszył mi przez cały czas w seminarium, a także podczas stażu diakonackiego w parafii MB Szkaplerznej w Imielinie. Dodawał otuchy i sił we wszelkich przeciwnościach i upewniał, że w tym wszystkim, co robię, nie jestem sam. Bóg jest tym, który mnie powołał. Wszystko, co robię, jest wykonywane dla Niego i z Jego pomocą.
Ten fragment św. Pawła do Filipian wybrałem jako hasło prymicyjne, które będzie mnie prowadziło w kapłańskim życiu. Teraz jeszcze bardziej wiem, że: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.

Ksiądz Bartłomiej Cudziło

Ur. 1.02.1993 r. w Knurowie. Par. Matki Bożej Częstochowskiej w Knurowie. Hasło prymicyjne: "Przez wzgląd na imię Twoje prowadzisz mnie, Panie, po właściwych ścieżkach" (Ps 23,3)

Ks. Bartłomiej Cudziło Ks. Bartłomiej Cudziło
Ur. 1.02.1993 r. w Knurowie. Par. MB Częstochowskiej w Knurowie. Hasło prymicyjne: "Przez wzgląd na imię Twoje prowadzisz mnie, Panie, po właściwych ścieżkach" (Ps 23,3)
Powołał mnie przez… Facebooka

Jak to się stało, że zostałem księdzem? Sam sobie zadaję to pytanie! Pełną odpowiedź zna chyba tylko On. Ja wiem tyle, że niekoniecznie planowałem wybrać drogę wyłącznego oddania się Jemu. Od I Komunii Świętej jestem ministrantem. To pozwoliło mi być fizycznie blisko Niego. Z czasem dołączyłem także do Ruchu Światło–Życie. To z kolei przybliżyło mnie do Boga duchowo. Mimo to kapłaństwo nie wydawało mi się dobrą drogą dla mnie. Aż do czasu…

Żyjemy w XXI wieku. Zewsząd otacza nas digitalizacja i cyfryzacja rzeczywistości. I bynajmniej nie można powiedzieć, że nie ma tam Pana Boga. Przekonałem się o tym na własnej skórze, bo śmieję się, że Pan Bóg powołał mnie przez… Facebooka! Kiedy zdałem, jeden z moich kolegów z oazy spytał się mnie przez ten portal społecznościowy, czy złożyłem już papiery do seminarium. Co!? Ja, papiery do seminarium!? Stanowczo zaprzeczyłem, ale od tego momentu Pan zaczął mocno pukać do drzwi mojego serca, co niekoniecznie było mi na rękę… Po wielu wewnętrznych bitwach i sporach w końcu zgodziłem się pójść zaproponowaną przez Niego drogą, bo wiedziałem, że On ma dobre pomysły. Spróbowałem i chociaż łączenie Jego woli z moją wolą było długim procesem, to teraz cały czas przekonuję się, że to On ma rację! W tym wszystkim cały czas mnie zaskakuje. Nigdy bym nie pomyślał, że poprowadzi mnie nawet do odległej Zambii, gdzie mogłem spędzić dwa wspaniałe miesiące w ramach kleryckiego stażu misyjnego. On wie lepiej, które drogi są dla mnie najlepsze!

Dziś jestem neoprezbiterem. Co będzie dalej? Tego nie wiem. Ale wiem, że On mnie poprowadzi po właściwych dla mnie ścieżkach. Ufam Mu, że tak będzie, i chcę się trzymać zawsze blisko Niego!

 

Bóg dał znak  

Bóg dał znak  

Bóg dał znak  

Ksiądz Dawid Domański

Ur. 2.02.1989 r. w Katowicach. Par. Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Herberta w Katowicach. Hasło prymicyjne: "Przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem" (Ps 43,4)

Ks. Dawid Domański Ks. Dawid Domański
Ur. 2.02.1989 r. w Katowicach. Par. Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Herberta w Katowicach. Hasło prymicyjne: "Przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem" (Ps 43,4)
W kościele byłem „gościem niedzielnym”…

