Uświęcony

Aleksandra Pietryga

Świętości nie zdobywa się własnym wysiłkiem, z zaciśniętymi zębami i spoconym czołem. Świętość jest zawierzeniem się Bogu na 100 procent.

Uświęcony

Od kilku tygodni zachęcamy naszych Czytelników do podzielenia się historią swojego spotkania - rzeczywistego albo duchowego - z Janem Pawłem II. Znalazły się osoby, które opowiedziały nam prawdziwą przygodę życia. Niektórzy z Państwa dzielili się swoim świadectwem, prosząc, by ich historia pozostała między nami. Szanujemy te wybory. Każdy z nas ma własne, intymne wspomnienia związane z pontyfikatem świętego papieża.

Gdy 9 lat temu oczy całego świata skierowane były na Watykan, umierała moja mama, a moje serce rozpadało się na tysiąc kawałków. 2 kwietnia, około 21.35, byłam już mocno zmęczona relacjami nadawanymi ciągiem, wprost z papieskich apartamentów, przez wszystkie media. Wyłączyłam radio i usiadłam, żeby się pomodlić. I przyszły słowa: „Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się podobnie jak On jest święty” (1 J 3,3). Uchwyciłam się tej nadziei jak kotwicy. Chwilę później Jan Paweł II wszedł do domu Ojca.

Na wariackich papierach jechaliśmy na pogrzeb papieża do Rzymu. Rozklekotanym autokarem, przez który deszcz lał się do środka. Tylko taki został – wszystko inne, co miało 4 koła i silnik, kierowało się już w tym czasie na południe. Podczas liturgii pogrzebowej staliśmy w tłoku, pod niebieskim niebem Italii i białym transparentem „Santo Subito!”. „Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego Ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować” – padło w drugim czytaniu z Listu do Filipian. Przypomniał mi się poniżony chorobą papież w ostatnich tygodniach życia. I moja mama z ciałem wyniszczonym przez bezczelnego raka, odpornego na każdy rodzaj terapii. Wtedy pierwszy raz świadomie zgodziłam się na to, co będzie. Miesiąc później mama zmarła.

Świętości nie zdobywa się własnym wysiłkiem, z zaciśniętymi zębami i spoconym czołem. Świętość jest zawierzeniem się Bogu na 100 procent. Pokładaniem nadziei tylko w Jego świętości. Zwłaszcza, gdy grunt usuwa się spod nóg. Gdy życie się wali. Dlaczego świętość Jana Pawła II została głosem ludu ogłoszona 6 dni po śmierci, potwierdzona Bożym działaniem i przypieczętowana autorytetem Kościoła? W trybie ekspresowym? Odpowiedź papież zamknął w swoim testamencie: „Pozostaję (...) do dyspozycji mojego Pana, powierzając się Mu...”.