Druh Edek - Słoneczny do końca

Mirosław Rzepka

publikacja 25.04.2015 03:01

Nawet ze szpitalnego łóżka kierował zespołem. Słoneczni nie mogą uwierzyć, że go już nie ma.

Druh Edek - Słoneczny do końca   - Druh Edward zmienił w moim życiu wszystko, poniekąd tak właśnie było - mówi Ewelina Sobczyk, dziś absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach (na zdjęciu z mistrzem - z prawej) Archiwum Eweliny Sobczyk - Druh umiał tak fajnie unosić lewą brew. Spoglądał surowo i kazał patrzeć w swoje oczy. Człowiek musiał obiecać, że jedną czy drugą "tróję" poprawi - wspomina Tomek Kałuski. - Rozgrzeszał, widząc w dzienniczku ucznia wyższe oceny.

- Ostatnio spotkaliśmy się w listopadzie 2014 roku w jego mieszkaniu. Odwiedziłam go z koleżanką z zespołu. To niesamowite, jak pogodnym był człowiekiem, mimo męczącej choroby. Z uśmiechem na twarzy opowiadał, że czuje się dobrze, tylko musi żyć z dodatkowymi wąsami, które podają mu tlen 24 godziny na dobę. Nadal jego myśli skupiały się wyłącznie wokół dalszej działalności Słonecznych - wspomina Dorota Morawska.

Harcmistrz Edward Sośnierz miał 77 lat i jeden miesiąc, gdy Pan powołał go do siebie. Mówił, że czuje się spełniony. Patrząc na jego życie, trudno się temu dziwić.

10 września 1963 r. odbyła się pierwsza próba chóru, który przyjął później nazwę Chór Dziecięcy im. Mieczysława Karłowicza. Edward Sośnierz założył go w Szkole Podstawowej nr 25 w Katowicach-Załęskiej Hałdzie.

Po trzech latach cały zespół wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego, utworzył 24. Drużynę Harcerską w Hufcu Katowice-Ligota. W roku 1972 zespół przeniósł swoją siedzibę do katowickiego Pałacu Młodzieży, by umożliwić uczestnictwo w zespole wszystkim chętnym dzieciom z katowickich szkół podstawowych.

Zespół przyjął wtedy obecną nazwę: Harcerski Zespół Artystyczny "Słoneczni".

Słoneczni właśnie pożegnali druha, wujka, brata, instruktora, wychowawcę, nauczyciela, kolegę i przyjaciela. Założyciel zespołu, druh Edek, jak wszyscy o nim mówią, spoczął na cmentarzu przy ul. Sienkiewicza w Katowicach.

Słoneczni i Karłowiczanie zaśpiewali mu na pożegnanie m.in. piosenkę "Harcerska dola".

Druh Edek był m.in. laureatem nagrody Ligonia, kawalerem Orderu Uśmiechu, a także medalu "Człowiekowi Szlachetnemu - Dzieci".

Słoneczni nadal trwają w przekonaniu, że "czarne przegrywa, kolor wygrywa" i nie tracą nadziei. Wspominają swego druha Edzia i słowa piosenki: "mamy wszyscy tak mało lat, tak mało, ale nam wystarczy".

Dotychczas swoje wspomnienia nadesłali:

Druh Edek - Słoneczny do końca Większość z nas poznała dh. Edka w bardzo podobny sposób, podczas przesłuchań do Zespołu Słoneczni. Wcześniej niż Jego samego, poznałem zespół.

Koleżanki ze Szkoły Podstawowej nr 26, do której i ja chodziłem, na jednej z lekcji pokazały swoje pamiątki z festiwalu w Moskwie i opowiedziały o swoich wrażeniach.

Zrobiło to na mnie na tyle duże wrażenie, że miałem ochotę zobaczyć Słonecznych na scenie, podczas corocznego koncertu "Dla Ciebie Mamo".

Efekt? We wrześniu 1985 roku musiałem spróbować swoich sił i w październiku, ku mojemu zaskoczeniu, dostałem zaproszenie na pierwszą próbę.

Na początku dh Edek był kimś nieco mitycznym, w kogo wszyscy wpatrywali się i przyjmowali każde słowo, bo wydawał się srogi.

Z czasem ten wizerunek się zmieniał, bo okazało się, że oprócz tego, że był bardzo wymagający, był przede wszystkim człowiekiem, który miał czas dla każdego.

Słoneczni przychodzili do dh. Edka nie tylko w sprawach związanych z samym zespołem. Członkowie zespołu nierzadko przychodzili po pomoc z fizyki czy matematyki, i wsparcie otrzymywali.

Poznanie dh. Edka miało spory wpływ na wszystkich. Wprawdzie liczne próby i koncerty "pochłonęły" sporą część naszego wolnego czasu, jednak "podarowały" niezapomniane wrażenia i pozwoliły poznać ludzi, których można było spotkać tylko tu, w Słonecznych i dzięki temu, że było się częścią zespołu.

