W obronie Żydów

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 08/2018

publikacja 22.02.2018 00:00

Zaryzykowałbyś życie własne i swoich dzieci dla ocalenia drugiego człowieka? Ci Ślązacy i Zagłębiacy to zrobili. Pora opowiedzieć o największych bohaterach, jakich wydał nasz region.

Na plakacie – Polka Genowefa Pająk z Tamarą Cygler, którą ocaliła. Na plakacie – Polka Genowefa Pająk z Tamarą Cygler, którą ocaliła.
Instytut Pamięci Narodowej

Poświęcona im wystawa „Życie przechowane. Mieszkańcy Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego z pomocą Żydom w czasie II wojny światowej” zostanie otwarta 25 lutego o 17.00 w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich (Gliwice, ul. Księcia J. Poniatowskiego 14). Ekspozycję przygotował katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej wraz z Muzeum w Gliwicach.

Przemyt w koszu

Medale Sprawiedliwych wśród Narodów Świata dostało jak dotąd ponad 200 mieszkańców „Ostoberschlesien” – jak w czasie okupacji Niemcy nazywali wschodnią część Górnego Śląska, Zagłębie i zachodni skrawek Małopolski. Wiele przypadków pomocy wciąż jednak pozostaje anonimowych. Katowiczanin Teodor Florczak wywiózł z getta w Będzinie 6-letnią żydowską dziewczynkę Ditę Gerlitz. Ukrył ją w... koszu na rowerze.

Zrobił to na prośbę jej rodziców, których wcale wcześniej nie znał. Skąd wziął odwagę? Wiadomo o nim, że był też żołnierzem Armii Krajowej i katolikiem. Znał innych będzińskich Żydów, bo miał z nimi wcześniej kontakty handlowe. Kiedy Niemcy zamknęli ich w getcie, katowiczanin jeździł im ukradkiem pomagać.

Jesienią 1943 r. podeszli tam do niego Sara i Jachiel Gerlitz. Przedstawili się i poprosili o ocalenie ich córki. Byli jednymi z ostatnich Żydów w Będzinie, którzy jeszcze nie zostali wywiezieni na śmierć do KL Auschwitz. Pracowali w warsztacie krawieckim Rossnera, w którym szyto mundury dla Wehrmachtu. Małą Ditę wciąż ukrywali – bo w końcu 1943 r. Niemcy nie zezwalali już na pobyt dzieci w getcie.

13 grudnia 1943 r. Teodor wywiózł dziewczynkę na tzw. aryjską stronę. – Za bramą getta Ditę przejęła jego 18-letnia córka Jadwiga. Tramwajem przywiozła ją do Katowic – mówi dr Aleksandra Namysło z katowickiego IPN, współautorka wystawy.

Dita Gerlitz przeżyła resztę okupacji w katowickim mieszkaniu Florczaków, na rogu ulic Mikołowskiej i Barbary. Jarosława i Teodor Florczakowie otoczyli ją miłością tak, jak własne dzieci. Ich córka Jadwiga uczyła małą czytać i pisać.

Dita miała wielkie szczęście, bo oboje jej rodzice przeżyli wojnę i wrócili po nią. Jeszcze w 1945 r. wyjechali razem do Niemiec, a później do Izraela. W czasie przygotowań do wystawy dr Namysło odnalazła wnuczkę Teodora Florczaka.

Donos czy nieostrożność?

Medali Sprawiedliwych do dziś nie dostali m.in. Jan i Helena Prześlakowie. Mieszkali w Jaworznie. On był kierownikiem szkoły w Starej Hucie, ona – nauczycielką języka polskiego i założycielką Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej w Jaworznie. Gdy w lipcu 1942 r. Niemcy w nocnych, brutalnych akcjach likwidowali tamtejsze getto, grupa Żydów przyszła do tych dwojga po ratunek. Małżonkowie nie odmówili. Pozwolili Żydom spędzać noce na strychu szkoły.

Niestety, w nocy z 12 na 13 lipca pod szkołę zajechali Niemcy. Ze strychu wyprowadzili, popychając, od 20 do 30 Żydów. Wśród złapanych były też dzieci; świadkowie słyszeli płacz.

A co z małżeństwem Prześlaków? Niemcy deportowali ich do KL Auschwitz. Z obozu już nie powrócili. – Być może zostali przez kogoś wydani. Po wojnie prokuratura badała sprawę podejrzanego o donos – mówi dr Namysło. – Istnieje też druga wersja, wskazująca, że sami Żydzi zachowywali się nieostrożnie, na przykład przez zapalanie światła po zmroku. Mogło to wzbudzić zainteresowanie także na miejscowym posterunku policji – dodaje.

Genia z Tamarą

Największe szanse na ocalenie mieli ci Żydzi, którzy dobrze znali Polaków. Przed likwidacją getta w Będzinie Polka Genowefa Pająk, matka trojga małych dzieci, zaproponowała pomoc swojej żydowskiej przyjaciółce Henrietcie Altman. Henia odpowiedziała, że jest silna i sobie poradzi. Poprosiła, żeby w zamian Genia uratowała jej ukochaną 8-letnią kuzynkę Tamarę Cygler. Polka wzięła więc tę małą do siebie.