W dzieciństwie marzyłem o tym, żeby w przyszłości zostać kierowcą formuły 1 i z pewnością nie przyszło mi wtedy do głowy, żeby zostać księdzem. Jednym z kamieni milowych na drodze mojego powołania kapłańskiego był dzień, w którym zostałem włączony do grona służby liturgicznej. Stało się to za namową mojego kolegi z klasy, gdyż sam raczej nie byłem zainteresowany posługiwaniem przy ołtarzu, widok chłopców w strojach liturgicznych wręcz wzbudzał moje zdziwienie, zaś w samym kościele byłem raczej „gościem niedzielnym”. Pamiętam także, że bardzo spodobała mi się modlitwa przed służbą, której miałem nauczyć się jako kandydat. Ona właśnie zawiera słowa: „Przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem”, które widnieją na moich obrazkach prymicyjnych. Ministranckie obowiązki szybko jednak przypadły mi do gustu. Wreszcie przestałem się nudzić w kościele, a w dodatku nie musiałem się martwić o miejsce siedzące. Dodatkowym atutem było wszystko to, co jako ministranci robiliśmy poza służbą. Mam tutaj na myśli przede wszystkim nasze wspólne wycieczki oraz rekolekcje. Chętnie brałem także udział w różnych zajęciach sportowych organizowanych przez księży opiekunów. Bardzo lubiłem soboty, ponieważ wtedy przypadały nasze zbiórki, po których spędzałem czas wraz ze swoimi kolegami „po fachu”. Pamiętam, jak nieraz zdarzyło mi się wrócić ze zbiórki dopiero na obiad.

Z biegiem lat kwestia mojego życiowego powołania nie ulegała zmianie. Przechodziłem przez kolejne stopnie formacji, lecz nawet na chwilę nie pomyślałem o tym, żeby wstąpić do seminarium. Kiedy ukończyłem gimnazjum, wybrałem się zgodnie ze swoimi zainteresowaniami do technikum elektronicznego. Po maturze natomiast zgłosiłem się na Uniwersytet Ekonomiczny, aby rozpocząć studia na wydziale informatyki i komunikacji o kierunku informatyka i ekonometria. W czasie wakacji podejmowałem się pracy, która była zgodna z moimi zainteresowaniami i wykształceniem.

Po dwóch latach studiów, z uwagi na naukę, pracę i chęć dalszego rozwoju, postanowiłem zakończyć pełnioną w kościele posługę. Był to dla mnie w pewnym sensie moment kulminacyjny, ponieważ właśnie wtedy odkryłem, jak wielkie znaczenie ma dla mnie służba przy ołtarzu. W rezultacie postanowiłem, że po ukończeniu studiów pierwszego stopnia wybiorę się na próbę do seminarium. Sytuację nieco komplikowała propozycja znaczącego awansu w moim miejscu pracy. Mimo wszystko podjąłem jednak decyzję, która… nawet teraz wydaje mi się zaskakująca. Odrzuciłem ofertę mojego pracodawcy i złożyłem podanie o przyjęcie do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego.

Pamiętam, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach – bo takie też mają miejsce w trakcie przygotowania do kapłaństwa – wracałem do tych chwil, kiedy mogłem zająć miejsce bliżej ołtarza, aniżeli pozostali wierni zgromadzeni w kościele.

Moje zainteresowania to: fotografia, grafika komputerowa, informatyka, ekonomia, muzyka, motoryzacja, elektronika, psychologia.

Bóg dał znak  

Ksiądz Dawid Gawenda

Ur. 31.07.1990 r. w Rudzie Śląskiej. Par. św. Józefa w Rudzie Śl. Hasło prymicyjne: "Nie bój się. Wypłyń na głębię" (Łk 5,10.4)

Ks. Dawid Gawenda Ks. Dawid Gawenda
Ur. 31.07.1990 r. w Rudzie Śląskiej. Par. św. Józefa w Rudzie Śl. Hasło prymicyjne: "Nie bój się. Wypłyń na głębię" (Łk 5,10.4)
Od tamtego dnia wszystko się zmieniło!