Dh Edek zmienił nasze postrzeganie świata, nauczył nas pewnej unikalnej wrażliwości, która pozwala nam w życiu odróżniać to, co dobre, od tego, czego należy unikać.

Traktowaliśmy Go trochę jak ojca, który może czasem był surowy, ale wiedział czego oczekiwać od swoich przybranych, Słonecznych dzieci. Nauczył też cierpliwości i, z całą pewnością, ciężkiej pracy.

Określenie ojca ma tu także inny wydźwięk, bo zdarzało się, że przy licznych próbach i wyjazdach dh. Edka widywaliśmy częściej niż naszych rodziców.

Kilkanaście lat po trafieniu do Słonecznych poznałem druha Edka od innej strony, jako instruktor. W obu tych odsłonach był to ten sam człowiek, zawsze cierpliwy, uważny, czasem uparty, ale zawsze gotowy przynajmniej na to, by wysłuchać drugiej opinii.

Trudno znaleźć kogoś innego, kto swoim podejściem do życia, zaskarbił sobie sympatię setek młodych ludzi i to mimo litrów przelanego potu podczas prób.

Był człowiekiem niepospolicie uprzejmym i zawsze chętnym do pomocy. To dzięki tym cechom w późniejszym czasie mógł polegać na nas, członkach zespołu i instruktorach.

Na co dzień zajmuję się aktualizacją strony Słonecznych. Gdy dowiedziałem się, że dh. Edka nie ma już z nami, koniecznym było przekazanie informacji o tym, co się stało. Zapisanie i umieszczenie tych kilku słów na naszej witrynie okazało się tak trudne, jakby odszedł członek najbliższej rodziny.

Moja przygoda ze Słonecznymi rozpoczęła się w 1985 roku i tak naprawdę trwa nadal. W połowie lat 90. dość płynnie z członka zespołu stałem się członkiem kadry instruktorskiej. Był potrzebny ktoś, kto pomoże przy obsłudze technicznej podczas koncertów i nagrań. To dowodzi jak bardzo zżywaliśmy się z zespołem.

Mimo przemian w kraju, zespół występował - trochę rzadziej, ale wyjazdy zagraniczne nadal się odbywały. W latach 90. obozy często odbywały się na terenie Czechosłowacji, a później Czech i Słowacji. Z zespołem miałem okazję wyjechać do Niemiec, raz na zgrupowanie, które w okresie Zielonych Świątek ściąga pod namioty setki skautów. Jak na trudne dla zespołów takich jak Słoneczni czasy, wyjeżdżaliśmy nader często.

Dzisiaj trudno nam sobie wyobrazić zespół bez dh. Edka, ale jesteśmy Mu winni, by to, co stworzył, trwało przez kolejne co najmniej 50 lat.

Trafianie członków zespołu do kadry instruktorskiej nie było niczym niezwykłym. To kontynuacja działalności, a jedyną różnicą jest to, że zmieniają się obowiązki.

Wojciech Celder

Druh Edek - Słoneczny do końca   - Druh Edward zmienił w moim życiu wszystko, poniekąd tak właśnie było - mówi Ewelina Sobczyk, dziś absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach (na zdjęciu z mistrzem - z prawej) Archiwum Eweliny Sobczyk Poznałam dh Edka na przesłuchaniach "Gdybym to ja miała" - mega stres, ale bardzo zależało mi na dostaniu się do zespołu.

Gdyby nie On, nie wiadomo kim bym dzisiaj była? A jestem matką żoną... pielęgniarką i kocham to, co robię.

Kim był? Był dla nas drugim ojcem, a dla niektórych może i jedynym.

Ostatni raz widziałam Go na zlocie w 2008 r.

Za wszystko inne zapłacisz kartą - tamto spotkanie - bezcenne.

Agata Leszczyna /Simka /Agacisko

Druh Edek - Słoneczny do końca   - Druh Edward zmienił w moim życiu wszystko, poniekąd tak właśnie było - mówi Ewelina Sobczyk, dziś absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach (na zdjęciu z mistrzem - z prawej) Archiwum Eweliny Sobczyk Pierwsze spotkanie ze Słonecznymi, to przypadek. Był chyba czerwiec.

Sąsiedzi mojej babci szli z córką do Pałacu Młodzieży na przesłuchanie do zespołu Słoneczni.

Zaproponowali, mojej mamie, że może też bym poszedł, bo dziewczyna się trochę bała. Mama nawet chętnie przystała, bo w domu wyśpiewywałem piosenki ze słuchowisk radiowych.

Poszliśmy. W Sali tanecznej siedział przy pianinie miły i uśmiechnięty Pan. Zapytał jaką piosenkę znam najlepiej i żebym ją zaśpiewał.

Miałem 11 lat. Zaśpiewałem jakąś piosenkę o Ojczyźnie, której nauczono mnie w szkole na uroczystości 1. maja …

We wrześniu przyszedł list z zaproszeniem na pierwszą próbę, do grupy kandydatów. Jestem pewien, że większość Słonecznych te kartkę przechowuje z wielką pieczołowitością.