Tamara miała znanych w Będzinie rodziców. Jej tata Samuel był cenionym malarzem, mama Rachela była dentystką. Z jej ukrywaniem był jednak pewien problem: dziewczynka miała śniadą cerę, ciemne włosy i oczy. Zdecydowanie nie był to „typ aryjski”. Ryzyko, że ktoś domyśli się jej żydowskiego pochodzenia, było ogromne.

Wkrótce, w nocy 1 sierpnia 1943 r., Niemcy zaczęli likwidować getto. W całym Będzinie przetrząsali kamienicę po kamienicy w poszukiwaniu zbiegłych Żydów.

– Genowefa obawiała się o życie swoich biologicznych dzieci. Poprosiła wtedy, żeby na tę jedną, jedyną noc Tamara opuściła dom – mówi Monika Bortlik-Dźwierzyńska, współautorka wystawy „Życie przechowane”. – Dziewczynka błąkała się, marzła w nocy. Pukała do znajomych jej rodziców, ale każdy bał się udzielić jej schronienia. Wróciła do domu Pająków nad ranem. Genowefa do końca wojny opiekowała się nią. A kiedy wywiozła ją do bliskich na wieś, łożyła na jej utrzymanie. Dzięki temu Tamara przeżyła – dodaje.

Genia czuwała też przy małej, gdy ta zachorowała na tyfus. Rodzice dziewczynki nie przeżyli. Po wojnie Tamara wyjechała do krewnych w Izraelu. Wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci. – Nie umiała uporać się ze swoimi traumatycznymi wspomnieniami. Aby żyć, odcięła się od nich i niestety też od kontaktu ze swoją wojenną opiekunką – wyjaśnia Monika Bortlik-Dźwierzyńska.

Genowefa Pająk zmarła w 1974 roku. Dzień przed śmiercią poprosiła, by przynieść jej zdjęcie Tamary.

Nie znoszę, jak krzywdzą

Odcięcie się od tych, którzy ich ratowali, to szerszy problem. Dotyczy zwłaszcza żydowskich dzieci. W czasie wojny przeżyły tu taką traumę, że niejednokrotnie swoje doświadczenia chciały wyprzeć z pamięci.

10-letniego Dawida Danielskiego, syna przedwojennego cukiernika z Rybnika, przechowała w swoim domu w tym mieście rodzina Kapiców. Mimo to chłopak po wyjeździe do Izraela zerwał wszelkie kontakty z Polską. „Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego tak zrobiłem, i o co byłem zły. Polska wydawała mi się szczytem zła. Myślałem, że Polacy są fałszywi. Dowiedziałem się o nich różnych rzeczy” – mówił w wywiadzie, opublikowanym na stronie zapomnianyrybnik.pl. Wyznał, że w tym czasie wcale nie myślał o tym, że Kapicowie narażali dla jego ocalenia nie tylko własne życie, ale też swoich dzieci. Zdał sobie z tego sprawę dopiero w latach 90. XX wieku.

Wtedy ponownie, nieco przymuszony przez swojego syna, nawiązał z nimi kontakt. Zaczął odwiedzać dzieci Kapiców, z którymi był zżyty w czasie wojny. Na nowo, tak jak pół wieku wcześniej, uznał, że to są jego prawdziwi bracia i siostry. Dopiero wtedy też postarał się dla nich o medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Dr Aleksandra Namysło zwraca uwagę, że wielu Ocalonych z Holokaustu utrzymywało po wojnie kontakt z osobami, którym zawdzięczają życie. Przykład? Choćby dorosłe rodzeństwo Zorskich – Zygmunt, Lusia i Tadek, dzieci żydowskiego fotografa z Sosnowca. Tych troje ukrywała przez 18 miesięcy Polka, która była kiedyś ich nianią. Nazywała się Florentyna Nowak. Wraz z mężem Franciszkiem przygotowała dla nich kryjówkę pod podłogą sutereny. Można było w niej tylko leżeć, więc gdy zagrożenie mijało, Żydzi wracali do mieszkania i siedzieli w nim za kotarą. – Po wojnie Zorscy zatrudnili panią Nowak jako nianię do własnych dzieci. A gdy później wyjechali do Izraela, pomagali Nowakom materialnie – mówi dr Aleksandra Namysło.

Na wystawie podobnych historii jest znacznie więcej. Choćby o niezwykłej rodzinie Kobylców z Michałkowic, dzisiejszej dzielnicy Siemianowic Śląskich. Korzystając z górniczego doświadczenia, Piotr Kobylec z synami wykopali pod podłogą swojej kuchni kryjówkę dla Żydów wyposażoną w wentylację, światło elektryczne, a nawet sygnalizację alarmową! Dzięki niej ukrywający się wiedzieli, że ktoś wchodzi do domu. Żydzi spali tam na pryczach. Zdarzało się, że było ich tam jednocześnie aż 30!

Od jesieni 1943 r. do stycznia 1944 r. przewinęło się przez ten dom przy ul. ks. Stabika ok. 70 Żydów. Cała rodzina Kobylców trafiła za to do niemieckich obozów, a matkę – Karolinę – gestapowcy przed wywózką mocno pobili.

Wszyscy Kobylcowie przeżyli jednak wojnę. A kiedy zapytano później panią Karolinę, dlaczego pomagała Żydom, odpaliła: „Bo ja już mam taki charakter, nie znoszę, kiedy krzywdzą niewinnych ludzi”.

Wystawa „Życie przechowane” będzie czynna do końca sierpnia.

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.