Pochodzę z rodziny, w której wiara w Boga jest czymś naturalnym. Po I Komunii Świętej zostałem ministrantem. Moja wiara była bardzo tradycyjna. Kiedy przyszedł czas matury i podjęcia decyzji, co chcę dalej robić ze swoim życiem, miałem kilka planów: AWF, Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych w Dęblinie albo budownictwo na Politechnice Śląskiej. W tamtym czasie nie myślałem o kapłaństwie. Ostatecznie rozpocząłem studia na Politechnice. Studiowałem budownictwo przez 3 lata, w tym czasie przez 2 lata pracowałem w rudzkich wodociągach. W czasie studiów przestałem być ministrantem – twierdząc, że jestem już na to „za stary”…

Był to także czas „ostudzenia” mojej relacji z Panem Bogiem. Swój czas dzieliłem między pracę, studia i kolegów z osiedla, z którymi łączyła mnie sympatia do pewnego klubu piłkarskiego (niech zostanie w tajemnicy, żeby się nikomu nie narażać…!).

Kiedyś dałem się namówić przez jednego z kolegów, by pójść do kościoła na modlitwę prowadzoną przez wspólnotę Nowej Ewangelizacji „Rafael” w mojej rodzinnej parafii. Modlitwa przebiegała w duchu charyzmatycznym, co w pierwszym kontakcie jakoś mnie zniechęciło ­– na tyle, że wyszedłem z Kościoła... Jakiś czas później dałem się jednak przekonać, by pójść na taką modlitwę jeszcze raz. Wtedy po raz pierwszy w życiu doświadczyłem tego, że Pan Bóg jest żywy. Że nie jest tylko elementem naszej kultury, przekazywanym z pokolenia na pokolenie, ale prawdziwą Osobą. To doświadczenie było tak mocne, że od tamtego dnia wszystko w moim życiu się zmieniło (dotychczas nie byłem bardzo grzecznym młodzieńcem…). Zacząłem żyć Bogiem. Do tego stopnia, że w przerwach w pracy na małym telefonie komórkowym przeczytałem cztery Ewangelie. To, co robiłem dotychczas – studia, praca – straciło smak. Czegoś zaczęło mi brakować. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się w mojej głowie myśli, by za Panem Bogiem „pójść na całość” – pojawiły się myśli o kapłaństwie. Jednak bałem się, że to tylko mój wymysł. Czułem się najmniej odpowiednią do tego osobą. Myśli o seminarium jednak nie odpuszczały. Po pewnym czasie postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. W tajemnicy przed rodzicami poprosiłem księdza proboszcza o opinię i złożyłem dokumenty w seminarium.

Myślę, że dla wszystkich było to wielkie zaskoczenie, zwłaszcza dla rodziców!

Dziś wiem, że te myśli o kapłaństwie, które przez jakiś czas mnie dręczyły, nie były wytworem mojej wyobraźni, ale drogowskazem, przez który Pan Bóg prowadził mnie do szczęścia.

Moje hasło to „Nie bój się. Wypłyń na głębię” z Ewangelii wg św. Łukasza. Jest to wezwanie, które Jezus kieruje do Piotra, zachęcając go do zaufania. To zdanie się na Jezusa w przypadku Piotra przynosi obfity połów – do tego stopnia, że sieci zaczynają się rwać.

Wierzę, że zdając się na Pana Jezusa, odrzucając strach i robiąc to, do czego wzywa mnie Bóg, mogę doświadczyć pięknych rzeczy i niesamowitych przygód w kapłańskim życiu.

Mam kilka hobby. Lubię aktywny sport: chodzę po górach, jeżdżę na motorze, zimą na nartach, lubię podróżować.

Co do tematyki kościelnej, interesuję się misjami. W trakcie formacji seminaryjnej byłem na stażu misyjnym w Zambii.

Bóg dał znak  

Ksiądz Rafał Grzybek

Ur. 2.07.1985 r. w Zabrzu. Par. św. Anny w Zabrzu. Hasło prymicyjne: "Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę" (Mdr 13,5)

Ks. Rafał Grzybek Ks. Rafał Grzybek
Ur. 2.07.1985 r. w Zabrzu. Par. św. Anny w Zabrzu. Hasło prymicyjne: "Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę" (Mdr 13,5)
Pamiętam, była sobota, około 20.00…

Nigdy nie sądziłem, że pójdę do seminarium. Nigdy nie byłem ministrantem, nie należałem do żadnej grupy kościelnej. Nawet był taki etap w moim życiu, że w ogóle nie chodziłem do kościoła; narzekałem na Kościół. Interesowałem się ateizmem, głównie poglądami Richarda Dawkinsa. Do seminarium przyszedłem, gdy miałem 27 lat.