Dopiero po dwóch latach prób śpiewu i prób rytmiki mogłem wystąpić na scenie. Prawdopodobnie było to na Dzień Matki.

Dh Edward jasno określał wymagania. Każda próba rozpoczynała się ćwiczeń oddychania przeponą.

Stawał przed nami, demonstrował: „położyć prawą rękę na przeponie, powoli wypuszczać powietrze, aż brzuch będzie wklęsły, otworzyć buzię i wypchnąć przeponę do przodu”, a powietrze samo bez świstów dostawało się do płuc.

Następnie „rozśpiewanie” do-mi-sol-mi-sol-mi, do-fa-la-fa-la-fa, do-mi-sol-mi-sol-mi-do i zmiana tonacji o dźwięk wyżej i te same słowa…

Potem ćwiczenie dykcji, aż szczęki bolały. Na „próbach chóru” uczyło się piosenek - jednej nowej i dwie poprzednio nauczone „szlifowało się”. Dla sprawdzenia kilka osób wybierał, okrążały go przy fortepianie i śpiewały po jednej zwrotce lub refrenie.

Uważnie słuchał, wyłapywał „nieczystości” poprawiał, kazał śpiewać, jeszcze raz, „źle!” – mówił, gdy coś mu się nie podobało. Oceniał, wybierał lepszych do śpiewu solowego, do nagrań studyjnych.

Słoneczni przez kilka lat nagrywali cykl audycji „Śpiewaj z nami” i raz w tygodniu odbywały się nagrania w studiu Polskiego Radia na ul. Ligonia. Do grupy nagrywającej wybierał 20-30 osób na próbie tydzień wcześniej.

Obowiązkowo każdy z nas musiał znać na pamięć tekst, aby nie patrzeć w szeleszczącą kartkę. W czasie nagrania Druh dyrygował, wymagał skupienia i patrzenia na niego.

Jeśli ktoś z nas za późno skończył śpiewać (nie dostosował się do ruchów jego rąk) i powtórzył ten błąd dwa razy, Druh wypraszał go ze studia. Jeśli ktoś udawał, że zna tekst trzeciej zwrotki i tylko jakoś tam ruszał ustami, Edward to widział i wypraszał ze studia.

Siedziało się wtedy w holu, czekając na skończenie nagrań, nie można było iść do domu. To mi się kiedyś przytrafiło. To był straszny wstyd, „Edek wywalił mnie ze studia”…

Druh dbał, aby chodzenie do Słonecznych nie kolidowało z nauką w szkole. Na półrocze i koniec roku wszyscy przynosili świadectwa.

Na półrocze pokazać Druhowi kilka ocen dostatecznych (wówczas skala ocen była od 2 do 5), oznaczało przymusowe „wakacje”, a praktycznie to było pożegnanie z zespołem.

Niemożliwość uczenia się piosenek i tańców eliminowała taką osobę z koncertów, nadrobienie zaległości było trudne.

Nieobecność na kilku próbach tańca kończyła się tym, że trzeba było prosić kolegów, by pokazali kroki. Koledzy byli i są wspaniali do dzisiaj, nigdy nie odmawiali potrzebującemu

Każdy miał prawo poprosić Druha o wytłumaczenie trudnego tematu z matematyki lub fizyki. Były sytuacje, że po próbie zostawaliśmy z dh. Edkiem, a on tłumaczył, pomagał rozwiązać zadanie czy jakiś problem. W kadrze zespołu był także drugi druh - Edward Kwieciński, także nauczyciel fizyki i do niego mieliśmy więcej śmiałości.

Ostatni raz spotkałem się z Druhem Edwardem na przystanku autobusowym w grudniu 2013 r. Było już ciemno, ale Druha rozpoznawało się od razu po wysokim wzroście i specyficznym chodzie.

Ja, ubrany w czapkę, szal, zaszedłem mu drogę. „Dobry wieczór druhu!”. On, lekko zaskoczony, za chwilę się rozpromienił… „Aaa, cześć Tomciu!”.

Zamieniliśmy kilka słów, mówił, że póki ten remont Pałacu Młodzieży się nie skończy, kompletuje materiały do wydania Monografii o Słonecznych na 50-lecie.

Wiedziałem, że w tym czasie działalność zespołu jest zawieszona. Ale Druh zawsze patrzył dalej - „…potem od razu robię nowy nabór dzieciaków”. Przyjechał autobus, „No to czeeeść” powiedział i tak rozstaliśmy się.

Człowiek nie do zdarcia, podwójny etat przez całe życie, wraz z sobotami i czasem niedzielami, bo w domu przepisywał nuty dla nas.

Człowiek, którego cząstka pozostaje na zawsze w każdym z „Karłowiczan” i „Słonecznych”.

I szczerze przyznam - tak, On miał duży udział w moim wychowaniu.

