Nie proś o miłość


Joanna Juroszek


|

Gość Katowicki 14/2016

publikacja 31.03.2016 00:00

Obok mojego łóżka stał starszy pan z brodą. Patrzył na mnie i kiwał głową. Pomyślałam sobie, że po alkoholu i po narkotykach mam jakieś zwidy. Zapaliłam lampkę.

Anna Golędzinowska w kościele NSPJ w Katowicach-Koszutce Anna Golędzinowska w kościele NSPJ w Katowicach-Koszutce
Joanna Juroszek /Foto Gość

Mój pies cały czas szczekał, ten starzec stał, patrzył na mnie i kiwał głową. Nic nie mówił, ale słyszałam jego myśli: „Ania, co ty robisz?!”. Potem się rozpłynął – mówi w kościele ojców oblatów w Katowicach-Koszutce Anna Golędzinowska. To Polka, która jako modelka zdobyła sławę we włoskim Mediolanie. Potem napisała dwie książki „Ocalona z piekła” oraz „Z ciemności do światła”. Już po nawróceniu, otrzymując od kogoś książkę z wizerunkiem o. Pio, rozpoznała w nim swojego dawnego gościa…


Śmierć


Miała wszystko: pieniądze, sławę, superciuchy, pracę z gwiazdami show-biznesu, takimi jak Naomi Campbell, Leonardo DiCaprio, Tina Turner czy Paris Hilton. Brakowało jej jedynie miłości. „Dam ci wszystko, tylko nie proś mnie o miłość” – usłyszała od jednego ze swoich chłopaków. To ją zabiło. Prawdziwej miłości nie zaznała także w rodzinnym domu w Warszawie. Jej ojciec „miał dobre serce, ale był alkoholikiem”. Pewnej zimy w drodze do sklepu zmarł, przewróciwszy się na przymarzniętych schodach.

Ania miała wtedy 10 lat. – Leżał pod sklepem przez dwa dni, nikt mu nie pomógł, ludzie obojętnie przechodzili, bo myśleli, że to kolejny pijak, jakich wielu – wspomina po latach jego córka. 
Mama po śmierci ojca zaczęła sprowadzać do domu swoich kolegów. Jeden z nich zgwałcił Anię i jej siostrę. Przyszła modelka pogrążała się w nienawiści. Jako 13-latka postanowiła odebrać sobie życie. Odratowali ją w szpitalu. Mając 16 lat, dostała propozycję pracy we Włoszech jako modelka. Nie zastanawiała się długo. Nie znając języka, ruszyła w świat. Na miejscu, zamiast w świecie mody, miała pracować jako prostytutka. Udało jej się stamtąd uciec dzięki, jak dziś tłumaczy, swojemu „aniołowi stróżowi”. To chłopak, którego nigdy później już nie spotkała. Zamieszkała w Mediolanie, gdzie w końcu mogły spełnić się jej marzenia. Rozpoczęła pracę jako modelka. 
Po nocnych „odwiedzinach” ojca Pio coś zaczęło zmieniać się w jej sercu. – Pewnego razu, po śmierci Jana Pawła II, w domu mojego narzeczonego było pełno kolegów. Wciągali kokainę na książce, która opowiadała o życiu naszego papieża. Na okładce było jego zdjęcie. Rozsypali tam narkotyki i z twarzy Jana Pawła II wciągali sobie te prochy – opowiada. Ten widok bardzo ją zabolał. Patrzyła na nich i widziała „śmiejące się małpy”. „Kurczę, ja też tak wyglądam?” – zastanowiła się.


Wybaczam wam


Sześć lat temu włoski wydawca usłyszał o jej historii i postanowił wydać o niej książkę. Była już gotowa, ale przed pójściem do druku postawił Ani warunek – musi pojechać do Medjugorie. Zgodziła się, bo chciała, żeby ta książka się ukazała. 
Rozpoczął się nowy rozdział w życiu Anny Golędzinowskiej. Nawrócenie przyszło niespodziewanie na szczycie góry Kriżevac, gdzie objawić miała się Matka Boża.

Na wzgórze prowadzi bowiem stroma, kamienista Droga Krzyżowa. Ania już przy trzeciej stacji miała dość. Coś jednak pchało ją do przodu. – Doszłam na sam szczyt, tam jest wielki biały krzyż. Padłam przed nim na kolana i zaczęłam się modlić. Ale to nie ja się modliłam. Ja sześć lat temu nie umiałam powiedzieć nawet jednej zdrowaśki. Usłyszałam tam głos: „Ania, ty musisz przebaczyć wszystkim, którzy zrobili ci krzywdę”. Otworzyłam usta, z których wydobyły się dwa słowa: „wybaczam wam”. Moje serce z kamienia rozwaliło się na tysiące kawałków, poczułam wielką ulgę i zaczęłam płakać – mówi. 
Wróciła do Mediolanu. Zostawiła narzeczonego, siostrzeńca Berlusconiego, spakowała się i na 10 dni sama raz jeszcze pojechała do Medjugorie. Potem została tam na 3 lata. Zamieszkała z siostrami zakonnymi, modliła się, chodziła na Msze, sprzątała łazienki, karmiła zwierzęta. Przytyła 17 kg. Nauczyła się kochać, przebaczać i nie oceniać drugiego człowieka.
– Tam siostry przedstawiły mi mojego przyszłego męża. Dziwne, ale prawdziwe – uśmiecha się. Razem z mężem, Michelem Doto, we Włoszech założyła Ruch Czystych Serc. Dziś zrzesza on 9 tys. młodych.
Zgromadzonych w kościele NSPJ w Katowicach 33-letnia Ania Golędzinowska prosiła o jedno: by nie bali się prawdziwie przebaczyć drugiemu człowiekowi. Tłumaczyła, że jeśli się przebaczy – przestaje się oceniać innych oraz otrzymuje się zdolność do prawdziwej miłości. Na wzór miłosiernej miłości Boga.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.