Boży "hardkołowcy"

Katarzyna Zych

publikacja 23.08.2016 13:10

Rowerzyści są już w Rumunii. Przed nimi ostatni odcinek.

Do celu, czyli Konstancy nad Morzem Czarnym, pozostało im już naprawdę niewiele. Za sobą mają  osiem dni podróży. Do pokonywania kolejnych kilometrów nie zniechęca ich nic. Spotkała ich ulewa? Trudno, przeczekają i zaraz ruszą dalej. Pęknie szprycha? Poszukają jakiegoś miejsca do spania, naprawią i następnego dnia natychmiast pojadą dalej.

Uczestnikom wyprawy nie są straszne żadne warunki pogodowe.   Uczestnikom wyprawy nie są straszne żadne warunki pogodowe.
Archiwum uczestników wyprawy

Szukanie noclegu nie zawsze jest proste. Zdarza się, że śpią "na dziko" czy w lokalnych ogrodach parafialnych. Podczas jednego z takich przystanków u duchownego prawosławnego w Sintea Mica (Rumunia) spotkali się z ogromną życzliwością. Pop obdarował ich napojami i słodyczami, a lokalni mieszkańcy przynieśli konfitury, owoce, wodę mineralną, a nawet wędzoną słoninę.

Podróż urozmaicają sobie zwiedzaniem europejskich stolic. Tam też mają okazję odpocząć. Odwiedzili już Bratysławę, Wiedeń oraz Budapeszt. Przed nimi tylko Bukareszt. Do Polski planują wrócić przed końcem roku szkolnego – 31 sierpnia.

Codziennie na fejsbukowym profilu Włóczykoła informują o tym, co się dzieje. Poniżej publikujemy zamieszczane przez nich relacje z ostatnich 5 dni wyprawy (pisownia oryginalna).

Dzień czwarty trwa w najlepsze, bo my jeszcze w drodze...

Mieliśmy ambitny plan przejechania jeszcze 15 km.; wówczas moglibyśmy pochwalić się najdłuższym jak dotąd dystansem - 165km! Nic z tego. Szprycha (zgadnijcie sami czyja???:), sprawiła, że właśnie szukamy noclegu w szczerym polu. Przejechaliśmy dziś 156 km.

Boży "hardkołowcy"  

Wyjazd z Wiednia zajął nam blisko 1h5, a potem z Bratysławy około 1h. ... Oto uroki aglomeracji! Towarzyszył nam też upiorny wiatr. Stąd średnia prędkość: 20km/h. Mszę Św. celebrowaliśmy w katedrze św. Marcina w kaplicy św. Jana Cudotwórcy. Rozważaliśmy Tajemnicę Miłości, która pozwala autentycznie kochać, czyli służyć...Jutro chcemy wyjechać raniutko, by przejechać 100 km. i około południa wjechać do Budapesztu. Dobrej nocy... i dziękujemy za modlitwę w intencji naszej wyprawy!

Dzień piąty niemal za nami...

W każdym razie rowery odpoczywają. My już też... Zasypiamy zauroczeni pięknem Budapesztu !To był wspaniały dzień. Od 6.15 do 14.30 pokonaliśmy 120 km. Jechaliśmy pośród wielu podjazdów z prędkością 19 km/h. Mieliśmy dziś czas na urokliwy spacer po centrum Budapesztu, a nawet rejs po Dunaju... To dar odkrywania dzieł Boga wokół nas.

Boży "hardkołowcy"  

Msza Św. dziś wieczorową porą. Nocujemy w domu Księży Misjonarzy Werbistów. Jutro ruszamy skoro świt w kierunku Rumunii... Dziś naszą wyprawę opuszcza Szymon. Czyni to, bo tak nakazuje staropolska gościnność. Po prostu chce podjąć gości z dalekiej Australii. Dzięki Szymonie!
Dobrej nocy, do jutra...

Dzień szósty to już dla nas historia...

Niektórzy już nawet smacznie śpią! Droga wiodła dziś z Budapesztu do Mezotur, gdzie teraz jesteśmy. Wyjechaliśmy tuż po mszy św., którą odprawialiśmy o 6.00. Modliliśmy się za solenizanta dnia Oskara, któremu dziś niestety strzeliła kolejna szprycha... Pokonaliśmy w sumie 165 km, bo ukształtowanie terenu sprzyjające. Trasa prosta, spokojna... Jechaliśmy zatem w małych grupach, można było nawet porozmawiać! A jak przystało na sobotę rano, chcieliśmy zrobić zakupy, ale dziś tu Święto Patrona Węgier Św. Stefana, więc zakupy udało się zrobić na stacji benzynowej...Dajemy radę!
Śpimy na dziko. Próbowaliśmy przenocować u gospodarzy, ale nie byli chętni nas przyjąć... Być może dlatego, że nie znali angielskiego ani chińskiego, którymi my jako grupa władamy :-).

Boży "hardkołowcy"  

Rozważaliśmy w ciągu dnia obraz Boga, który nosimy w sobie, stawiając sobie pytanie czy nie jest to jakaś kreacja daleka od Biblii, Ewangelii? Zastanawialiśmy się też nad sobą i własnym wyobrażenie siebie, o swoich słabościach, kompleksach, pysze... A jutro wstajemy godzinę później, czyli o 6.00, by wyruszyć o 7.00. Mamy 80 km do granicy. Dobrej niedzieli wszystkim!

Siódmy dzień dobiega końca...

Niedziela to czas refleksji nad tym, jak kształtujemy swoją wolność, jak nad nią pracujemy. Przemierzyliśmy dziś 120km ze średnią prędkością 21km/h. Przekroczyliśmy granicę, nie obyło się bez kontroli dokumentów i jesteśmy w Rumunii.Mszę św. odprawialiśmy nad stawem rybnym... Było uroczyście i pobożnie.

Boży "hardkołowcy"   Po krótkich przerwach szczęśliwe dotarliśmy na nasz nocleg. Jesteśmy w Sintea Mica. Tu gości nas w ogrodzie z łazienką prawosławny kapłan - niezwykle gościnny, podobnie jak tutejsza ludność. Nocujemy zatem przy kościele prawosławnym. Ksiądz zakupił dla nas napoje i słodycze. Gospodarze przynieśli smakowite konfitury, owoce, wodę mineralną i... wędzoną słoninę. W ogóle zaraz po przekroczeniu granicy napotkaliśmy dużą serdeczność wobec nas i entuzjazm... Krajobrazy... cudne, sielanka i powrót do początków XX w.Dziś nikomu nic się nie popsuło... Ot, taka niedziela! Do jutra :-)

Ósmy dzień za nami...

Ach co to był za dzień! Pan Bóg błogosławi na różne sposoby! Mieliśmy od rana sporo deszczu. Pokonaliśmy niemało pagórków i wzniesień. W sumie przyjechaliśmy 140km ze średnią prędkością 19 km /h. Uwaga: przewyższenia - 1100m!

Boży "hardkołowcy"  

Dziś Eucharystia o 21.00 miejscowego czasu. Ewangelia dziś o faryzeuszach, stąd i refleksja na temat fałszywego wizerunku siebie, samozakłamania...Ksiądz Dawid dostał dziś wyjątkowy prezent. Od lokalnego proboszcza, u którego dziś śpimy, otrzymał stułę... I świetnie, bo swoją zostawił - przypadkiem oczywiście - jak mówią na Śląsku przez zawalatość - w Budapeszcie w zakrystii:-):-):-) Bilans dnia: zerwany bagażnik Staszka, dętka Soni :-) - wszystko już naprawione! Zasypiamy z nadzieją, że jutro nie będzie lało...