Czasem zabawą, czasem groźbą i konsekwencjami, skutecznie wpajał to, co konieczne do dorosłego życia. Szacunek do innych przede wszystkim.

Druh bardzo dobrze grał na akordeonie (przy ogniskach) i na fortepianie i znał się na magnetofonach, wzmacniaczach, głośnikach, mikserach i całym tym ustrojstwie nagłaśniającym, które było na wyposażeniu zespołu.

Sam montował „tracklistę” na każdy koncert. Kleił kawałki taśmy na magnetofon szpulowy. Był nie raz ostatnią osobą wychodzącą w nocy z Pałacu Młodzieży.

Pamiętam też jego powiedzenia: zamieniamy swoje JA na nasze MY; Moi znajomi są Waszymi znajomymi; grzecznością i uprzejmością można zawojować cały świat. Upominając kogoś, kto gadał podczas próby chóru, dh Edward mawiał: „Czy ja ci przeszkadzam, bo ty mi tak!”.

Tomasz Kałuski, ponad 8 lat w Zespole,

obecnie Drukarnia Archidiecezjalna, Katowice

Druh Edek - Słoneczny do końca Tego się nie da opisać - to trzeba przeżyć, poznać to bijące od Niego ciepło, serdeczność, zarażający uśmiech, zaangażowanie, pomoc.

Dh Edek jest/był świetnym słuchaczem (tak wielu z nas zwierzało się Mu z problemów), jak trzeba było - mediatorem, uczył wzajemnego poszanowania.

Był dla nas autorytetem, a my pracowaliśmy nad tym aby Go nie zawieść.

Mała dziewczynka podrosła, a ćwicząc przy Jego boku uwierzyła w swój talent, dostała się na wymarzone studia.

Pamiętam, jak zapytałam dh. Edka, czy to dobry pomysł, żebym zdawała na Akademię Muzyczną ?

Ucieszył się i powiedział, że nawet wie, co powinnam zaśpiewać na egzaminie. I tak zrobiłam.

Po egzaminach przyszłam Mu podziękować. Przywitał mnie nie jak nauczyciel ucznia, ale jak przyjaciel!

Nazywam się Agnieszka Adamik i to dzięki dh. Edkowi jestem nauczycielem wokalu i emisji głosu.

I tak jak kiedyś On zaszczepił we mnie tę pasję, tak i ja dziś staram się przekazywać ją dalej, nie jak nauczyciel uczeń, ale po koleżeńsku.

Dziękuję Ci dh. Edku, że właśnie dzięki Tobie jestem w tym, a nie innym miejscu!

Zostaniesz w moim sercu na zawsze (jak to zawsze mawiał)…

Czarnulka, Agnieszka Adamik,

Stowarzyszenie Muzyczne im. Stoińskiego

Druh Edek - Słoneczny do końca   Druha pierwszy raz spotkałam na przesłuchaniu do Zespołu.

Jaki był? Charyzmatyczny, niesamowicie cierpliwy, zawsze miał dla nas dobre słowo.

Był wymagającym i sprawiedliwym nauczycielem. Był świetnym organizatorem i troskliwym opiekunem.

Dh Edek był dla mnie autorytetem, stworzył drugi dom, w którym czułam się kochana, akceptowana i mogłam realizować swoje młodzieńcze pasje.

Zaszczepił we mnie miłość do śpiewu i tańca. Uwrażliwił na drugiego człowieka.

W zespole nie liczyłam się „ja” - liczyliśmy się „MY”! Dzięki Niemu spędziłam cudowne dzieciństwo.

Dzięki Druhowi Edkowi przez 10 lat pobytu w Słonecznych  poznałam wielu wartościowych, wspaniałych ludzi, którzy z biegiem czasu stali się towarzyszami w Słonecznej wędrówce przez młodzieńcze lata.

Był …. jakże dziwnie to brzmi...

Aleksandra Cebulak

Druh Edek - Słoneczny do końca   - Druh Edward zmienił w moim życiu wszystko, poniekąd tak właśnie było - mówi Ewelina Sobczyk, dziś absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach (na zdjęciu z mistrzem - z prawej) Archiwum Eweliny Sobczyk Kiedy myślę o druhu Edku, widzę go siedzącego za fortepianem w naszej sali do ćwiczeń w Pałacu Młodzieży.

Jak On pięknie grał! Stanowił z tym instrumentem cudownie dobrany duet.

Wydobywał z niego dźwięki tak harmonijne, tak wspaniale współgrające, że widać było, iż muzyka to całe Jego życie, całe Jego jestestwo.

Często mówił do nas i jednocześnie grał. Mówił o rzeczach ważnych, czasem żartował, wychowywał nas (zawsze), a muzyka towarzyszyła mu cały czas.

Kiedy wyjeżdżaliśmy na obozy, a fortepian, siłą rzeczy, nie był możliwy do zapakowania w autokar, akordeon godnie go zastępował. Wtedy Druh porywał nas do pląsów - śpiewaliśmy i tańczyliśmy tańce, które dzisiaj nazwać można by było integracyjnymi.

