Głos dotykający tajemnicy

ASI

publikacja 04.01.2014 14:56

W niedzielę, w pierwszy dzień tygodnia, gdy Kościół świętuje zmartwychwstanie Chrystusa, odszedł do Domu Ojca Wojciech Kilar. Zakończył się adwent jego życia narodzinami do wieczności,w święto Świętej Rodziny, z którą Zmarły był duchowo związany synowskimi więzami wiary i miłości.

Głos dotykający tajemnicy - Życie Wojciecha Kilara zamknęło się jak dobrze skomponowana sonata - powiedział w homilii pogrzebowej abp Wiktor Skworc Aleksandra Pietryga /GN

Publikujemy homilię abp. Wiktora Skworca z Mszy pogrzebowej Wojciecha Kilara

"Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi” - stwierdził św. Paweł w czytaniu mszalnym i wyjaśnił, że otrzymaliśmy ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: "Abba – Ojcze!". Słowa te odnosimy dziś, w dniu pogrzebu, do śp. Wojciecha. Prowadził go Duch Boży po tej ziemi drogami niełatwymi; i ostatecznie zamknął je cierpieniem jak klamrą. Było ono już obecne u początku jego życia, kiedy, po szczęśliwym i dostatnim dzieciństwie, musiał opuścić lwowską ojcowiznę i znalazł się na Górnym Śląsku, który stał się dla niego oraz wielu mieszkańców utraconych Kresów nowym miejscem na ziemi, a z czasem ojczyzną umiłowaną.

"Wkomponował” się Wojciech Kilar w Górny Śląsk, aż do pełnej identyfikacji z tą ziemią i jej mieszkańcami, gdzie zdobył wykształcenie muzyczne, gdzie znalazł dom i szczęśliwe lata swego małżeństwa z umiłowaną żoną Barbarą. Sam dał o tym czasie takie świadectwo: "Pomyślałem sobie, że to jest także jedna z wielkich rzeczy, którą dał mi Pan Bóg, że wygnany z mojego miasta Lwowa, trafiłem właśnie tutaj. I jestem przekonany, że byłbym innym człowiekiem, który niezbyt by mi się dzisiaj podobał, gdyby nie właśnie Śląsk. I to w wielu aspektach... Ale rzeczywiście nie mogłem lepiej trafić!”.

A Górny Śląsk był szczodry w okazywaniu wzajemności. Miasto Katowice dało honorowe obywatelstwo, uniwersytet, z inspiracji Wydziału Teologicznego – doktorat honoris causa, a górnośląski Kościół – nagrodę Lux ex Silesia – bo był światłem ze Śląska, chociaż urodzonym we Lwowie, światłem zapalającym i inspirującym... I na ziemi naznaczonej pracowitością mieszkańców Wojciech Kilar pracowicie tworzył: "Komponowanie – jak sam mówił – jak każda praca, jak pisanie czy rzeźbienie, jest uciążliwym procesem. Ale mimo że jest to proces meczący, to jednak fakt, że chodzi o pisanie »Magnificat« czy »Veni Creator« oznacza ogromną radość, szczęście, że możemy być z tymi tekstami świętymi nie tylko w kościele. Nie tylko w modlitwie, ale także w naszej pracy”.

Śp. Wojciech, jak my wszyscy zresztą, żył w czasach estetyki hałasu, która proponuje "zastąpić Homera trzęsieniem ziemi, Horacego kamienną lawiną, wydobyć z trzewi to, co jest w trzewiach – przerażenie i głód, i jeszcze obnażyć drogi pokarmu, oddechu, pożądania” (por. Zbigniew Herbert, "Pan Cogito" a pop). Mistrz Wojciech, przeciwnie – był głosem dotykającym tajemnicy, a jego muzyka metronomem wszechświata, egzaltacją powietrza i niebieską medycyną (por. Zbigniew Herbert, "Pana Cogito przygody z muzyką"). Przemawiał do nas owocami swojej twórczości, o której nie tylko żałobne klepsydry piszą w samych superlatywach. Przemawiał do nas tym, czym samy żył, a co ubierał w alfabet nut. Przemawiał do nas językiem serca, pełnym emocji, uczuć, wątków narodowych i patriotycznych, religijnych i ludowych. Tworzył nawet muzyczne komentarze do bieżącej sytuacji, a dziś już historycznych wydarzeń. Tak właśnie odczytywaliśmy w pamiętnym roku 1981 "Exodus”, opisujący lud Izraela, który po przejściu przez Morze Czerwone śpiewa na cześć Jahwe pieśń chwały, bo swą potęgę okazał. Punkty styczne z sytuacją Polaków były oczywiste – wtedy, w tamtym roku śpiewaliśmy solidarnie na cześć Pana, bo swa potęgę okazał i odnowił oblicze ziemi, tej ziemi!

Kiedy w 1983 roku zapukaliśmy do drzwi domu pana Wojciecha, aby poprosić o utwór na dzień obecności Jana Pawła II w Katowicach – nie odmówił. A wziąwszy pod uwagę historyczny kontekst, jakim była 300. rocznica wiedeńskiej victorii, ubrał w muzykę słowa króla Jana III Sobieskiego „Venimus, vidimus, Deus vicit”, które wyśpiewane w pamiętnym dniu 20 czerwca 1983 r., tu, w katedralnym kościele, w obecności ojca świętego i Kompozytora, były umacniającym wszystkich przesłaniem, iż w każdej sytuacji ostatecznie Bóg zwycięża.

