Wandrowanie św. Jacka

Piotr Drzyzga

Częstym baśniowym motywem jest zamiana kogoś w kamień. Czy z naszymi świętymi nie dzieje się czasem podobnie?

Wandrowanie św. Jacka

Święty Jacek. „Światło ze Śląska”. Główny patron archidiecezji katowickiej. Niestrudzony misjonarz. Dominikanin ze świętego obrazka, bohatersko przenoszący przez Dniepr figurę Matki Bożej i Najświętszy Sakrament, w czasie tatarskiego najazdu.

Tyle pierwszych skojarzeń. Czy jednak mógłbym powiedzieć, że św. Jacek jest mi rzeczywiście bliski?

Powinien! Wszak, to jeden z najwybitniejszych i najbardziej znanych Ślązaków w dziejach. Przez lata, był jednak tylko jedną z wielu kamiennych, świętych figur. Kimś „ważnym-ważnym”, ale bezrefleksyjnie. Trochę jak Słowacki u Gombrowicza. Wielkim poetą był i… tyle. Bez uzasadnienia. Bez wczytywania się w legendy, biogramy, źródła.

Ostatnio się to zmieniło. Podczas codziennej samoedukacji regionalnej, coraz częściej zacząłem się natykać na wzmianki o nim. Tu i tam mignął jakiś obraz, rycina. W księgarniach i antykwariatach spoglądał na mnie z okładek kolejnych książek i książeczek dla dzieci. Pomyślałem więc, że oto przyszła pora na porządne, sumienne, śląskie „wczytanie się”. Rozpracowanie patrona. Co z tego wyniknęło? Przede wszystkim wielkie, wielokulturowe zaskoczenie.

Zgodnie z często powtarzanym, pozytywnym autostereotypem, Ślązak jest robotny, religijny i rodzinny. Po przełomie roku 1989 doszło (powróciło) do tego jeszcze jedno słowo-klucz. A mianowicie: wielokulturowość. I Jacek Odrowąż wielokulturowym świętym jest.

Ze Śląska udał się na studia do Krakowa, a następnie do Rzymu, gdzie po spotkaniu ze św. Dominkiem (rodowitym Kastylijczykiem), postanowił przywdziać dominikański habit. Stamtąd ruszył zaś w świat. Węgry, Austria, Czechy, Dania, Litwa, Łotwa, Szwecja… - to tylko niektóre z krajów, które miał odwiedzić. Według legend zawędrować miał nawet na Krym, czy do Indii.

Co ciekawe, po swojej śmierci Jacek wandrowoł dalij. W Kalifornii mamy np. miasto San Jacinto, a także pasmo górskie oraz jego najwyższy szczyt nazwany imieniem patrona. Św. Jacek jest też patronem diecezji w Kanadzie, na Filipinach, a także w Yaguachi w Ekwadorze, gdzie na jego cześć odbywa się najprawdziwsza, południowoamerykańska fiesta (więcej o niej przeczytać można tutaj). Świętego Jacka znaleźć też można na wielu, bezcennych dziś dziełach sztuki, znajdujących się w muzeach i kościołach na całym świecie.

Jako kulturoznawca mam z tego powodu szczególną frajdę (iluż ciekawych rzeczy, dotyczących innych, czasem bardzo egzotycznych kultur, można się dzięki Jackowi dowiedzieć!). Ale jest coś jeszcze.

Gdy Jacek wracał z Italii do Krakowa, wyruszył w drogę wraz ze swym bratem Czesławem, a także z Hermanem Niemcem i Henrykiem z Moraw. Być może w grupie tej był jeszcze Hieronim z Pragi. Piękny obrazek, prawda?

Dwaj Ślązacy, a także Niemiec, Morawianin i Czech. Wszyscy dominikanie. Wszyscy zachwyceni Słowem Bożym. Udowadniający że pojednanie, współdziałanie jest możliwe. Że więcej ich łączy niż dzieli. Kwintesencja tego, czym wielokulturowość być powinna. Szczególnie ta śląska, w której to, co czeskie, morawskie, niemieckie i polskie od wieków przenika i łączy się ze sobą.