To naprawdę działało. Muzyka łączyła Słonecznych jako grupę przyjaciół, ale też pomagała przełamać pierwsze lody z dziećmi z innych zespołów - nawet tych zagranicznych.

W mojej pamięci Druh Edek na zawsze pozostanie człowiekiem autentycznie zakochanym w muzyce i wierzącym w jej magiczną moc łączenia ludzkich serc.

Alina Kalisz-Duszyńska, Katowice

Druh Edek - Słoneczny do końca Odkąd pamiętam, moja mama opowiadała o Słonecznych, a ja bardzo jej zazdrościłam, że mogła w takim wspaniałym dziele uczestniczyć.

Czekałam, aż nadejdzie dzień, w którym przyjdę na przesłuchanie.

Kiedy wreszcie w czwartej klasie dotarłam do Pałacu Młodzieży, ogarnęło mnie przerażenie.

Bałam się, że mi nie wyjdzie, że nie zostanę przyjęta. Na szczęście Druh Edek przyjął mnie do ekipy.

Próby były dwa razy w tygodniu - w poniedziałki i piątki. Przygotowywaliśmy się do nagrania nowej płyty. „Tylko zebry, tylko zebry od wypadku chronią nas” - te słowa wciąż brzęczą mi w uszach.

Mój pierwszy - i jedyny koncert był małym koncertem z okazji Dnia Matki. Wszyscy się stresowali lecz nie wyszło aż tak źle, jak myśleliśmy.

Pod koniec, przy słowach „Niech te kwiaty będą symbolem naszej wielkiej miłości”, wręczyliśmy słoneczniki naszym Mamom. To było niesamowite. Nigdy tego nie zapomnę.

Słonecznych łączy i łączyła jedna cecha: zamiłowanie do śpiewu. To właśnie przez to poznałam tak wspaniałych ludzi. Podczas prób czułam się, jakby to była moja rodzina. Jakby tam właśnie było moje miejsce.

Nigdy nie zapomnę tych wspaniałych godzin spędzonych na śpiewaniu, Druha Edka, który krzyczał „Pamiętajcie o przeponie!”, herbatki różanej, którą zawsze piliśmy, kolędy śpiewanej przy blasku choinki.

I chociaż najkrócej ze Słonecznych chodziłam na próby, to były najlepsze lata mojego życia.

Ania Miłek, córka Joanny, Katowice

Druh Edek - Słoneczny do końca Trudno to wszystko w paru słowach streścić...

Miałam 9 lat, kiedy Mama przyprowadziła mnie na przesłuchania. Paru członków zespołu siedziało w podkoszulkach zespołowych na mniejszych bocznych praktykablach, a kandydaci na dużych.

Druh grał na fortepianie piosenkę „Zielony las”. Grał parę razy. „Rozszumiały się gałęzie pod powiewem wiatru. Wiatr przez pola do nas niesie zapach leśnych kwiatów. Zielony las...”.

Do dziś pamiętam te słowa... Same płyną... Zaśpiewałam jako pierwsza, bo czułam się gotowa.

Druh pozwolił mi tylko dośpiewać do refrenu, a potem dośpiewali ze mną Słoneczni, którzy siedzieli z boku. Pamiętam jak druh Edek powiedział, że mój rocznik jest za młody (wtedy do zespołu przyjmowani byli czwartoklasiści).

Byłam bardzo zmartwiona i nie liczyłam na przyjęcie. Nie zapomnę chwili, kiedy koleżanka w szkole wręczyła mi zaproszenie z pieczęcią Słonecznych - serce skakało mi do gardła, nogi same niosły... Dostałam się!!!!

Druh Edek na pierwszej próbie powiedział, że naszą czwórkę: Asię, Alinkę, Magdę i mnie przyjmuje warunkowo, bo powinnyśmy przyjść za rok. Czułam się bardzo wyróżniona. Bardzo starałam się zasłużyć na to wyróżnienie.

Odtąd zaczęły się próby. Warunkiem uczestniczenia w próbach były bardzo dobre oceny w nauce. Na początku przychodziliśmy tylko raz w tygodniu na chór, po miesiącu zaczęły się zajęcia taneczne i baletowe, a potem mogliśmy uczestniczyć w zajęciach zespołu, uczyć się układów, szlifować zdobyte umiejętności.

Nie zapomnę, po pół roku, zimą, miałam pierwszy występ. Nogi mi drżały, oczywiście myliłam kroki, strony... i wszystko było nie tak...

Po występie byłam bardzo przygnębiona, a Druh podszedł do mnie, usiadł i przy całym Zespole powiedział, że tym pierwszym występem weszłam do Zespołu i już nie jestem kandydatem...

