Ciała nie ma, serce zostało

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 43/2013

publikacja 24.10.2013 00:00

Dokładnie rok temu zginął jeden z najciekawszych, zaangażowanych katolików naszego regionu – Krystian Dziurok z Rybnika. Przyjaciele 1 listopada zapalą mu znicze na grobie jego mamy Ireny w dzielnicy Boguszowice, bo... ciała Krystiana nie odnaleziono.

 Krystian Dziurok w swoich ukochanych górach Krystian Dziurok w swoich ukochanych górach
Archiwum rodzinne Adama Dziuroka

Sporo osób znało go tylko jako naczelnika Wydziału Podatków w rybnickim Urzędzie Miasta. Lecz nawet i jego przyjaciele nieraz tylko przypadkiem dowiadywali się o ludziach, którym pomagał, i sprawach, w które się angażował.

Jeszcze jako student Uniwersytetu Jagiellońskiego założył z grupą podobnych mu zapaleńców „Serce Ewangelii” – pismo parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rybniku-Boguszowicach. Żeby je lepiej robić, poszedł nawet na podyplomowe studia dziennikarskie. Był redaktorem naczelnym przez 15 lat. Ukazały się w tym czasie 163 numery tego pisma. Początkowo (1992 rok) odbijano je na powielaczu denaturatowym. A gdy w końcu Krystian robił skład komputerowo, wydrukowane w Krakowie kartki przywoził w plecaku do domu i tam, z rodziną, składał je w gazetkę. Był zaangażowany w życie parafii (jako członek Rady Parafialnej) i swoich ukochanych Boguszowic (jako członek Rady Dzielnicy).

Upadek
Dlaczego go zabrakło? W końcu października 2012 roku Krystian pojechał wspinać się w Alpy Szwajcarskie. Pojechał z Adamem Bieleckim, sławnym himalaistą, tym samym, który ostatnio w raporcie o wyprawie na Broad Peak został oskarżony, że nie poczekał na swoich kolegów (zginęło tam dwóch himalaistów). Kiedy Krystian ze swoim sławnym kolegą 26 października schodzili ze szczytu Piz Bernina (4049 m n.p.m.), zaskoczyła ich zmiana pogody. Przy minus 30 stopniach Celsjusza i huraganowym wietrze spędzili noc pod szczytem – bez namiotu, pod lekką, aluminiową płachtą. Rano 27 października zaczęli schodzić dalej. Co stało się później? Adam Bielecki twierdził, że gdy w pewnym momencie się odwrócił, nie zobaczył już Krystiana, ale zauważył oberwaną półkę śnieżną. Uznał więc, że kolega spadł. Wołał, ale nikt nie odpowiadał, więc poszedł dalej. Na forach internetowych poświęconych wspinaczce nie zostawiono za to na himalaiście suchej nitki. Przewodnik nie powinien tracić kontaktu wzrokowego z Krystianem, powinni też być związani liną. A ciało rybniczanina wciąż tkwi uwięzione gdzieś tam, w wiecznym lodzie pod Piz Bernina.

Tomek
Skontaktowaliśmy się z Heleną Bełtowską, nauczycielką z Chybia na Śląsku Cieszyńskim, która w ramach Stowarzyszenia „Razem” organizuje kolonie dla niepełnosprawnych. – Krystiana zabrała jego największa miłość: góry. A nam go brakuje – powiedziała łamiącym się głosem. Alipnista aż 16 razy brał udział jako wolontariusz w tych koloniach. Są one pomyślane jako zapewnienie niepełnosprawnym przygody, a jednocześnie jako duże odciążenie dla ich rodziców. Rybniczanin był podporą tych turnusów. Opiekował się na nich Tomkiem, dużym już chłopakiem, niemal swoim rówieśnikiem, który dostawał bardzo silnych ataków epilepsji. Zresztą Tomek jako dwulatek był bardzo zdolny, recytował z pamięci wiersze Brzechwy, lecz później przeszedł zapalenie opon mózgowych.

– Tomek i Krystian wyglądali jak bracia. Z tym, że Tomek zachowuje się jak kilkuletnie dziecko. Bywa czasem uparty, ale okazało się, że nawet bardziej niż mamy słuchał „pana Krystiana”. Ciągle mówił tylko „pan Krystian” i „pan Krystian”, to był dla niego najwyższy autorytet – mówi H. Bełtowska. – Krystian wiele go nauczył. I wypracował tak dobrą formę opieki nad chłopcem, że nie było problemów z atakami epilepsji. Na ulicy szedł zwykle o pół kroku z tyłu, trzymając Tomka lekko za ramię. Dzięki temu wyczuwał napięcie jego mięśni i wiedział, kiedy atak się zbliża. Bo te ataki potrafiły przyjść dla postronnych całkiem niespodziewanie. Tomek potrafił nagle przewrócić się jak kłoda, wybijając sobie ząb. Z Krystianem, który traktował go jak rodzic, był bezpieczny – wspomina.

Krystian nie poprzestawał jednak na koloniach, ale pomagał pani Krystynie, mamie Tomka, także w ciągu roku. Brał chłopca w Beskidy, żeby ona miała wreszcie chwilę oddechu. A jeśli w domu Krystyny i Tomka pojawiał się jakiś problem, wystarczał jeden telefon, a Krystian rzucał wszystko i natychmiast przyjeżdżał na pomoc ze swojego Rybnika na Śląsk Cieszyński. Jeśli Tomka na koloniach nie było, przejmował opiekę nad innymi „trudnymi” podopiecznymi.

Pani Krystyna, mama Tomka, do dzisiaj płacze, gdy w rozmowie ktoś wspomni o Krystianie. A sam Tomek wciąż powtarza swojej mamie: „A w tym roku na koloniach pan Krystian mi powie to i to!”. Chłopak nie wie, że na koloniach już się ze swoim opiekunem nie spotka. Ale ich spotkanie się odbędzie, choć może jeszcze trochę odwlec się w czasie. Może my też będziemy mogli tych dwóch przyjaciół Tam spotkać?
-----------
Spotkanie ku pamięci Krystiana Dziuroka odbędzie się w niedzielę 27 października w harcówce, blisko kościoła NSPJ, w Rybniku-Boguszowicach, po Mszy św. o godz. 17.30 w jego intencji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.