Nie wyważam otwartych drzwi

Aleksandra Pietryga

|

Gość Katowicki 51-52/2014

publikacja 18.12.2014 00:00

O przedwyborczej rozmowie z teściami, radach byłego szefa i nowym stadionie GieKSy z prezydentem Katowic Marcinem Krupą rozmawia Aleksandra Pietryga.

Aleksandra Pietryga: Rozgościł się Pan już w nowym gabinecie?

Marcin Krupa: Gabinet prezydenta Katowic i pozostałe pomieszczenia w urzędzie są mi doskonale znane. Przez cztery lata funkcjonowałem w tej przestrzeni przy Piotrze Uszoku. Od dawna wiem, na czym ma polegać moja praca. Od dawna też mam ukierunkowaną i ugruntowaną filozofię kierowania miastem. To nie jest „piastowanie” stanowiska. To ciężka praca. Póki co, kiedy wychodzę rano do pracy, moje dzieci właśnie się budzą, a kiedy wracam do domu, akurat kładą się spać...

Nie obawia się Pan, że coś Panu umknie z życia rodziny, z życia dzieci? Prezydent Uszok odchodząc, przyznał, że wielu takich chwil dzisiaj żałuje...

Mam nadzieję, że uda mi się wypracować jakiś kompromis i zachować odpowiednią hierarchię wartości. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. I mam świadomość, że relacje małżeńskie czy rodzinne nie są dane raz na zawsze, ale trzeba o nie walczyć, dbać, pielęgnować je. Z drugiej strony moją drugą rodziną są dzisiaj mieszkańcy Katowic. Dla nich też muszę znaleźć czas, poświęcić im swoją energię. Decyzji o startowaniu w wyborach nie podjąłem sam, ale włączyłem w to całą rodzinę, nie tylko żonę i dzieci, ale nawet teściów i moich rodziców. Uczciwie przedstawiłem wszystkie problemy i zagrożenia z tym związane i postanowiliśmy wspólnie podjąć takie ryzyko.

Czas wyborów był stresujący?

Trudne były momenty związane z odpieraniem ataków kontrkandydatów. Zgrzyty, tarcia, absolutnie niepotrzebne emocje. Uwielbiałem spotkania z mieszkańcami Katowic. Zwłaszcza te bezpośrednie, kiedy był czas na rozmowy, mieszkańcy wyrażali swoje oczekiwania, a ja mogłem ich wysłuchać. Rano, kiedy katowiczanie czekali na przystankach na tramwaj czy autobus, podchodziłem do nich, rozmawiałem, słuchałem. Niesamowita frajda! Ludzie byli zdziwieni, ale reagowali pozytywnie.

Piotr Uszok oznajmił, że uważa się za ambasadora Pana sukcesu. Czuje się Pan przez to zobowiązany do kontynuowania strategii byłego prezydenta?

Nie ukrywałem w kampanii wyborczej, że mam zamiar kontynuować część działań prezydenta Uszoka, zwłaszcza w sferze kultury czy w procesie przyciągania inwestorów. Zamierzam korzystać z jego doświadczenia, kontaktów i umiejętności. Nie jestem zwolennikiem wyważania otwartych drzwi. Zawsze powtarzałem, że doświadczenie jest czymś nieocenionym. Piotr Uszok doradza, pomaga, niczego nie narzuca, nie wskazuje, co należy zrobić. Ale nowe rozdanie to również świeże spojrzenie na miasto i wsłuchanie się na nowo w potrzeby mieszkańców. Do połowy przyszłego roku planujemy zakończyć wielkie inwestycje miejskie. Wtedy przyjdzie czas na to, by zająć się bardziej dzielnicami.

A jaki ma Pan pomysł na ożywienie centrum?

Pewien proces już się rozpoczął, choć może jeszcze nie do końca widzimy jego efekty. Trzeba tchnąć więcej energii w to miejsce, a to dokona się między innymi dzięki wydarzeniom kulturalnym czy rozwojowi lokalnego biznesu i różnego rodzaju inicjatyw. Trzeba też doprowadzać do osiedlania się nowych mieszkańców w ścisłym centrum Katowic. Jednym ze sposobów na to jest rewitalizacja kamienic miejskich z myślą o mieszkaniach czynszowych, które byłyby dostępne zwłaszcza dla młodych ludzi. Może dałoby się część z nich zaadaptować na mniejsze powierzchnie?

Mieszkańcy Katowic pytają o obiecane obiekty sportowe. Doskwiera im zwłaszcza brak basenów...

Podchodzę do tego bardzo poważnie. Odchodzę jednak od formuły aquaparków na rzecz mniejszych basenów sportowych, w których cena nie powinna przekraczać 10 złotych za wstęp, ze zniżkami dla rodzin wielodzietnych. Od następnego roku przystępujemy do projektowania i realizacji. Sprawiedliwie będzie, jeśli basen powstanie w centrum miasta, przy parku Kościuszki.

Dobrze Pan żyje z kibicami GKS Katowice?

(śmiech) Myślę, że całkiem nieźle. Nie jesteśmy do siebie wrogo nastawieni.

A czy to prawda, że obiecał Pan spotkać się z kibicami w połowie stycznia?

Tak jest. To spotkanie będzie dotyczyło budowy stadionu? Obiecałem i podtrzymuję. Uważam, że stadion powinien w mieście powstać. Nie jestem pewny, czy budowa miałaby być realizowana wyłącznie przez miasto czy przy współudziale partnera prywatnego. Patrząc z perspektywy historii klubu, ten stadion się miastu należy.

W 2016 roku w Polsce odbędą się Światowe Dni Młodzieży. Katowice mają zamiar włączyć się w przygotowania do tych wydarzeń?

Oczywiście. Powoli planujemy ten czas. Jesteśmy w kontakcie z katowicką kurią. Na razie nie znamy jeszcze szczegółów tej współpracy.

W Pana gabinecie stoi nowy fotel. Ile trzeba kadencji, żeby go wysiedzieć? A poważnie, jak długo należy zarządzać miastem, by zrealizować swoje pomysły na jego rozwój?

W tej kwestii mam takie same poglądy jak Piotr Uszok. Uważam, że kadencje dobrze jest dzielić na tzw. ośmiolatki. Realizacja dobrych inwestycji wymaga czterech lat przygotowań i oszczędności, a potem kolejnych czterech lat intensywnej pracy. Myślę jednak, że w ciągu jednej kadencji można wiele zdziałać dla poprawy jakości życia w mieście, w naszych dzielnicach. W tym zakresie liczę mocno na współpracę między innymi z organizacjami pozarządowymi i z samymi mieszkańcami. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.