Ubole oblata

Joanna Juroszek

|

Gość Katowicki 30/2015

publikacja 23.07.2015 00:00

Misjonarz do wynajęcia. Ponad 60 lat temu wyszedł z domu i nie wrócił. Oblat ze Skrbeńska, ojciec Marek Antoni Czyżycki. 40 lat błąkał się po Polsce, 20 po Kanadzie. Ale to nie koniec opowieści.

O. Marek Czyżycki ze swoim prymicyjnym zdjęciem O. Marek Czyżycki ze swoim prymicyjnym zdjęciem
Joanna Juroszek /Foto Gość

W Kanadzie jest i dziś. Udaje mi się go spotkać w jego rodzinnym Skrbeńsku. Nie ma czasu na dziennikarskie kurtuazje. Dzień później 84-letni ojciec Marek (znany też jako Antoni Łaciok) wsiada w samolot, który prowadzi go za ocean. Lody przełamują się same.

– Wiesz, byłem zupełnie świadomy tego, że Kościół w Polsce jest prześladowany, dlatego postanowiłem, że będę Kościoła bronił. I robiłem to i w Polsce, i za granicą. Wszędzie – mówi otwarcie. Nigdy jednak nie miał problemów z władzami PRL. To dzięki Bożej opatrzności czy fartem? – pytam. – I jedno, i drugie pomagało – uśmiecha się.

Wy też pijecie?

Zaczęło się dwa lata po wojnie, w 1947 r., kiedy Antoni Łaciok był w VII klasie. Jego kolega, dziś śp. o. Stanisław Rejmoniak, wtedy przyboczny z harcówki, w której 16-letni Antek był drużynowym, oznajmił mu: „Jadę do Lublińca. Do oblatów”. Miał tam rozpocząć naukę w niższym seminarium duchownym.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.