Widziałem tylko te oczy

Aleksandra Pietryga

publikacja 27.01.2015 15:40

Nazywam się Wilhelm Brasse. Jestem fotografem. Od września 1940 roku byłem więźniem w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Wykonałem ponad 50 tys. zdjęć do obozowych kartotek oraz dokumentację eksperymentów doktora Mengele.

Widziałem tylko te oczy Wilhelm Brasse był autorem "zdjęć policyjnych" w Auschwitz. Wykonał ponad 50 tys. fotografii MAREK PIEKARA /Foto Gość

To wstrząsająca opowieść o człowieku, który przez 5 lat dzień w dzień fotografował więźniów Auschwitz. Wykonał ponad 50 tys. zdjęć do "policyjnej kartoteki" SS. Z przodu, z profilu, z nakryciem głowy. Kto dziś wchodzi w korytarze Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, mija po drodze setki takich czarno-białych fotografii. - Widziałem tylko oczy więźniów, godzina za godziną, jedne za drugimi... - wyznawał W. Brasse.

Starałem się nie dotykać

Te wspomnienia go prześladowały. Po wojnie już nigdy nie wziął do ręki aparatu fotograficznego. Przez obiektyw widział ciągle twarze więźniów. - Te oczy były rozsadzone przerażeniem - wspominał.

Urodził się w 1917 roku w Żywcu w rodzinie polsko-austriackiej. Znał dobrze język niemiecki i ta umiejętność pozwoliła mu przeżyć obóz. I to, że był zdolnym artystą fotografem. Terminował w znanym atelier "Foto-Korekt" w Katowicach. Właścicielką była jego ciotka. Nauczył się tam m.in. sztuki wykonywania zdjęć portretowych, pracy laboratoryjnej, retuszu. Po trzech latach praktyk został czeladnikiem. - Miałem pieniądze. Chodziłem na dancingi. Spotykałem się z dziewczynami, które nosiły medaliony z Hitlerem - opowiadał.

Beztroską młodość przerwała wojna. Schwytany podczas próby przedostania się na Węgry, został osadzony w więzieniu w Tarnowie, a następnie w drugim transporcie trafił do obozu w Oświęcimiu. Otrzymał numer 3444. Przeżył tu 4 lata i 8 miesięcy. Po kilku miesiącach, jako jednego z pięciu więźniów, wybrano go na fotografa obozowego. To było "dobre" komando: ciepło, więcej jedzenia, kąpiel dwa razy w tygodniu, normalne ubranie...

Największą traumą było robienie zdjęć dzieciom. - Poznaję, to moja robota. To jest wstrząsający powrót do przeszłości, o której starałem się zapomnieć - mówił na widok zdjęcia czterech nagich dziewczynek stojących obok siebie, przygotowywanych do eksperymentów medycznych. To były 13-, 14-letnie dziewczynki, zawstydzone swoją nagością przed nim, młodym mężczyzną, z rozszerzonymi ze strachu oczami. - Starałem się nie podchodzić, nie dotykać tych dzieci. Wszystkie polecenia przekazywałem przez pielęgniarkę - wspominał.

Widział ofiary eksperymentów medycznych. Fotografował narządy kobiece, które lekarze wyciągali z więźniarek na fotelach ginekologicznych. Fotografował z bliska przerażające doświadczenia doktora Józefa Mengele. Anioła śmierci. Bestii w ludzkim ciele. Wykonał około 500 takich fotografii.

Czasem przychodzili do niego oficerowie SS, by zrobił im zdjęcie portretowe, które potem wysyłali w liście do rodziny. - Dla mnie byli zawsze grzeczni, uprzejmi. Pytali: "Czy mógłby pan? Czy dałoby się?".

Precz!

Pewnego dnia do zakładu przyszedł szef Bernhard Walter z informacją, że czeka ich robota na całą noc. Przyjechał cały transport żydowskich więźniów z Francji. Brasse wykonał wówczas 1100 fotografii w jedną noc. - Pracowałem jak automat. Wydawałem komendę: "Mütze ab und gerade schauen, Mütze auf", a na koniec: "Weg!" (Zdjąć czapkę i patrzeć przed siebie, Założyć czapkę, Precz!). Formułki wypowiadałem zgodnie z narzuconą procedurą. Czasem więźniowie byli tak przerażeni, że nie nadawali się do zdjęcia...

Stracił wiarę w Boga. Puściło dopiero kilka lat po wojnie. Po spowiedzi. - W obozie przekląłem Boga. Przekląłem matkę, że mnie urodziła - powtarzał to często i zawsze płakał...

Podczas ewakuacji obozu otrzymał nakaz zniszczenia wszystkich zdjęć. Z narażeniem życia Wilhelm Brasse i drugi fotograf Bronisław Jureczek, zabezpieczyli materiały. Wrzucili do pieca zbyt duże ilości niepalnych materiałów i tym samym zatkali odpływ dymu. Dzięki temu uratowali około 40 tys. fotografii identyfikacyjnych i innych dokumentów. Brasse został ewakuowany do innych obozów na terenie III Rzeszy. Ostatecznie został wyzwolony w maju 1945 r. przez żołnierzy amerykańskich w obozie Ebensee. Zmarł w 2012 roku.

Długo nie potrafił mówić o swoim Auschwitz. Milczał sześćdziesiąt lat. Ale obrazy zbyt mocno wżarły się w jego pamięć. - Całe życie się to za mną wlecze. Przechodziłem okropne rzeczy. Nie mogę tego zapomnieć i z tym już umrę...

Wypowiedzi Wilhelma Brasse zaczerpnęłam z filmu dokumentalnego "Portrecista" w reż. Ireneusza Dobrowolskiego i książki "Fotograf z Auschwitz" autorstwa Anny Dobrowolskiej.