Ewa i Mariusz dzięki wspólnocie trudnych małżeństw uczą się kłócić. – Kłócić bez nienawiści – precyzuje Ewa.
– Bez synów nie wyobrażamy sobie życia – przyznają Ewa i Mariusz Krywoszowie. Na zdjęciu z 11-letnim Adamem i 8-letnim Olkiem.
Marta Sudnik-Paluch /Foto Gość
Pierwsze, co rzuca się w oczy, kiedy Mariusz Krywosz staje w drzwiach, to T-shirt z napisem „Moja żona jest księżniczką”. – Był taki moment w moim życiu, że wyobrażałem sobie, że mogę żyć bez mojej Ewy. Bez dzieci nie, tylko bez niej. Dziś wiem, że to synowie mnie kiedyś opuszczą, a z żoną zostanę – przyznaje szczerze. Ale żeby to zrozumieć, potrzebował spotkań Wspólnoty Trudnych Małżeństw „Sychar”.
Będzie pewność, że wrócicie
– Trudno się samemu przed sobą przyznać: „Tak, moje małżeństwo wymaga ratunku”. Początkowo dla mnie jako faceta to było nie do przejścia – wspomina Mariusz. Do żorskiej wspólnoty trafił z żoną Ewą cztery lata temu, kiedy wydawało się, że ich związek jest już nie do uratowania. – Wcześniej dwa razy wyprowadzałem się z domu. Atmosfera między nami była trudna do zniesienia: albo karczemne awantury, albo mijanie się bez słowa, totalna cisza – mówi. – Pamiętam, że po jednej z awantur zadzwoniłam z płaczem do siostry – włącza się Ewa. –
Dostępne jest 21% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.