„Zmarł za piętnaście dziewiąta, a może piętnaście po dziewiątej rano 29 grudnia 2013, w niedzielę Świętej Rodziny. Czuwający przy nim byli tak przejęci, że czas na zegarze zlał się w ich głowach w jedną godzinę śmierci”.
Pan Wojciech wyglądał jak żywy. Nie było po nim widać, że chorował, w oczy rzucała się jego piękna twarz – mówi Wojciech Krajewski, kierowca i przyjaciel Wojciecha Kilara. Był przy nim 20 minut po jego zgonie. Wył, całując zmarłą dłoń kompozytora.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.