Niebo nad więźniami

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 08/2017

publikacja 23.02.2017 00:00

Mężczyźni z tatuażami, ubrani najczęściej w dresy, wypełnili kaplicę. Siedmiu z nich stanęło w rzędzie przed ołtarzem.

▲	Abp Wiktor Skworc udziela chrztu Karolowi Mateuszowi. Z prawej kapelan więzienny ks. Jacek Pawlus. ▲ Abp Wiktor Skworc udziela chrztu Karolowi Mateuszowi. Z prawej kapelan więzienny ks. Jacek Pawlus.
zdjęcia Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Siedmiu więźniów przyjęło bierzmowanie w Zakładzie Karnym w Jastrzębiu-Szerokiej. Udzielił im go arcybiskup katowicki Wiktor Skworc. Jeden z mężczyzn przyjął też – warunkowo – chrzest, bo w dokumentach nie znaleziono śladu o jego przyjęciu w dzieciństwie.

– Nad każdym z was otwiera się niebo. Gdyby dokładnie posłuchać, też byśmy usłyszeli: to jest mój umiłowany syn! – powiedział więźniom arcybiskup katowicki Wiktor Skworc.

Siedmiu umiłowanych synów

Mężczyźni przyjęli imiona: Karol Mateusz, Oskar, Alojzy, Krzysztof, Stanisław, Łukasz, Grzegorz.

– Pamiętajcie, pomimo błędów i grzechów jesteście umiłowanymi synami Boga – powtarzał im arcybiskup Skworc. – Ludzka miłość, która powinna być odpowiedzią na miłość Boga, jest zawodna... Możecie jednak być pewni, że miłość ze strony Boga zawsze jest aktualna i gotowa do przebaczenia. Pan Bóg zawsze czeka, przytula człowieka, daje mu szansę, nie przekreśla – powiedział.

Więźniów przygotowali do bierzmowania ksiądz Jacek Pawlus, kapelan w Zakładzie Karnym, oraz mężczyźni ze Wspólnoty Jezusa Miłosiernego z Rybnika. Świeccy przyjeżdżali do osadzonych co tydzień i przeprowadzili dla nich dziesięć katechez. – Mówiliśmy im o spotkaniu żywego Jezusa. O tym, że skoro ci więźniowie tutaj przyszli, to musieli wstać. A to pierwsze, co człowiek musi zrobić... Często zwracaliśmy na to uwagę, że oni już tutaj przyszli. Już dali świadectwo, a to w więzieniu wymaga odwagi – powiedział nam Leszek Sura ze wspólnoty. – Mówiliśmy o Bożej miłości. O tym, że nie są sami ze wszystkimi problemami, które ich dotykają i przytłaczają, w więzieniu i na zewnątrz. Jest Ktoś, kto nad nimi czuwa, Kto ma nad nimi przez cały czas wyciągniętą rękę – mówi z pasją.

Etapy zdrowienia

Pod koniec każdej katechezy świeccy katolicy mieli dla osadzonych czas na luźniejszą rozmowę. Opowiadali o sytuacjach z własnego życia, o tym, jak próbują sobie radzić z problemami, które zdarzają się w rodzinach. – My przecież też nie jesteśmy pozbawieni sytuacji konfliktowych w domu. Chodzi jednak o to, że wyjście z nich może być całkiem inne. Wspominaliśmy im o rozmowie z dziećmi, rozmowie z żoną. Nie zawsze się to udaje, ale ważne, na czym są oparte nasze relacje – mówi Leszek Sura. Więźniowie chętnie też uczestniczyli w adoracjach.

Mężczyźni ze Wspólnoty Jezusa Miłosiernego pomogli księdzu Jackowi w przygotowaniu bierzmowańców już po raz trzeci. Nie wiedzą, na ile nawrócenie ludzi, którym opowiadają o Jezusie, jest trwałe. Ewangelia każe odwiedzać więźniów, więc to po męsku robią, nie czekając na pogłaskanie po główce – ale przyznają, że wielu efektów nie widzą. Owszem, któryś z więźniów, z którymi się spotykali, uczestniczył później w ewangelizacyjnym kursie Nowe Życie i w spotkaniu z Donaldem Turbittem, założycielem Mężczyzn św. Józefa. Później kontakt się urwał. Mężczyzna żyje jednak spokojnie i pracuje.

Zdarzają się też i gorzkie obserwacje, gdy któryś z ich podopiecznych znowu zalicza życiowe potknięcie. Jeden z nich, który wydawał się bardzo przejęty słowem Bożym, na wolności sięgnął po alkohol i znów wpadł w ciąg. Podobno koczuje z kolegami w prymitywnym obozowisku i pije z nimi. Po uwolnieniu wielu dawnych więźniów – nawet przy dobrych intencjach – przechodzi bowiem dużą próbę charakteru w związku ze zderzeniem ze starym środowiskiem.

Choć mężczyźni ze Wspólnoty Jezusa Miłosiernego mówili o tym tylko dziennikarzowi „Gościa”, a nie arcybiskupowi, ten niespodziewanie dał odpowiedź na wątpliwości związane z brakiem widocznych owoców. W czasie homilii na Mszy św. wyjaśnił więźniom odczytaną chwilę wcześniej Ewangelię. Opowiada ona o uzdrowieniu niewidomego. – Pan Bóg działa pewnymi etapami. Ten niewidomy człowiek nie od razu odzyskał wzrok. Działanie Pana Jezusa było tu rozłożone na etapy. Pierwszy etap to dotknięcie, położenie śliny na oczy. A potem drugi raz, bo z początku to uzdrowienie nie było pełne... Dopiero potem ten człowiek przejrzał i widział – powiedział arcybiskup Wiktor Skworc.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.