Chyba nie mam wyjścia

Gość Katowicki 28/2016

publikacja 07.07.2016 00:00

W 1956 roku diecezja katowicka otrzymała 50 nowych kapłanów. Święcenia otrzymywali na raty. Jedni w czerwcu, drudzy w grudniu. Nie chodziło jedynie o przeszkodę wieku święceń. To skutek decyzji politycznych. O zdjęcia z tamtych lat niezwykle ciężko. Prawdopodobnie nie zachowało się też żadne tableau. Pozostały jednak kapłańskie wspomnienia. Na łamach „Gościa” dzieli się nimi jeden z diamentowych jubilatów, ks. prał. Teodor Poloczek.

Chyba nie mam wyjścia Ks. Rafał Skitek /foto gość

Ks. Rafał Skitek: Jest rok 1956. Biskupi na wygnaniu, Kościół szykanowany przez władzę, a wy macie przyjąć święcenia. Trudne czasy...

Ks. Teodor Poloczek: Czuliśmy, że Kościół jest szykanowany i że wiara jest niszczona przez władzę. Mieszkając w seminarium, musieliśmy być bardzo czujni, by nie dać się wciągnąć w jakieś polityczne gierki. Całe szczęście, że nowym rektorem został ks. dr Jerzy Stroba. Był on nie tylko dobrym przełożonym i profesorem, ale także światłym człowiekiem na tamte czasy. Był nieugięty, zwłaszcza gdy władza chciała ingerować w to, kogo dopuścić do święceń kapłańskich. Pojawiły się konflikty i napięcia także wewnątrz Kościoła. To były brzydkie czasy. Każdy, kto przeżył naciski polityczne, wie, jakie to było obrzydliwe. Człowiek zostaje wciągnięty w sytuację, która moralnie jest niezgodna z jego sumieniem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.