Skończyłem biologię i geologię, pracowałem przez trzy lata, częściowo w szkole jako nauczyciel, częściowo – w banku, gdzie zostałem managerem. Zacząłem interesować się Bogiem na drodze typowo rozumowej. Poznałem kilku księży, którzy znacznie wpłynęli na moje postrzeganie religii, Pana Boga, na postrzeganie świata. Nie wiedziałem, że można z Nim wchodzić w jakieś relacje. Że jest On kimś bliskim. Tego nauczyłem się dopiero w seminarium. Wyspowiadałem się po pięcioletniej przerwie. I gdzieś czułem, że może powinienem być księdzem, ale się bałem. Po pierwsze dlatego, że miałem kolegę, który poszedł do seminarium. Zawsze chciał być księdzem, pobożny, ministrant, ale po pół roku wyszedł. Dziś ma żonę, dziecko… Myślałem, że skoro on zrezygnował, to gdzie tam ja dam radę?! Po drugie – byłem przekonany, że jak przychodzi się do seminarium, to już trzeba być pewnym tego, że chce się być księdzem. Nie wiedziałem, że to jest etap rozeznawania powołania. Poza tym pracowałem, miałem swoje mieszkanie, pewną niezależność, stabilną pracę. I teraz miałem zostawić to wszystko? Przez trzy lata solidnie biłem się z tymi myślami.

Przełomowa okazała się rozmowa z moją ciotką. Ona mi powiedziała: „Idź na rok, jak ci się spodoba, zostaniesz, jak nie, nową pracę spokojnie sobie znajdziesz”. Na co ja: „Wow! Tak można?”. Oświeciło mnie. Pamiętam, to była sobota ok. 20.00 – i wtedy podjąłem decyzję. W poniedziałek poszedłem do pracy, powiedziałem wszystkim, że jadę na spotkanie do Knurowa. Okłamałem ich i w krawacie z logo mojego banku przyjechałem pod seminarium.

To był sierpień. Obchodzę ten budynek chyba ze trzy razy. Wchodzę po schodkach, otwierają się drzwi, siedzi jakiś pan. Pytam go o sekretariat, dziekanat, a on do mnie: „Pan w sprawie księgarni?”. „Nie, nie księgarni, ja chciałem się zapisać”. „Ale rekolekcje towarzystwa przyjaciół seminarium już były”. „Nie wiem, czy o tym samym rozmawiamy, ale ja chciałem zapisać się do seminarium…”. W końcu przyszedł ksiądz ekonom, dogadałem się z nim. Następnego dnia zadzwonił do mnie ksiądz prefekt. Porozmawialiśmy i wtedy dowiedziałem się ciekawych rzeczy: że będę musiał studiować teologię i że istnieje coś takiego jak diecezje. Ja jestem z Zabrza (diecezja gliwicka). Prefekt zapytał się mnie, czy mam świadomość, że jeśli zostanę księdzem, to będę święcony dla archidiecezji katowickiej. Nie przyznałem mu się wtedy, że nie wiem, czym są diecezje… Zostałem w seminarium w Katowicach i uważam, że podjąłem najlepszą decyzję w życiu.

Teraz święcenia – ufam, że Bóg wie co robi J, moim planem jest być dobrym księdzem, a w jaki sposób będzie się to realizowało – pozostawiam tę decyzję Panu Bogu.

Ksiądz Konrad Hołyś
Ur. 19.02.1992 r. w Katowicach. Par. św. Józefa Robotnika w Katowicach-Józefowcu. Hasło prymicyjne: "Mój dom będzie domem modlitwy" (Łk 19,46)

Ks. Konrad Hołyś Ks. Konrad Hołyś
Ur. 19.02.1992 r. w Katowicach. Par. św. Józefa Robotnika w Katowicach-Józefowcu. Hasło prymicyjne: "Mój dom będzie domem modlitwy" (Łk 19,46)
Cieszę się, że jako kapłan będę mógł nauczać

Kiedy myślę o tym, co doprowadziło mnie do rozeznania powołania i wyboru kapłaństwa poza atmosferą w domu rodzinnym i formacją w parafii jako ministrant i oazowicz, często przychodzi mi na myśl mój „sentyment” do uczenia. Od szkoły podstawowej podobała mi się rola nauczyciela. Ta fascynacja może nie była, czy nie jest, decydująca w moim wyborze, jednak bardzo się cieszę, że jako kapłan będę mógł nauczać, będę mógł mówić innym o Jezusie Chrystusie.

