Jeszcze w latach 90. XX wieku w autobusie linii 624 w Gliwicach można było usłyszeć starszych ludzi, którzy mówili ze sobą po… francusku. Wspomina o nich nowe „CzasyPismo”, tym razem poświęcone migracjom na Górnym Śląsku.
Reprodukcja Przemysław Kucharczak /Foto Gość
Nie tylko gorole napływali po wojnie do pracy w śląskim przemyśle. A przynajmniej nie tylko „zwyczajni” gorole, czyli przybysze z innych części Polski. Kto pamięta, że w latach 1945–49 do pracy w kopalniach przyjechało około 60 tysięcy „reemigrantów” z Francji i Belgii?
Zostali rozdzieleni pomiędzy Górny Śląsk i okolice Wałbrzycha. „Przez ludność miejscową nazywani byli »Francuzami«, »Żorżami« lub »żabojadami«. Zamieszkiwali całe osiedla, które z czasem zyskiwały z tego powodu nazwy takie jak »Paryż«...” – czytamy w nowym numerze półrocznika „CzasyPismo”. Opowiada on w lekki, popularny sposób o historii Górnego Śląska. Wydaje go katowicki Instytut Pamięci Narodowej.
Górnicy z Francji i Belgii
Jednym z osiedli, które zamieszkali przede wszystkim Polacy wracający z północnej Francji, było Wilcze Gardło pod Gliwicami. Niemcy zaczęli budować tu nowoczesne osiedle niedługo przed wojną, z przeznaczeniem dla rodzin funkcjonariuszy NSDAP, SA i SS. „Płakałam [ze wzruszenia], kiedy nas wysadzili z pociągu w Gliwicach. Potem samochody ciężarowe podstawione przez kopalnię Sośnica przywiozły nas tutaj do Wilczego Gardła. Pusto, bo hitlerowcy uciekli. Zostało tylko sześć rodzin, które czuły się Polakami” – wspominała reemigrantka Zofia Przybysz.
Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.