Od Jasia do Jana

xpł

publikacja 18.01.2014 12:03

W Chorzowie uczczono setne urodziny sługi Bożego ks. Jana Machy.

Od Jasia do Jana Mszy św. w Chorzowie Starym przewodniczył abp Wiktor Skworc ks. Paweł Łazarski /GN

W setną rocznicę urodzin sługi Bożego ks. Jana Machy w kościele św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym abp Wiktor Skworc przewodniczył Mszy św. w intencji jego szybkiej beatyfikacji. Śląski kapłan zginął śmiercią męczeńską w czasie drugiej wojny światowej. Uroczyste rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego ks. Machy miało miejsce w ubiegłym roku w katowickiej katedrze w uroczystość Chrystusa Króla. Postulatorem jego procesu beatyfikacyjnego jest ks. dr Damian Bednarski.

Homilię podczas Mszy w Chorzowie Starym wygłosił promotor sprawiedliwości w procesie beatyfikacyjnym śląskiego kapłana ks. Wojciech Surmiak. - Kiedy spotykamy na naszej życiowej drodze Chrystusa, kiedy słyszymy "Pójdź za mną" dokonuje się nasze ponownie stworzenie i odnawia się nasze człowieczeństwo - powiedział odnosząc się do odczytanego fragmentu z Ewangelii o powołaniu Mateusza. - Jezus przechodząc ujrzał Lewiego syna Alfeusza. Dwadzieścia wieków później Jezus przechodząc drogami Kościoła starochorzowskiej parafii ujrzał Jana syna Pawła i Anny - dodał. Zwrócił uwagę na to, że Jezus wielokrotnie zwracał się do sługi Bożego Jana Machy ze słowami: "Pójdź za mną". - Najpierw mówił te słowa do Jasia, gdy tu w tej parafii wzrastał - zaznaczył promotor sprawiedliwości. Przypomniał jego drogę do kapłaństwa, gdy Jan, jako maturzysta, usłyszał znowu słowa "Pójdź za mną". - Ty księże Janie, wzrastając w tej parafii pod czujnym okiem Marii Magdaleny, tę prawdę o zmartwychwstania rozczytywałeś jakoś głębiej - powiedział ks. Surmiak. Dodał, że Maria Magdalena jako apostołka apostołów uczyła ks. Machę, że życie śmiercią się nie kończy, bo potem jest życie wieczne. Podkreślił, że to posłuszeństwo w podążaniu za głosem wołającym "Pójdź za mną” widoczne było u kandydata na ołtarze również w momencie aresztowania przez hitlerowców. - I wtedy wiedziałeś, że Bóg jest z Tobą i że tam za kratami są ci, którzy potrzebują Chrystusa. Tam za kraty zawiodła cię głęboka miłość ku Bogu i ludziom - zauważył ks. Wojciech. Wskazał, że kolejny raz ks. Macha podążył za Chrystusem w tajemnicy śmierci.

Po Mszy św. metropolita katowicki złożył zapalony znicz przed chrzcielnicą, przy której Jan Macha został ochrzczony. We Mszy św. uczestniczyli m. in. Kazimierz Trojan, siostrzeniec ks. Jana Machy oraz Dagmara Drzazga, która wyreżyserował film o tragicznych losach ks. Machy. Dzieło związanej z katowickim oddziałem TVP dziennikarki - "Bez jednego drzewa las lasem zostanie" - zostało już dwukrotnie nagrodzone. Jego współproducentem jest archidiecezja katowicka. Film przybliża ciągle mało znaną historię sprowadzenia przez hitlerowców gilotyny do katowickiego więzienia przy ul. Mikołowskiej. Machina w latach 1941–1945 była wykorzystywana do regularnych egzekucji kilkuset osób. Ciała ofiar wywożono prawdopodobnie do KL Auschwitz i kremowano. Z tego powodu najbliżsi ks. Machy nigdy nie mogli go pochować. Na cmentarzu w Chorzowie Starym, należącym do parafii św. Marii Magdaleny, stoi symboliczny grobowiec z wyrytą inskrypcją: „Ks. Jan Macha, ur. 18.01.1914 r., ścięty 3.12.1942 r. Przechodniu! Ciała mojego tu nie ma, ale odmów »Ojcze nasz« za spokój mej duszy”.

Ksiądz Jan Macha urodził się w Chorzowie Starym. Jego rodzice Paweł i Anna przekazali mu dobre wychowanie i zaszczepili w nim wiarę. W domu mówiono na niego „Hanik”. Uczył się w gimnazjum neoklasycznym w Chorzowie. Gdy zgłosił się do śląskiego seminarium, które wtedy było w Krakowie, nie został przyjęty, bo... było za dużo chętnych. Zaczął studiować prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po roku, niezrażony wcześniejszą odmową, znowu zgłosił się do seminarium. Tym razem go przyjęto. Biskup Adamski wyświęcił go 25 czerwca 1939 roku. W czasie II wojny światowej prowadził działalność charytatywną wśród polskich rodzin, zwłaszcza tych, których członkowie przebywali w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Pomagał w Rudzie Śl., Orzegowie, Goduli, Lipinach, Nowym  Bytomiu, Chropaczowie i Łagiewnikach (obecnie dzielnica Bytomia). Młody ksiądz udzielał ślubów w języku polskim, nauczał religii, pocieszał złamanych na duchu, krzepił słowem Bożym. 6 września 1941 roku został aresztowany przez gestapo. Osadzono go w więzieniu mysłowickim, gdzie był torturowany podczas przesłuchań. W listach do domu często prosił o modlitwę, z której czerpał siłę do przetrwania. Miał przy sobie brewiarz i własnoręcznie zrobiony różaniec. 17 lipca 1942 r. został skazany śmierć razem z klerykiem Joachimem Guertlerem. „Kochani rodzice i rodzeństwo! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! To jest mój ostatni list. Za cztery godziny wyrok będzie wykonany. Kiedy więc list ten będziecie czytać nie będzie mnie już między żyjącymi. Przebaczcie mi wszystko! Umieram z czystym sumieniem. Żyłem krótko, ale uważam, że cel swój osiągnąłem. Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze! Bez jednego drzewa las lasem zostanie. Bez jednej jaskółki wiosna też zawita. A bez jednego człowieka świat się nie zawali (...) Zatem do widzenia! Zostańcie z Bogiem! Módlcie się za Waszego Hanika" - napisał kilka godzin przed egzekucją. Wyrok wykonano 3 grudnia 1942 r., 15 minut po północy, w więzieniu przy ul. Mikołowskiej w Katowicach. Ciało zabitego księdza najprawdopodobniej zostało spalone w KL Auschwitz.