Ze względu jednak na moją historię i doświadczenia nie wybrałem jako hasła prymicyjnego fragmentu, który mówiłby o nauczaniu, lecz fragment z Ewangelii według św. Łukasza: „Mój dom będzie domem modlitwy” (Łk 19,46).

Jest to dla mnie takie memento. Po pierwsze – by pamiętać o relacji z Bogiem, o modlitwie, nie zaniedbywać jej. Bez modlitwy życie chrześcijańskie, a w szczególny sposób życie kapłańskie, nie ma sensu, nie ma fundamentu. Bez modlitwy, bez szczerej i prawdziwej relacji z Jezusem Chrystusem, nie można –  a przynajmniej ja nie znajduję – wystarczających powodów, aby na całe życie poświęcić się takiej służbie, jaką spełnia kapłan. Chyba bez modlitwy po prostu nie można być naprawdę szczęśliwym…

Po drugie – ten fragment jest zaczerpnięty z dość nietypowej sytuacji z życia Jezusa, to znaczy z oczyszczenia świątyni z kupców. Jest to sytuacja, w której Jezus w bardzo dobitny sposób przypomina Żydom, że świątynia nie należy do nich. Ja też chcę, aby te słowa przypominały mi, że otrzymałem dar, na który ani nie zasłużyłem, ani którego nie mogę uznać za moją własność. Chcę się też uczyć przez tę scenę pokory wobec mojej służby, wobec kapłaństwa, które otrzymałem.

Ksiądz Grzegorz Kapuła

Ur. 16.07.1992 r. w Rybniku. Par. św. Floriana w Orzepowicach. Hasło prymicyjne: "Pokój wam!" (J 20,21)

Ks. Grzegorz Kapuła Ks. Grzegorz Kapuła
Ur. 16.07.1992 r. w Rybniku. Par. św. Floriana w Orzepowicach. Hasło prymicyjne: "Pokój wam!" (J 20,21)
„Nudne” powołanie – czyżby?

Zawsze myślałem, że droga mojego powołania jest nudna – przynajmniej wtedy, gdy miałem o niej opowiadać. Nie było na niej fajerwerków ani nagłych zwrotów akcji. W zasadzie można by powiedzieć, że: „Chciałem być księdzem od 7. roku życia”. Odkąd zacząłem być ministrantem, zafascynowałem się tym stylem życia i ta fascynacja utrzymywała się przez kolejne lata. Tę intuicję podtrzymywali we mnie inni, którzy już wówczas widzieli we mnie kandydata na księdza. Nie znaczy to jednak, że po drodze nic się nie wydarzyło. Początkowy zachwyt z czasem osłabł, a kolejne lata życia przynosiły nowe wyzwania. Zacząłem wówczas patrzeć szerzej i widzieć alternatywy dla tej drogi. Towarzyszyło mi w tym czasie wewnętrzne przekonanie, że nie należy od nich uciekać, ale się z nimi skonfrontować. Myślałem: „A może można by inaczej?”. Czemu kapłaństwo, a nie małżeństwo?”. Jednakże to pierwotne pragnienie utrzymywało się nadal, co było dla mnie wyraźnym sygnałem, że powinienem zacząć się z nim na poważnie liczyć.

Dziś, patrząc z perspektywy, widzę to zupełnie inaczej. Zaczynam dostrzegać, że sytuacje, które mnie spotkały, nie były przypadkowe, ale układają się w logiczny ciąg. Przekonałem się także – zwłaszcza dzięki pracy w trakcie formacji seminaryjnej, że Bóg i Jego plan na moje życie nie są nudne, a monotonia, która mi towarzyszyła, wynikała bardziej z moich ludzkich ograniczeń. W moim wypadku chodziło głównie o lęk – stąd też moje prymicyjne zawołanie: „Pokój wam”. Dlaczego takie? No właśnie – bo wiem, jak wielkie znaczenie w naszym życiu ma poczucie wewnętrznego pokoju. Dla mnie źródłem tego pokoju jest Jezus Chrystus.

