Czasem i dwóch nie daje pacjentowi rady

Gość Katowicki 32/2017

publikacja 10.08.2017 00:00

Pracują ciężko, ratując życie. I coraz częściej mierzą się z zagrożeniem własnego życia. O tym, dlaczego zespół karetki pogotowia powinien być traktowany jak służba mundurowa, mówi Artur Borowicz, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.

Czasem i dwóch nie daje pacjentowi rady Marta sudnik-Plauch /foto goŚĆ

Marta Sudnik-Paluch: Ostatnio w Jastrzębiu-Zdroju miał miejsce kolejny przypadek pobicia ratownika medycznego przez agresywnego pacjenta. Czy jadąc na wezwanie, załoga karetki coraz częściej myśli o tym, jakim niespodziewanym zagrożeniom będzie musiała stawić czoła?

Artur Borowicz: Prawda jest taka, że ratownicy czują się coraz mniej bezpiecznie. Mówię to, patrząc z perspektywy czasów, kiedy sam jeździłem w pogotowiu. Teraz są narkotyki, dopalacze, których efektem są tak agresywne i niespodziewane zachowania ludzkie, że można mówić o realnym zagrożeniu dla członków zespołu ratownictwa medycznego.

Dyskusja o dopalaczach zwykle dotyczy ich skutków dla zażywającego. Pan zwraca uwagę, że substancje psychoaktywne mocno wpłynęły na sposób pracy ratowników.

Człowiek po bardzo dużej ilości alkoholu jest mocno otępiały. Jego agresja i reakcje są bardzo spowolnione. Natomiast dopalacze wyzwalają bardzo dużo siły, niekontrolowanej agresji. W okresie wysypu takich przypadków jeździliśmy na wezwania z policją.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.