Ministranci w "egzotycznym miejscu"

Joanna Juroszek

publikacja 05.07.2014 00:14

Na rekolekcje zwykle jeżdżą w Beskidy. W tym roku 22 z nich zrobiło wyjątek. Przyjechali do centrum Katowic i przez 9 dni mają okazję zobaczyć, jak żyje się w... seminarium duchownym.

Ministranci w "egzotycznym miejscu" Ministranci wraz ze swoimi animatorami i diakonem Łukaszem w seminaryjnym ogrodzie Joanna Juroszek /Foto Gość

To pierwszy tego typu wakacyjny wyjazd dla ministrantów naszej archidiecezji. Diakon Łukasz Wieczorek, który podjął się duchowej opieki nad grupą chłopaków, sam nie pamięta, kto pierwszy wpadł na pomysł takich rekolekcji. Podkreśla, że to duża zasługa ks. Cezariusza Wali, duszpasterza ministrantów, oraz przełożonych seminarium duchownego. Dzięki nim 18 ministrantów i 4 animatorów ministranckich w wieku od 14 do 19 lat, od 30 czerwca do 8 lipca odbywa rekolekcje i żyje życiem katowickiego kleryka.

Dlaczego w ogóle ministranci zdecydowali się na pobyt w tym miejscu? W anonimowych ankietach pisali, że przede wszystkim ujęła ich egzotyka, z jaką kojarzy im się seminaryjny budynek. Śpią w pokojach kleryckich, korzystają ze wszystkich miejsc, które w ciągu roku przeznaczone są dla alumnów.

Oczywiście, specyfika miejsca wymusza temat "powołanie". A dokładnie: „Odwagi! Ja Jestem, nie bójcie się! Na to odezwał się Piotr: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! A On rzekł: Przyjdź!” (Mt 14,27-29). Jednak zarówno diakon, animatorzy, jak i ministranci podkreślają, że mowa tu o różnych drogach życia z Bogiem. - Nie chcemy na siłę wiązać ich z powołaniem do życia kapłańskiego. Ich obecność tutaj wcale nie musi oznaczać tego, że w przyszłości tu wrócą - przekonuje dk. Łukasz.

Młodzi każdego dnia poznają więc różne rodzaje powołania: do życia w rodzinie, kapłaństwa, samotności czy posługi misyjnej. Ministranci spotykają się z konkretnymi ludźmi, którzy opowiadają im o swoim powołaniu. Chłopcy odwiedzili Kurię Metropolitalną, rozmawiali z abp. Wiktorem Skworcem, byli w redakcji „Gościa”, gdzie wysłuchali wykładu Tomka Rożka, mieli wycieczkę do Krakowa, w Tyńcu spotkali się z o. Leonem Knabitem, wysłuchali świadectwa rodziny wielodzietnej, byli na Mszy w domu księży emerytów. Odwiedzą także siostry Misjonarki Miłości, gdzie pomogą w wydawaniu posiłku dla osób bezdomnych.

W środę, przeżywając dzień powołania kapłańskiego, ministranci mogli poczuć się jak prawdziwi alumni. Wstali o 5.30 i uczestniczyli w codziennym programie mieszkańców seminarium.

Z racji trwającego mundialu chłopcy oglądają także mecze lub sami grają w piłkę. Mieli okazję skorzystać też z seminaryjnej siłowni. - Duży akcent kładziemy również na modlitwę i adorację. Ja sam swoje powołanie odkryłem na adoracji i wiem, jaką ma wartość - mówi diakon. Młodzi mogą więc wieczorem pół godziny pomodlić się przed Najświętszym Sakramentem. - Widzę, że przychodzą, są chętni, a to raduje.