To wystarczyło, by cała żałość po nieudanym występie zmieniła się w wielką radość. A potem były próby trzy razy w tygodniu, koncerty w kraju i za granicą, wyjazdy na obozy polskie i międzynarodowe, zgrupowania, nagrania audycji „Śpiewaj z nami”, nagrania piosenek. Jak mówił Druh Edek: ”Praca, praca, praca...” Pamiętam zapach fajki, którą palił.

Jego mottem, często powtarzanym, kiedy buntowaliśmy się (jak to nastolatki) było: „Zamień swoje JA na nasze MY”. Prawie przy każdej okazji robił pogadanki na temat uczciwości, lojalności, wierności zasadom, prawu harcerskiemu, skromności, punktualności ,a także dumy z dobrze wypełnionej pracy czy zadania.

Wtedy inaczej to postrzegałam... Dzisiaj widzę, że nie straciły nic na wartości. Tym bardziej, że jako matka staram się te zasady wpoić moim dzieciom.

Teraz widzę jakie to trudne... Moje dzieci także są harcerzami, jeżdżą na obozy, śpiewają przy ogniskach.

Pamiętam, kiedy wieczorami na obozach Druh Edek brał akordeon i grał... uczył nas piosenek harcerskich, przepięknych dumek rosyjskich... Do teraz dźwięczą mi w uszach. To chyba dlatego moje dzieci uczą się gry na instrumentach.

Zawsze miał głowę pełną pomysłów. Kiedy ostatnio rozmawiałam z Nim, rozmontowywał z Druhem Wiesiem praktykable i nosiliśmy deski...

Chyba widział żal w moich oczach (w końcu tyle lat na nich stałam podczas prób chóru), bo powiedział, że nie ma co oglądać się wstecz, że nie wiadomo ile potrwa remont Pałacu Młodzieży i nie wiadomo jak później będzie wyglądała nasza siedziba, ale ma parę nowych pomysłów, które musi dopracować i zamierza tę przerwę w działalności Słonecznych wykorzystać na skrystalizowanie ich.

Mówił o tym, że świat wokół się zmienia i nie należy rozpamiętywać przeszłości, ale stawić czoła nowemu wyzwaniu, że trzeba mieć jasny umysł i nie bać się przyszłości.

Byłam w zespole 8 lat, ale „Słoneczną” będę do końca życia. To Druh nauczył mnie, że uśmiech pomaga w życiu, a po każdym upadku należy wstać, otrzepać kolana i ruszać dalej z podniesionym czołem...

Joanna Krużel-Miłek Katowice

Druh Edek - Słoneczny do końca   - Druh Edward zmienił w moim życiu wszystko, poniekąd tak właśnie było - mówi Ewelina Sobczyk, dziś absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach (na zdjęciu z mistrzem - z prawej) Archiwum Eweliny Sobczyk Pamiętam, kiedy na pierwszej próbie po dostaniu się do Słonecznych druh Edek opowiadał o wartościach, którymi kierują się członkowie Zespołu. Jako przykład uczciwości podał historię dwuzłotówki, którą ktoś zgubił a znalazca oddał.

Drugim bardzo ważnym dla mnie wspomnieniem jest czas, kiedy jechaliśmy pociągiem do Moskwy. Jechali z nami artyści ówczesnej polskiej sceny muzycznej (Rodowicz, Vox), każdego korciło, by dostać chociaż autograf.

Druh wtedy mówił nam: „Wy też jesteście artystami”. Te słowa wzmacniały w nas poczucie własnej wartości, ważności tego, co robiliśmy... Wtedy żartowaliśmy z tego.

Jednak dzisiaj z perspektywy czasu oceniam sprawy inaczej i jestem pełna podziwu i szacunku dla druha Edka, który poświęcił swoje życie dla nas, młodych...

Bardzo Mu za to dziękuję.

Ola Słowik, Katowice

Druh Edek - Słoneczny do końca W 1986 roku zobaczyłam plakat w Szkole Podstawowej nr 2 w Katowicach, do której uczęszczałam (klasa III) o naborze dziewcząt i chłopców do Harcerskiego Zespołu Artystycznego "Słoneczni". O, to dla mnie - pomyślałam wtedy... Był tylko mały problem, zapisy były dla uczniów od klasy IV.

Hmm... co powie mama!

Na początku nie chciała się zgodzić, bo byłam młodsza, ale tak męczyłam, tupałam nogami, że się zgodziła.

W pewien poniedziałek pojechałyśmy na godzinę 17.00 do Pałacu Młodzieży - siedziby zespołu - na przesłuchania kandydatów do zespołu.

To był STRES!

Śpiewaliśmy wtedy piosenkę " Zielony las". Najpierw druh nas nauczył... byłam wtedy zdziwiona, że ten Pan tak pięknie śpiewa...

Gdy przyszła moja kolej, nogi miałam jak z waty... Jak się potem okazało - jak przed każdym ważniejszym przesłuchaniem i próbą i nagraniem :-).

Ale ten strach był piękny... dawał mi satysfakcję, a potem zadowolenie z wyników zwłaszcza kiedy zadowolony był nasz Druh :-).

