Od koryta do Pana Boga

Przemysław Kucharczak

publikacja 10.03.2013 18:03

Wielu nie wzięło alkoholu do ust od kilkunastu lat. Spotkali się 10 marca w Rybniku-Chwałowicach.

Od koryta do Pana Boga Leszek, Malwina i Janusz, przyjaciele ze Śląskich Dni Skupienia w Chwałowicach Przemysław Kucharczak/GN

Okazją był jubileusz 20-lecia Śląskich Dni Skupienia i Modlitwy dla Trzeźwiejących Alkoholików i ich Rodzin.

U Krzysztofa to się stało siedem lat temu. W ciemnym pokoju, przed pustą ścianą, Krzysiek błagał Boga, w którego istnienie nawet nie wierzył, żeby przyszedł i wyciągnął go z bagna alkoholizmu. – No, i przyszedł. Następnego dnia. Nie wiem, jak – mówił Krzysztof 10 marca w wypełnionym ludźmi kościele św. Teresy w Rybniku-Chwałowicach, w czasie niedzielnej Mszy. Włączyli się w nią trzeźwiejący alkoholicy, którzy świętowali 20-lecie swoich Dni Skupienia i Modlitwy.

Krzysztofowi, który mówił do takiego tłumu, z początku głos nieco drżał z emocji, ale później zupełnie się uspokoił. Mężczyzna opowiadał o swoim życiu, o tym, jak był zapatrzony w siebie i jak żył życiem dla samego siebie, choć miał już żonę i dzieci. I o tym, jak to doprowadziło go do upadku, ale w końcu też i do tej dramatycznej modlitwy w środku nocy 7 lat temu. Trafił po niej na Dni Skupienia do Chwałowic. – Byłem po raz pierwszy w życiu nie tylko na rekolekcjach, ale w ogóle na spotkaniu związanym z wiarą. Jakoś uderzyły mnie tam słowa piosenki: „Zapyta Bóg w swym niebie, co dałeś Mu od siebie”. Myślę, że nic dobrego nie było ze mnie przez te 20 lat, kiedy piłem. Ale od czasu, kiedy to usłyszałem, mogę być choć trochę dobry dla mojej żony, moich dzieci, moich współpracowników i dla samego siebie. Nie zawsze jest łatwo. Ale można przyjąć krzyż Chrystusowy i wtedy życie jest... radosne – mówił. Tłumaczył, że idąc z Chrystusem, w ogóle nie musi się zastanawiać, czy „zgromadził” w życiu dosyć dobrych uczynków. Opowiadał zebranym o łasce, jaką dał mu Jezus, ustanawiając sakrament spowiedzi. Zebrani w kościele zareagowali oklaskami.

W czasie spotkania trzeźwiejących alkoholików podobnych, poruszających świadectw było bardzo dużo. Może dlatego, że wypowiadali je ludzie, którzy dotknęli dna własnego upadku. I kiedy byli na dnie, doświadczyli, że tylko sam Pan Bóg może ich odbudować, jeśli Mu się w zupełności powierzą. Wiele od tych fantastycznych ludzi mogą się nauczyć też ci chrześcijanie, którzy sami dotąd nie mieli problemów z alkoholem.

Nawet ci ze spotykających się w Chwałowicach trzeźwiejących alkoholików, którzy nie piją od kilkunastu lat, zastrzegają jednak, że wcale nie są pewni siebie i jutrzejszego dnia. – Żona mnie pyta: „Czemu się nie wpiszesz do księgi trzeźwości? Przecież ty już 12 lat nie pijesz”. A ja na to: „No, nie wpiszę się, bo ja muszę żyć dzisiejszym dniem: dzisiaj jestem trzeźwy”. Mimo 12 lat trzeźwości, nie mam gwarancji, że jutro nie będę leżał do góry kołami... A obietnic składać nie chcę, bo dawniej za dużo razy je złamałem – tłumaczył jeden z mężczyzn.

Na te Śląskie Dni Skupienia przyjeżdżają górnicy, stolarze, lekarze, inżynierowie górnictwa, piekarze... Ludzie wszystkich zawodów. Przeżyli to samo, więc mogą się nawzajem wspierać.

– Trafiłem tu, do Chwałowic, jesienią 1997 roku. Zobaczyłem, że wiara, Kościół, to nie jest tylko instytucja. Szesnasty rok już idzie, jak jest im dane nie pić. Dostaję od Boga znaki, żebym, kurde, nie upadał – mówił Darek. Opowiedział, że na przykład do różnych istotnych dla niego wydarzeń dochodziło w jego życiu 7 marca, czyli w rocznicę jego chrzcin. – Nie jestem jakimś wielkim katolikiem. Do końca jeszcze tego nie rozumiem, czego Pan Bóg ode mnie chce. Ale widzę, że Pan Bóg czuwa nade mną – tłumaczył.

Jedno z bardzo poruszających świadectw na jubileuszu w Chwałowicach wygłosił Zbigniew. – Kiedyś moja Asia mie zostawiła, pojechała z dziećmi do Wisły. Mało żech w te dni jod. Jak żech szoł drogom naprany, moi rodzice odwrócili ody mie wzrok. Prziszła mi wtedy myśl: „Po co jo w ogóle żyja? Całe życie sprawiom kłopoty”. Przipomnioł mi się mój zakład poprawczy. To było taki użalani się nad sobą – wspominał Zbigniew. – Odkręciłech gaz, łeb prawie już żech mioł w piekarniku. Co mie powstrzimało, to chyba nawet nie strach, ale... smród. Pootwierołech okna i zaczonech się modlić: „Panie Boże, pomóż mi się zmiynić!”. 10 minut potym żech wypił płyn do golynio... Pomyślołech, że Pon Bóg jest, ale dlo tych babć, co dziynnie rzykajom [modlą się] i taki som świynte. A mie, myślołech, Pon Bóg nie chce pomóc, bo na to nie zasługuja – wspomina.

Ta zatruta myśl przez następne lata oddalała go od Boga. Jednak z drugiej strony coś dobrego w jego życiu też zaczęło się dziać. Zaczął sporadycznie chodzić do spowiedzi. Ktoś z kolegów mu powiedział: „Pan Bóg cie wybrał”. Zbyszek na to: „Ja, jak żech Go prosił, to Go nie było”. I nadal czuł się gorszy od innych.

W 1993 roku trzeźwiejący alkoholicy zaczęli organizować w Chwałowicach swoje dni skupienia. – Jo uważoł, że rekolekcje to jest coś dlo starych bab. Ale w październiku 1994 roku jednak żech tu się z ciekawości zjawił. Ni że na rekolekcje, ale że tu się alkoholicy spotykali. I tu w Chwałowicach zaczon się mój powrót do Boga. Nigdy nie zapomna spowiedzi, kiero odbyła się nie w konfesjonale, ale w izbie – mówił. Tłumaczył, że jest przygłuchy, co go zawsze wcześniej usztywniało przy podchodzeniu do kratek konfesjonału. Zwykle miał wtedy obawy, że ludzie wokół konfesjonału słyszą jego rozmowę z księdzem. Spowiedź w Chwałowicach w niecodziennej atmosferze go jednak odblokowała. – Późnij na jakichś innych rekolekcjach jedyn ksiądz spowiadoł nawet w moim maluchu – śmieje się Zbigniew. – Jo jest cały czas w drodze do Boga. Ale tu, w Chwałowicach, to sie zaczło. Już się tak nie boja, już się nie czuja gorszy. Moi życie to jest powrót syna marnotrawnego. Jo ida od tego koryta do Pana Boga – mówi.