W związku z tym, że na drodze mojego życia i powołania dużą rolę odgrywają konkretne Osoby, pozwolę sobie na jeszcze jeden akapit. Korzystając z okazji, chciałbym serdecznie podziękować Bogu i Matce Bożej, autorytetom, na których się wzorowałem – zwłaszcza św. Janowi Pawłowi II, moim Rodzicom, Krewnym, Księżom, których spotkałem na swojej drodze – zarówno przed rozpoczęciem, jak i w trakcie seminaryjnej formacji. Dziękuję także moim Przyjaciołom i Znajomym oraz Osobom z mojej parafii, których wsparcie ciągle mi towarzyszy.

Ksiądz Mateusz Mryka

Ur. 10.03.1993 r. w Tychach. Par. Ducha Świętego w Tychach. Hasło prymicyjne: "Pan jest moją mocą i źródłem męstwa" (Wj 15,2)

Ks. Mateusz Mryka Ks. Mateusz Mryka
Ur. 10.03.1993 r. w Tychach. Par. Ducha Świętego w Tychach. Hasło prymicyjne: "Pan jest moją mocą i źródłem męstwa" (Wj 15,2)
„Panie, uczyń nas szalonymi!”

Mnie się to po prostu podobało. Kiedy byłem chłopcem, a jeszcze nie mogłem być ministrantem, to siadałem z tatą w kościele na tyle blisko, by móc dość dobrze obserwować księdza i ministrantów, którzy służyli do Mszy. Wpatrywałem się w nich z dużą pasją.

Mój dom był pierwszym miejscem, gdzie pokazywano mi Pana Boga, za co jestem bliskim ogromnie wdzięczny. Moje hasło prymicyjne to drugi wers piętnastego rozdziału Księgi Wyjścia. Chodź na obrazku będzie tylko pierwsze zdanie, to w sercu noszę cały ten wers. Bo z całą pewnością „On Bogiem ojca mego” odnosi się do całego mojego domu. Wiem też, że Bóg dał mi życie, dlatego też mojemu Bogu należy się uwielbienie!

Potem może dość klasycznie zostałem ministrantem, animatorem, a jak przyszedł czas – to zacząłem się formować w oazie i grupie modlitewnej. I tak kręciłem się przy kościele. W szkołach byłem zaangażowany zawsze w jakieś artystyczno-teatralne wydarzenia, to mi też pomagało. A kiedy przed maturą przyszedł czas wyboru, nie byłem zdecydowany na seminarium, ale jeden z przyjaciół powiedział mi prosto z mostu: „Ty Panu Bogu nie ufasz!” – co potem potwierdziło się w modlitwie z Księgi Przysłów: „Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku”. No to nie mogłem się temu oprzeć i zdecydowałem, że pójdę do seminarium.

Tam Bóg dawał mi moc i siłę, bo sam bym nie dał rady… Dał mi też tyle męstwa, aby podjąć wyzwanie stażu misyjnego w Zambii, który miał duży wpływ na ugruntowanie mojego wyboru. Co do marzeń, to może to (mieści się ono w modlitwie naszego patrona rocznika św. Josemarii): „Panie, uczyń nas szalonymi, daj nam szaleństwo zaraźliwe, aby przyciągało wielu do Twojego apostolstwa”.

 

Bóg dał znak  

 

 

Bóg dał znak  

Ksiądz Maciej Niesporek
Ur. 21.07.1990 r. w Rydułtowach. Par. Niepokalanego Serca Maryi w Radlinie-Głożynach. Hasło prymicyjne: "Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili" (J 15,16)

Ks. Maciej Niesporek Ks. Maciej Niesporek
Ur. 21.07.1990 r. w Rydułtowach. Par. Niepokalanego Serca Maryi w Radlinie-Głożynach. Hasło prymicyjne: "Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili" (J 15,16)
Myśl o kapłaństwie przyszła nieoczekiwanie, w pracy…

Przed seminarium pracowałem oraz studiowałem architekturę i urbanistykę w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach. Wszystko, co robiłem, starałem się podporządkować temu, żeby te studia ukończyć i w przyszłości pracować w zawodzie. Nigdy nie przypuszczałem, że plany się mogą zmienić, jednak w myśl przysłowia „Człowiek myśli, Pan Bóg kreśli” zmiany planów przyszły, i to dość szybko i nieoczekiwanie.