Druh był bardzo konsekwentny i sprawiedliwy powiedział, że nie obiecuje mi, ale spróbuje - czy dam radę. Po pierwsze byłam młodsza, po drugie od zawsze mój głos nie należał do wysokich...

Czekałam na wiadomość... Moja mama zadzwoniła, więc (chyba byłam niecierpliwa) i druh Edek powiedział, że oczywiście spróbujemy...

Po jakimś czasie przyszła wiadomość, że zostałam przyjęta do grupy kandydatów wraz z zaproszeniem na pierwszą próbę. Szybko przeskoczyłam do grupy najmłodszych i pojechałam na pierwszy obóz...

Tak zostałam "NAJMŁODSZĄ" i tak rozpoczęła się cudowna przygoda z wspaniałymi ludźmi, przyjaciółmi i przekochanym druhem Edkiem. W słonecznej rodzinie spędziłam kilkanaście lat.

Dziękuję, że mogłam podzielić się swoim wspomnieniem.

Małgosia Piekarska z Katowic

Druh Edek - Słoneczny do końca   „Słoneczni - hasło, które otwiera drzwi i serca”. Moje wspomnienie o Druhu Edwardzie. Tego człowieka i nauki z nim związanej nie da się streścić w paru słowach.

Poznałam Druha Edwarda w 1996 roku, kiedy jako 10-latka pojawiłam się z rodzicami na przesłuchaniach do zespołu Słoneczni.

Już wtedy wywarł na nas wrażenie człowieka bardzo otwartego i optymistycznego, ale też doskonale wiedzącego czego poszukuje.

Choć śpiewałam raczej czysto, stres był ogromny. Aż wreszcie nadszedł upragniony dzień gdy w skrzynce pocztowej znalazłam liścik z zaproszeniem do zespołu.

Gdybym napisała, że Druh zmienił w moim życiu wszystko, zabrzmiałoby to pewnie bardzo górnolotnie, ale poniekąd tak właśnie było.

Ani ja, ani moja rodzina nie wyobrażamy sobie kim byłabym dzisiaj gdybym nigdy nie poznała Druha Edka.

Po pierwsze od momentu wstąpienia do zespołu nie byłam już jedynaczką, miałam ponad pięćdziesięcioro rodzeństwa.

Druh zawsze mówił, by zespół traktować jak drugą rodzinę, a On świetnie pełnił rolę głowy tej rodziny.

Zawsze sprawiedliwy, cierpliwy, potrafił nas wysłuchać i doradzić, ale był też surowy i wymagający. Uczył nas uczciwości względem siebie i innych, życzliwości, skromności, pracy i wytrwałości. Kiedy trzeba - pocieszał, czasem karcił.

Podczas obozów harcerskich wpajał nam podstawowe wartości i cnoty: Bóg, honor, Ojczyzna, uczył nas Prawa harcerskiego i podpowiadał, jak realizować je w codziennym życiu, prowadził zajęcia z wiedzy o harcerstwie, która poruszała nasze młode serca.

W moim dorosłym życiu wciąż kieruję się zasadami, których mnie nauczył.

Dzięki pasji do śpiewu i tańca, jaką zaszczepił we mnie Druh Edek, a także odpowiedniego zachowania na scenie i prawidłowej emisji głosu, jakich mnie nauczył, przyjęto mnie na Akademię Muzyczną w Katowicach, którą niedawno ukończyłam z wyróżnieniem na kierunku wokalno-aktorskim.

Przyjaźnie, które nawiązałam w Słonecznych oraz niezwykła charyzma Druha Edka związały mnie z zespołem tak silnie, że właściwie nigdy z niego nie odeszłam.

W naturalny sposób awansowałam do tzw. młodszej kadry instruktorskiej i starałam się pielęgnować w dzieciach to, czego od pokoleń, niezmiennie uczył Druh Edek.

Ostatni raz spotkałam się z Druhem Edkiem w marcu tego roku. Odwiedziłam go w ośrodku, w którym go leczono i rehabilitowano. Było to spotkanie niezwykle wzruszające i symboliczne, ponieważ podczas tego spotkania Druh Edward powierzył mi dzieło swojego życia, zaufał mojemu słonecznemu sercu i umiejętnościom.

Tego dnia słuchałam jego słów wyjątkowo uważnie, były to bowiem rady i wskazówki dotyczące prowadzenia zespołu, a także słowa otuchy.

Druh nie narzucał swojej wizji przyszłości zespołu, ale odetchnął z ulgą na wieść o tym, że jego dzieło będzie kontynuowane i będzie opierało się na wartościach, które chłonęliśmy od niego, a które, jak się okazało, sprawdzają się także w naszym dorosłym życiu.

Ogromne wrażenie wywarł na mnie optymizm Druha, pomimo ciężkiej choroby, oraz jego niczym nie zmącona chęć do pracy na rzecz zespołu.

