Z dumą noszą mundury. Nie boją się wyzwań. Służą ludziom i Bogu. Tylko po co zamieszkali w lesie?
▲ Maszty, na które wciągane są flagi, zrobili skauci.
ks. Rafał Skitek /Foto Gość
Kiedy ksiądz dojedzie pod kościół, proszę zadzwonić. Wyjdę naprzeciw. Inaczej trudno będzie do nas trafić – mówi Maciek Kucharczak z Rybnika. Jest drużynowym. Razem z kadrą odpowiada za organizację i przebieg obozu. Do obozu Skautów Europy trafiam jednak dzięki uprzejmości ks. Piotra Larysza, duszpasterza harcerzy archidiecezji katowickiej. – Zaparkuj tu, proszę. Bo tu kończy się asfalt. Droga jest wyboista. Zawiozę cię na miejsce moim samochodem – mówi kapłan. – O, tam w głębi. Spójrz! – wskazuje na kilkumetrową konstrukcję, na której szczycie skauci rozbili namiot. Takich zastępów poodgradzanych sznurem jest kilka.
To nie prowizorka
Dojeżdżamy na miejsce. Zza szyby terenowego jeepa ledwo co dostrzegam mieniących się między drzewami chłopców. – Stąd ich nie zobaczysz. Musimy wejść w głąb obozu. Oni są ukryci w lesie – dodaje ks. Larysz. Ponaddwutygodniowy obóz letni Skauci Europy przeżywają w miejscowości Żelazko na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Tego ranka jest mokro i dość chłodno.
Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.