Z perspektywy czasu widzę, że do wyboru tej drogi przyczyniły się różne wydarzenia i osoby, które mniej lub bardziej wprost pomogły mi bardziej świadomie wierzyć. Tutaj wiele zawdzięczam ówczesnemu wikaremu pracującemu w mojej parafii i moim głożyńskim przyjaciołom. To właśnie między innymi w ich towarzystwie przez prawie rok przed wstąpieniem do katowickiego seminarium na nowo kształtowała się moja wiara.

Sama myśl o kapłaństwie przyszła bardzo nieoczekiwanie, bo w pracy. Stąd też bardzo bliski jest mi opis powołania pierwszych uczniów: Szymona Piotra, Andrzeja, Jakuba i Jana, którzy „natychmiast, zostawiwszy sieci, poszli za Nim” (Mt 4,18-22). Nie zastanawiając się, po prostu zdecydowałem, że spróbuję.

Formacja seminaryjna dała mi możliwość zmierzenia się z własnymi ograniczeniami, co nie było łatwe. Najtrudniejszym czasem z pewnością był rok drugi, kiedy poważnie zacząłem się zastanawiać, dla kogo wybieram tę drogę, i czy naprawdę jest to droga, którą mam iść. W tym czasie bez wątpienia największą pomocą był dla mnie wyjazd do Afryki. Doświadczyłem pracy misyjnej, spotkałem ludzi, którzy pokazali mi Kościół, który jest zupełnie inny od tego, w którym się wychowałem, którzy poszerzyli moje horyzonty. To wszystko uświadomiło mi, że wybór kapłaństwa w istocie nie jest wyborem, ale świadomą odpowiedzią na zawołanie Chrystusa i dawaniem świadectwa o Nim. Stąd też moje hasło prymicyjne to słowa Jezusa: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili” (J 15,16).

Bóg dał znak  

Ksiądz Artur Sroga

Ur. 10.03.1993 r. w Tychach. Par. św. Jana Chrzciciela w Tychach. Hasło prymicyjne: "Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał" (św. Jan Chrzciciel – J 3,30)

Ks. Artur Sroga Ks. Artur Sroga
Ur. 10.03.1993 r. w Tychach. Par. św. Jana Chrzciciela w Tychach. Hasło prymicyjne: "Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał" (św. Jan Chrzciciel – J 3,30)
Największy wpływ na moje powołanie miał schorowany ksiądz

Wychowałem się w Tychach, przy parafii św. Jana Chrzciciela, w typowo śląskiej rodzinie. Tata pracował na kopalni, mama zajmowała się domem. Oprócz mnie jest jeszcze trójka rodzeństwa – dwóch braci i siostra. Zaraz po Komunii Świętej zostałem ministrantem. Starałem się gorliwie wypełniać swoje obowiązki. W tym czasie mogłem przyglądać się kapłanom pracującym w mojej rodzinnej parafii. Największy wpływ na moje powołanie miał schorowany już wówczas ks. prałat Engelbert Ramola, który pomimo iż słaby fizycznie – nie oszczędzał się dla ludzi. Zawsze miał czas, aby porozmawiać, często było widać uśmiech na jego twarzy, a liturgię sprawował zawsze z największą starannością. Umarł, gdy byłem w gimnazjum. Mimo że nie podjąłem wtedy jeszcze decyzji o wstąpieniu do seminarium, przykład życia i wiary ks. Engelberta wywarł na mnie ogromny wpływ.

