Caritas przyjęła mieszkańców kamienicy

jj

publikacja 23.10.2014 11:45

Obecnie w centrali Caritas, Domu św. Jacka przy ul. Wita Stwosza przebywa 13 osób. Pozostaną tam co najmniej kilka, kilkanaście dni.

Caritas przyjęła mieszkańców kamienicy W centrali Caritas przebywają mieszkańcy kamienicy, w której doszło do wypadku Joanna Juroszek /Foto Gość

W Domu św. Jacka przebywają 4 rodziny, dwoma innymi rodzinami opiekują się ich bliscy, jutro mają podjąć decyzję, czy potrzebują pomocy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Ciągle trwają poszukiwania jednej rodziny. To Dariusz Kmiecik, reporter Faktów TVN, jego żona - Brygida Frosztęga, wydawca magazynu reporterów TVP Katowice oraz ich 2-letni syn.

Poszkodowani w centrali mogą przebywać do oporu, a więc do czasu kiedy przyznane im zostaną mieszkania zastępcze. Mimo że czynności te podjęte zostały natychmiastowo, nie wiadomo jak długo to potrwa. Rodziny nie są w stanie zadecydować już dziś, gdzie chciałyby zamieszkać. Poszkodowani otrzymali już pierwszą pomoc finansową. Ewa Brombosz, zastępca dyrektora MOPS zapewnia, że otrzymają kolejną. - Na pewno będzie to pomoc w granicach 5 tys. Jeżeli będzie trzeba, udzielimy też innej pomocy. Na pewno nikt nie zostanie pod gołym niebem - przekonuje.

Do wypadku w budynku przy ul. Chopina w Katowicach doszło nad ranem, przed godz. 5. - Usłyszeliśmy huk. Na pewno doszło tam do jakiegoś wybuchu, ściana kurzu, nic nie było widać, ludzie zaczęli uciekać. Najpierw zaczęło palić się pierwsze piętro, potem drugie - opowiadała kobieta, świadek katastrofy, która mieszka w kamienicy naprzeciwko.

- Usłyszeliśmy huk, początkowo myśleliśmy, że to wybuch petardy, bo już takie sytuacje się zdarzały. Poleciałyśmy z mamą do kuchni, wszystkie szyby w pokojach były wybite. Poszłyśmy w stronę balkonu, tam się paliło. Nie było już części budynku. Nie bardzo umieliśmy zejść, bo klatka schodowa zawalona była gruzem. Strażacy szybko przyjechali. Włożyliśmy ubrania, zabraliśmy dokumenty, zwierzęta, leki dla babci i od razu wyszliśmy. Jak wyszliśmy, to wszystko się zawaliło. Myśmy wyszli ostatni - mówiła Sara, która razem z bliskimi przebywa w Domu św. Jacka. 

Kilka osób zostało przetransportowanych do szpitali, jedna, najbardziej poszkodowana, trafiła do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Ciągle trwają poszukiwania rodziny: to małżeństwo z małym dzieckiem. Na razie nie ma doniesień o ofiarach śmiertelnych.

Na miejscu pojawili się także psychologowie z ośrodka interwencji kryzysowej oraz pracownicy socjalni Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Poszkodowani od razu ulokowani zostali w kościele Przemieniania Pańskiego u oo. dominikanów, gdzie zapewniono im pomoc oraz posiłek. - Runęła jedna część budynku. Trudno powiedzieć, ile było w części zawalonej, ile w drugiej. W Domu św. Jacka, centrali Caritas są 3 rodziny, które mieszkały w tej części, która nie runęła. Z 6 rodzinami z zawalonej części nawiązujemy kontakt - mówiła wcześniej E. Brombosz.

Caritas przyjęła mieszkańców kamienicy   W centrali Caritas trwają rozmowy nt. mieszkań dla poszkodowanych Joanna Juroszek /Foto Gość W sumie pięć osób trafiło do szpitali. Wcześniej E. Brombosz zapewniała także, że osoby, które nie są ubezpieczone, otrzymają pomoc materialną, która konieczna będzie w ich leczeniu. Pomoc finansową otrzymać mają także osoby przebywające w centrali Caritasu. - Trwają rozmowy z prezydentem na temat kwoty. Wiadomo, że te rodziny zostały praktycznie bez niczego. Mamy listę mieszkań, które jako miasto przekażemy poszkodowanym. Nasi pracownicy przeprowadzają teraz skrócone procedury, wywiady środowiskowe, czekamy na decyzję, jaka będzie pomoc materialna. Zazwyczaj dotacja budżetowa z ministerstwa wynosi ok. 6 tys. zł. Jak będzie tym razem, tego nie wiemy.

Na miejscu wypadku był także ks. Krzysztof Bąk, dyrektor Caritas archidiecezji katowickiej. - Byłem tam przed 7 rano. Widziałem dwie pokiereszowane kamienice, masę straży pożarnych, policji. Udało mi się podejść na probostwo na Sokolską, tam były już osoby ulokowane, miały tam ciepły posiłek, napój i czekały na rozwiązania w związku z ich zakwaterowaniem. Zapewniłem, że mogą przebywać w centrali Caritasu. Nie wiadomo, jak długo tu będą. Jesteśmy otwarci, może być to nawet kilka, kilkanaście dni. Mamy otwarte subkonto z podpisem „katastrofa”. Ktokolwiek chciałby wspomóc tych poszkodowanych, jak najbardziej może to zrobić.

W centrali Caritasu był także abp Wiktor Skworc, który spotkał się z poszkodowanymi.