Wszystkie były zdrowe. Niektóre z nich spały, inne płakały, jeszcze inne niewinnie uśmiechały się do czule witających się z nimi sióstr zakonnych. 9 lat i 10 dzieci – to bilans okna życia w Katowicach-Bogucicach.
▲ – Za każdą z kobiet oddających dziecko kryje się osobna historia, osobny dramat – opowiada s. Rafaela.
Joanna Juroszek /Foto Gość
Połowa tych maluchów to chłopcy, połowa – dziewczynki. Najstarsze z nich dziś ma już 9 lat, najmłodsze – około roku.
Piękny chłopiec
– Te dzieci zazwyczaj mają kilka dni, czasami jest przy nich jakaś karteczka. Mama pisze: „Bardzo bym chciała, żeby miała na imię tak i tak” albo: „Mama cię kocha”, lub: „Siostry, postarajcie się, żeby moje dziecko trafiło do dobrej rodziny. Ja nie mogłam inaczej postąpić” – wyjaśnia s. Rafaela Adamuszek, przełożona prowincjalna Zgromadzenia Sióstr św. Jadwigi w Katowicach-Bogucicach. – W głowie najbardziej utkwił mi pewien chłopiec. Był już całkiem duży, miał kilka miesięcy, prawie siedział. Dwa ząbki, uśmiechnięty, wypielęgnowany, zadbany, z książeczką zdrowia. Miał czyściutkie ubranie na zmianę i coś ciepłego do zjedzenia w butelce – opowiada ze szczegółami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.