Robota na kolanach

Danuta Sowa

publikacja 17.02.2016 10:43

Gdyby te wszystkie schody, które w życiu zbudowałem, ułożyć w górę, to może by niemal sięgnęły nieba - mówi Walenty Wieczorek z Imielina.

Robota na kolanach Walenty Wieczorek z żoną Agnieszką Danuta Sowa

Pan Walenty obchodził właśnie swoje 90. urodziny. Budowa schodów i posadzek to historia jego życia – praca zawsze na kolanach!

Urodził się w Imielinie 10 lutego 1926 roku. Z okazji urodzin w intencji jubilata i jego rodziny, w dniu św. Walentego, została odprawiona Msza w imielińskim kościele Matki Boskiej Szkaplerznej.

Imię zobowiązuje

Teraz już sił nie starcza, ale całe życie chodził do Bierunia, do swojego patrona w kościółku św. Walentego, by tam świętować urodziny. Najpierw chodził sam, potem przez prawie 50 lat z żoną Agnieszką. Ruszali pieszo z Imielina. Gdy lat przybywało, a sił ubywało, wsiadali w autobus, w późniejszych latach w samochód, by dotrzeć do sanktuarium św. Walentego, czyli do popularnego „Walencika”  na Mszę św. i na odpust.

– Mam na imię Walenty – mówi solenizant – a to imię zobowiązuje, więc tak sobie postanowiłem, że będę tam co roku. Żona nie protestowała i razem chodziliśmy, potem z dziećmi też.

Z żoną są już od 1948 roku, czyli prawie 68 lat. Wzięli wtedy ślub, a rok później zbudowali dom przy obecnej ulicy św. Brata Alberta. Mieszkają w nim do dziś. Wychowali czwórkę dzieci – córkę Marię i synów Henryka, Jana i Grzegorza. Córka Maria ze swoją rodziną mieszka razem z nimi i otacza ich opieką.

Mają dziewięcioro wnucząt i tyle samo prawnucząt. Tworzą szczęśliwą, dużą rodzinę. Pan Walenty jest człowiekiem zgodliwym, spokojnym i wyjątkowo pogodnym, nie narzeka, zawsze miał wielu przyjaciół, ludzie chętnie z nim przebywają.

Żona Agnieszka nie pracowała, wychowywała dzieci, a mąż Walenty starał się zapewnić swojej rodzinie jak najlepsze warunki do życia i nauki.

Pracował w KWK "Ziemowit" w Lędzinach, ale jego drugi fach to posadzkarz. Przed laty pracownicy działający w tym zawodzie byli bardzo rozchwytywani, miał więc pan Walenty dużo roboty. To była praca… zawsze na kolanach – jak mówi, bo kładzenia posadzek nie da się robić na siedząco czy stojąco, tylko na klęcząco.

Posadzki: kościół Mariacki, kuria, drukarnia

Wykonywał schody i podłogi w różnych miejscach. Mówi, że były to prywatne domy, ale też miejsca sakralne. Kładł posadzki  w kurii w Katowicach, w Drukarni Archidiecezjalnej posadzki i schody, w katowickim kościele Mariackim, gdy proboszczem był tam wówczas późniejszy arcybiskup (teraz senior) Damian Zimoń. Jego dziełem są schody w imielińskim kościele Matki Boskiej Szkaplerznej i w kościele Chrystusa Króla w  Lędzinach.

Posadzkę wykonywał w Sali Papieskiej w Kurii Archidiecezjalnej. – To pamiętam, jakżeśmy się spieszyli, bo miała to być wizyta Jana Pawła II w Katowicach i sala miała być gotowa. Robiliśmy po nocach, żeby zdążyć na czas, czyli na wizytę. I zdążyliśmy – mówi pan Walenty.

– Roboty było, a było – dodaje. – Ludzie przyjeżdżali do mnie do Imielina i czekali, aż przyjmę ich zlecenia na robotę. Nieraz byłem zmęczony, ale nie potrafiłem odmówić, bo fachowców w tej dziedzinie nie było za wielu. A i, nie ma co ukrywać, pieniądze też były ważne, gdy się miało do wyżywienia liczną rodzinę, dlatego przyjmowałem zlecenia i pracowałem, ile sił starczało… niemal w całym województwie – wspomina.

– Teraz, w moim wieku, czas na odpoczynek. Lubię sobie odpoczywać, wyjść na ogród, posiedzieć z najbliższymi i nacieszyć się nimi. Jesteśmy z żoną w kole emerytów w Imielinie, może już nie tak aktywnymi jak kilka lat temu, ale członkami nadal jesteśmy i pamiętają o nas – zauważa pan Walenty.

Prezes koła Bernard Stolorz nie zapomniał o jego urodzinach i wraz z burmistrzem Janem Chwiędaczem odwiedził go w dniu urodzin, by złożyć życzenia.