Ostateczna decyzja o seminarium zapadła dopiero w III klasie liceum. Seminarium było czasem wewnętrznych rozgrywek, czego tak naprawdę oczekuje ode mnie Pan Bóg i czego ja chcę w życiu. Wiele pytań do samego siebie – po co, dlaczego, czy na pewno… Postanowiłem, że będę sam siebie pytał, czy jestem szczęśliwy, czy pobyt w seminarium pomimo różnych obowiązków, trudności itp. daje mi mimo wszystko uczucie radości czy nawet szczęścia. I tak dotarłem do święceń diakonatu, którymi wcale nie zdążyłem się długo nacieszyć. Rok minął bardzo szybko, wiele niedziel spędziłem w różnych parafiach, głosząc słowo Boże. Ostateczny czas przygotowania do święceń kapłańskich przeżywałem pod opieką Matki Bożej Uśmiechniętej, w sanktuarium w Pszowie. Teraz, mając w pamięci niezłomną posługę ks. Engelberta oraz patrona mojej parafii św. Jana Chrzciciela, chcę służyć Panu Bogu i ludziom wszędzie tam, gdzie zostanę posłany. A jako hasło prymicyjne obrałem sobie słowa właśnie św. Jana Chrzciciela z Ewangelii św. Jana – „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał”. Pokusy tego świata są wielkie, jeżeli jednak Pan Jezus zawsze w życiu będzie Pierwszy, zawsze Większy, to ufam, że moje kapłaństwo i człowieczeństwo będą właściwe.

Ksiądz Michał Walczyński

Ur. 21.07.1992 r. w Chorzowie. Par. św. Barbary w Chorzowie. Hasło prymicyjne: "Całym sercem umiłuję" (Oz 14,5)

Ks. Michał Walczyński Ks. Michał Walczyński
Ur. 21.07.1992 r. w Chorzowie. Par. św. Barbary w Chorzowie. Hasło prymicyjne: "Całym sercem umiłuję" (Oz 14,5)
Dla mnie kapłaństwo to iść na całość

Na swoje hasło prymicyjne obrałem słowa z Księgi Ozeasza: „Całym sercem umiłuję” (Oz 14,5) , które w wydaniu Biblii Tysiąclecia brzmią: „Szczodrze obdarzę miłością”. Dlaczego właśnie to hasło? Kiedy zajrzymy do Księgi Ozeasza, zobaczymy, że słowa te są fragmentem dłuższej wypowiedzi Boga. Zdziwić może fakt, że wybrałem na drogę swojego kapłańskiego życia Słowa samego Boga. Do dziś pamiętam moment, w którym mnie one poruszyły i stały się moim osobistym doświadczeniem. Pewnego dnia, będąc na drugim roku, miałem swój dyżur na furcie seminaryjnej i czytałem Pismo Święte Edycji św. Pawła. Rozważałem wtedy Księgę Ozeasza, która jest zresztą moją ulubioną księgą prorocką, prostą i skierowaną także do ówczesnych kapłanów. Pod koniec księgi bardzo mocno zapadły mi te słowa w pamięć. Cały werset brzmi „Usunę ich niewierność i całym sercem umiłuję”.

Pan Bóg najpierw skierował te słowa do mnie. Pozwolił mi doświadczyć tego konkretnego Słowa, a następnie przez cały dalszy okres formacji seminaryjnej tym Słowem mnie kierował. Pokazywał mi, że z czasem usuwa moje wady i grzechy. Pozwala mi wrastać dzięki swojej łasce i miłosierdziu. Wybrałem te słowa dlatego, że stały się one moim osobistym doświadczeniem działania Pana Boga, a teraz pragnę tym doświadczeniem dzielić się z innymi. Chcę, aby ludzie mogli zobaczyć, że Bóg miłuje całym swoim sercem każdego człowieka niezależnie o tego, jaki on jest; by mogli zobaczyć także w moim życiu, w kapłaństwie i we wszelkich posługach, że całym sercem umiłowałem i Boga, i ludzi, i powołanie, którym mnie Bóg obdarzył. Dla mnie kapłaństwo to znaczy iść na całość, a te słowa właśnie mnie do tego zobowiązują. Poczucie bycia umiłowanym dzieckiem Boga jest bardzo ważne – nie tylko stojąc za ołtarzem, ale w zwykłej codzienności, w normalnych ludzkich obowiązkach czy nawet będąc na wczasach albo realizując swoje pasje. Pan Bóg kocha nas niezależnie od naszej przeszłości i naszych grzechów, chcę pomóc ludziom tego właśnie doświadczyć. Jego miłość usuwa i wymazuje wszystko, co złe, jeśli my tylko tę miłość przyjmiemy, a wtedy odzyskujemy prawdziwe szczęście, które jest pragnieniem naszych serc. Chcę być kapłanem, który faktycznie będzie kochał wszystko i wszystkich całym sercem, tak jak mnie umiłował Bóg.