Jego umiłowanie ojczyzny miało niezwykły punkt ciężkości, a była nim Jasna Góra, gdzie bywał częstym gościem; gdzie nie tylko lokował swoje patriotyczne uczucia i religijne przeżycia. Tam też czerpał siły i nadzieję jako człowiek modlitwy różańcowej i brewiarzowej, jako człowiek autentycznie głębokiej duchowości. To z niej czerpał inspirację dla swej twórczości, która przenosi na wyżyny ducha i przynosi doświadczenie sacrum.

Drodzy, tu zgromadzeni! Kościół pielgrzymujący przez ziemię i przez historię jest Kościołem błogosławieństw; dla niego wytycza Pan wąską drogę, która prowadzi do życia (por. Mt 7,14). Do tego Kościoła należał śp. Wojciech i żył w klimacie ewangelicznych błogosławieństw; żył ich pełną treścią i ładunkiem nadziei; także tej ostatecznej, która przekracza kres dni z metafizyczną pewnością, iż otwierają się w jedną stronę, na wieczność, jak ten cmentarny krzyż na grobie śp. Wojciecha i jego małżonki Barbary, wycięty w kamieniu; krzyż – brama do królestwa błogosławionych na wieki. Znak manifestujący pewność wiary śp. Wojciecha. A ta wynikała również z bliskiego mu doświadczenia, o czym sam mówił, że nawet w życiu mistrzów i laureatów oklaski milkną i światła gasną; a oni zostają na scenie życia sam na sam ze sobą; ze swoją przeszłością i teraźniejszością i pytaniem o przyszłość. Wydaje się, że w tym ludzkim doświadczeniu śp. Wojciech odnalazł siebie na zawsze w światłości Ewangelii i objawił nam to w „Missa pro pace”. Jakoś przypomniał nam, że tylko człowiek wierzy i tylko człowiek tworzy muzykę, która "nie może pochodzić z pustki; jedynie z prawdy, która uobecnia się w natchnieniu kompozytora” (J. Ratzinger).

Bracia i Siostry! "Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi”. Po tych słowach trzeba dotknąć drugiej płaszczyzny pielgrzymowania Wojciecha Kilara; przestrzeni ducha, gdzie świadomość synostwa sprawia, że stajemy się dziedzicami tak wielu dóbr. Jako zewnętrzni obserwatorzy życia śp. Wojciecha możemy stwierdzić, iż Bóg zwyciężał w jego życiu, co konkretnie oznaczało coraz głębsze odkrywanie prawdy Ewangelii i życie duchem Ośmiu Błogosławieństw. Pierwsze błogosławieństwo – błogosławieni ubodzy w duchu – zawiera w sobie wszystkie pozostałe: śp. Wojciech był ubogim w duchu, wszystko przypisywał Bogu, a nie sobie. Był błogosławiony, bo się smucił i płakał z powodu niesprawiedliwości. Był łaknącym sprawiedliwości dla siebie i ojczyzny; był świadczącym miłosierdzie ręką hojną, a dyskretną. Swoją muzyką czynił pokój. Ze swego czystego serca dawał siebie.

Kiedyś kompozytorowi wydawało się, że odkrył kamień filozoficzny. Stwierdził, "że nie ma nic piękniejszego niż trwający w nieskończoność dźwięk czy współbrzmienie, że to jest właśnie najgłębsza mądrość, a nie te nasze sztuczki z allegrem sonatowym, fugą, harmonią”. Dziś chciałoby się dopowiedzieć, że nie ma nic piękniejszego niż ludzkie życie wpisane w wieczność Boga i Jego miłość, która – słowami Dantego i muzyką "Sinfonii de motu” – "wprawia w ruch słońce i gwiazdy”. Nie ma nic piękniejszego niż życie, które ma swój początek i kres w źródle życia – w Bogu. Dlatego jakby na finał życia śp. Wojciecha mocno zabrzmiały jego dziękczynne hymny – "Magnificat" (2006) i "Te Deum" (2008). Wierzymy, że życie śp. Wojciecha zatoczyło koło, zamknęło się jak dobrze skomponowana sonata, że było jak kręgi na wodzie obudzone w nieskończonych głębiach początkiem, który rośnie, układa się w słoje, stopnie, fałdy, by skonać u Bożych nieodgadnionych kolan, na rękach kochającego Ojca (por. Zbigniew Herbert, "Brewiarz").

Moi drodzy, w jednym z wywiadów był Wojciech pytany o to, jak chciałby być zapamiętany po śmierci. Odpowiedział: "Jako dobry człowiek: ktoś, kto wniósł odrobinę nadziei, odrobinę radości, a może nawet odrobinę wiary w życie świata". Mistrzu Wojciechu, Twoje pragnienie się spełniło. Jesteś tak zapamiętany i tak będziesz pamiętany. Pozostawiłeś nam jeszcze, jak dar, owoce Twojej pracy i życie, jak wiarygodne świadectwo, że droga Ośmiu Błogosławieństw nie prowadzi donikąd, że przynosi owoc obfity. Błogosławieni. Niech to ewangeliczne słowo sprowadzi na Twoje zgasłe życie Bożą interwencję, która dokona cudu przemiany w życie ostatecznie wieczne, które jest Miłością. Drogi nam wszystkim Wojciechu, Dobry Człowieku, Błogosławiony Kompozytorze wiecznej muzyki, odpoczywaj w pokoju! Amen.

Więcej informacji o śmierci i pogrzebie Wojciecha Kilara można znaleźć na stronie: katowice.gosc.pl/Kilar.