Nawet ze szpitalnego łóżka kierował zespołem i wciąż poszukiwał nowego repertuaru, który przywróci na polski rynek muzyczny kulturę piosenki dziecięcej, tak, by dzieci mogły być dziećmi. Na tym najbardziej mu zależało.

Ewelina Sobczyk z Katowic, Słoneczna od roku 1996 do dziś i na zawsze,

absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach

Druh Edek - Słoneczny do końca Druha Edka poznałam na jednym z koncertów Słonecznych, zanim jeszcze wstąpiłam do zespołu.

Moja mama należała do Chóru im. Karłowicza przy SP nr 25 w Katowicach, więc z opowiadań i wspomnień mamy druh był znany mi już wcześniej.

Pamiętam, że nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będę mogła dołączyć do tej wielkiej Słonecznej Rodziny. Nigdy nie zapomnę tych emocji, jakie towarzyszyły mi podczas przesłuchań do zespołu, pierwszego koncertu czy pierwszego obozu, na którym wstąpiłam do harcerstwa....

Teraz wiem, że dzięki dh. Edkowi czas, który spędziłam w zespole mogę zaliczyć do najpiękniejszego okresu mojego dzieciństwa.

Jaki był dh Edek? Dla mnie był osobą wyjątkową, nie potrafię w paru zdaniach opisać jak znacząco wpłynął na moje życie...

Obudził we mnie pasję do muzyki, nauczył, że dzięki systematycznej i sumiennej pracy można w życiu coś osiągnąć...

Ostatnie spotkanie... Chyba również podczas jednego z koncertów Słonecznych, serdeczna rozmowa, jak za dawnych czasów...

Beata Pietrasik (wtedy Płatek)

Druh Edek - Słoneczny do końca W zespole byłam w latach 1996-2005. Druha Edka poznałam, chyba jak większość Słonecznych, podczas naborów do zespołu, na który zaciągnęła mnie Mama.

Przez myśl mi wtedy nie przeszło, że sala nr 39 w Pałacu Młodzieży wpisze się na stałe w mój tygodniowy grafik na kolejne 9 lat, a co za tym idzie, również osoba druha Edka.

Druh uczył nie tylko śpiewu... Nauczył mnie również pracy nad sobą, odpowiedzialności za siebie i innych, sumienności i wytrwałości.

Gdy ktoś się zniechęcał, bo coś mu nie wychodziło, powtarzał słowa: Nie ma - "Nie potrafię", to znaczy, że nie chcesz.

Za każdym razem te słowa wyzwalały pokłady energii, która ostatecznie pomagała osiągnąć pożądany cel. Później okazało się, że owe słowa mają zastosowanie nie tylko w śpiewie, ale i w codziennym życiu.

Był człowiekiem niezwykle ciepłym i otwartym w bezpośrednim kontakcie - zawsze!

Przebywając z nim czułam, że każda/każdy ze Słonecznych ma swoje miejsce w jego sercu. Dzięki temu tworzyliśmy chyba największy rodzinny zespół na ziemi:)

Dorota Morawska, Katowice

Druh Edek - Słoneczny do końca Rok 1972. Jesień. Pada deszcz, jest smutno i chłodno… A w moim sercu maj… Oto przeszłam pozytywnie przesłuchania do zespołu Słoneczni.

Od dawna słyszałam, że tam gdzieś śpiewają, a ja muszę tutaj ćwiczyć jakąś gimnastykę. Opuściłam karierę gimnastyczki na rzecz śpiewu w Słonecznych. I tak do 1981 roku…

Druh miał srogie spojrzenie, ale pełne radosnych iskierek. Wymagał zawsze sporo i od nas i od siebie. Nie było zmiłuj się!

W tamtych czasach, prosperity Słonecznych, mieliśmy bardzo dużo prób i koncertów. Trzeba było być zawsze obecnym, bo ON też zawsze był!

Pomagał nam w lekcjach, zostawał po próbach. W liceum miałam spory problem z matematyką - dwója na I semestr.

Odsunął mnie od prób i koncertów. Tak długo mnie maglował, aż zaliczyłam cały materiał, i dopiero wtedy mogłam na nowo dołączyć do zespołu.

Zawsze powtarzał, że nauka jest na pierwszym planie…

Dobry jak ojciec, dla każdego z nas. Wymagający i pełen dobrej aury. Każdy chciał być przez niego chwalony i każdy dawał z siebie ile mógł…

Po latach spotkałam się z druhem po roku 2000, gdyż moja córka dołączyła wtedy do Słonecznych. Po latach taki sam, dobry, uśmiechnięty, pełen pozytywnych myśli. Dający innym radość i możliwość bycia razem. Otwierający się na drugiego człowieka, czy to dziecko czy dorosły.

Do teraz widzę jego wyprostowaną sylwetkę, uśmieszek i wzrok spod okularów: „Oj, Lila, chyba był jakiś fałsz… Jeszcze raz…” i tak do skutku…

Cześć Jego pamięci.

Czuwaj!

Lilianna Myszka, nauczyciel języka francuskiego