O przeżywaniu nietypowego czasu w nietypowym miejscu mówią także sami uczestnicy:

- Najbardziej spodobał mi się dzień klerycki i pobudka o 5.30. To ekstremalne przeżycie - wyjaśnia 17-letni Michał Bomba z Rudy Śląskiej-Kochłowic. - Da się to przeżyć? - pytamy. - Pewnie, że się da, ale jaki potem człowiek z tego wychodzi! Takie trochę mocne przeżycie. Bardzo przyjemne było też spotkanie z arcybiskupem. Przyjazne, traktował nas na równi, bardzo w porządku, nie z góry - przyznaje ministrant.

- Urzekło mnie samo miejsce. Mieszkamy w domu i jednocześnie przy Panu Jezusie, bo jest jedna, druga i trzecia kaplica u sióstr. Ciekawy jest też plan tych rekolekcji, codziennie mamy jakieś spotkania. Zaraz obok siebie mamy też ludzi, którzy są odpowiedzialni za seminarium. Są prefekci, jest ojciec duchowny, widzimy też, jak to na co dzień funkcjonuje, bo jest też furtian, który wpuszcza albo nie wpuszcza poszczególnych ludzi - wyjaśnia 19-letni Rafał Żydziak z Chorzowa, który na rekolekcjach oraz na co dzień u siebie w parafii pełni posługę animatora. - Nie wystraszyłeś się tego, że cię tu zostawią? - pytamy. - Nie, ja wręcz chciałem tu przyjechać. Możemy zobaczyć seminarium od kuchni.

- Rysują przed nami różne drogi, którymi możemy pójść. Spotykamy się z różnymi osobami, które w jakiś sposób dają nam świadectwo swojego życia. Uczą nas tego, żeby wsłuchać się w głos Pana Boga - precyzuje 17-letni Mateusz Fojcik z Rybnika.

- Właśnie ten turnus wydał mi się inny niż wszystkie. Zapisany byłem do Brennej, ale potem zrezygnowałem, bo pomyślałem, że to będzie ciekawsze przeżycie. Przyjechałem tutaj, żeby zastanowić się, co dalej mógłbym robić w życiu. Bardzo podobały mi się spotkanie z arcybiskupem i wyjazd do Krakowa, mimo że był trochę męczący, ale potem się fajnie spało - przyznaje 16-letni Artur Porębski z Knurowa.

- Już od kilku miesięcy czułem potrzebę pójścia do Jezusa i On cały czas mi to ułatwiał. Ja tylko musiałem otwierać kolejne drzwi. Z Jezusem jest tylko jedna trudna sprawa. Najtrudniejsza na świecie, a tego nigdzie nie da się nauczyć: trzeba Mu po prostu zaufać i to jest, moim zdaniem, przepis na szczęście w życiu - wyznaje prawie 19-letni Sylwester Niewęgłowski z Katowic-Panewnik. - Teraz mam rok przerwy, troszkę sobie pracuję i zastanawiam się, co dalej. Jak każdy ministrant, pomyślałem kiedyś, żeby pójść do seminarium, ale teraz myślę, że jednak chciałbym przekazać dalej moje geny, bo takie coś nie może się w końcu zmarnować - śmieje się.

- Zapisując się tu, wiedziałem, że to będą rekolekcje powołaniowe, ale nie tylko w jedną stronę. Gdzieś po głowie chodziły mi słowa z Pisma Świętego: „Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu” (1 Kor 1,26) i to, żeby wziąć je tak ogólnie. To dla mnie też pogłębienie relacji z Jezusem - mówi 19-letni Adam Ciba z Radzionkowa-Rojcy.

- Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Przez 10 lat, jak jestem ministrantem, zawsze migałem się od rekolekcji. Waham się pomiędzy kapłaństwem a „standardowym życiem”. Myślę, że te rekolekcje jakoś mi pomogą - mówi 18-letni Dawid Jurczyński z Siemianowic Śląskich-Bytkowa.

Ministranci zaangażowali się także w facebookowy konkurs sacrum selfie. Kogo tylko spotkają, księdza czy biskupa, robią z nim sobie zdjęcie z ręki. Przyznają, że reakcje są zawsze pozytywne.