Niepokój wisi w powietrzu

ks. Paweł Łazarski

Program antysmogowy zaniepokoił środowiska górnicze. Mnie też. Zwłaszcza, że w ostatnich dniach problem dosłownie widać w powietrzu.

Niepokój wisi w powietrzu

Media podają, że środowiska górnicze są zaniepokojone założeniami tzw. programu antysmogowego. Zakłada on zakaz stosowania węgla kamiennego przez gospodarstwa domowe od 2020 r. Wspólny list do premiera w tej sprawie wystosowały Związek Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego oraz Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa w Katowicach.

Taka reakcja mnie nie dziwi. Wszak spadnie wtedy sprzedaż węgla i zatrudnienie w kopalniach. Wzrosną koszty ogrzewania w gospodarstwach domowych. Autorzy listu słusznie wskazują, że węgiel jest tańszym surowcem.

Dziwi natomiast zupełnie co innego. Przedstawiciele Izby i Związku Pracodawców chwalą się, że widać efekty działania śląskich gmin podejmowanego razem z górnictwem na rzecz czystych technologii spalania tego surowca. Przyznam szczerze, że ja ich nie widzę. Gdy teraz w październiku, rano lub wieczorem, otwieram okna, od razu "czuję", że mieszkańcy katowickiego Załęża i Chorzowa-Batorego palą w piecach, a wiatr skutecznie roznosi dym po całej okolicy. Podobny problem dotyka centrum Chorzowa i innych jego dzielnic. I można by tak po kolei wymieniać wiele śląskich miast. Zatrzymam się na jednym. W informacjach o stężeniu zanieczyszczeń w ostatnich dniach kilkakrotnie wymieniany był m.in. Rybnik. Nie bez powodu. Jako przykład podaję niewielkie osiedle w dzielnicy Niewiadom, gdzie tylko część bloków jest podłączona do sieci ciepłowniczej. O ile dobrze liczę, aż w 14 z nich mieszkania są ogrzewane węglem. Bloki mają po 18-20 mieszkań, a w każdym najczęściej pali się w 2 piecach. Z prostego rachunku wynika, że w sezonie grzewczym codziennie środowisko zatruwa dym z ok. 500 pieców! Być może niektórzy palą drewnem lub ogrzewają piecykami gazowymi.

Dlaczego tak trudno połączyć 14 bloków z instalacją odległą o ok. 50 m? Wiadomo, że problemem są pieniądze. Tylko kto powinien skutecznie o nie zabiegać? I z jakich środków - wojewódzkich, centralnych czy unijnych? Komu ma zależeć na ciągłej poprawie warunkach życia mieszkańców? Zarządowi spółdzielni mieszkaniowej, a może miejskim urzędnikom? Zdaje się, że ani jedni, ani drudzy tak do końca egzaminu nie zdali, choć zapewne do 2020 r. mają szansę zdążyć.

Niepokoi mnie jeszcze jedna sprawa. W Warszawie sejmowa komisji ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa planuje ograniczyć zanieczyszczenie powietrza, sterując tym procesem zupełnie na ślepo, bo zza biurka. Panowie z Warszawy nie widzą, że to nie węgiel jest zły, ale gospodarz! Nieliczne, jednostkowe przypadki, którymi chwalą się autorzy listu do premiera, pokazują, że brakuje w kraju gospodarza, który zająłby się tym problemem. Jestem przekonany, że węgiel jeszcze przez wiele lat będzie głównym surowcem do ogrzewania naszych domów i mieszkań. Żeby przy okazji chronić środowisko, to trzeba, panowie z Warszawy, ludzi zachęcić, a nie zakazywać. Najlepszą zachętą jest pokazanie ograniczenia kosztów. To najmocniej przemawia. Ekogroszek, piece węglowe ekologiczne, więcej ciepła za mniejsze pieniądze - to konkretne propozycje, które nie tylko na Śląsku powinny zachęcać do dbania o środowisko. Póki co słyszymy o kolejnych zakazach, które odczujemy w portfelach. Ogrzewanie węglem jest blisko dwukrotnie tańsze niż ogrzewanie gazem ziemnym i blisko trzykrotnie tańsze niż olejem opałowym. Z perspektywy poselskiej diety pewnie nie robi to żadnej różnicy....