Niemieccy przyjaciele oddali dzwon

Przemysław Kucharczak

publikacja 16.11.2012 17:15

Jastrzębie odzyskało swój najstarszy zabytek: dzwon, który ma prawie pół tysiąca lat.

Niemieccy przyjaciele oddali dzwon Dzwon z 1520 r. wrócił do parafii w Jastrzębiu-Zdroju Szerokiej Przemysław Kucharczak/GN

Niemcy zrabowali go w 1942 r. z kościoła Wszystkich Świętych w Jastrzębiu-Zdroju Szerokiej. 16 listopada ten dzwon wrócił na swoje miejsce. Przywiozła go do Szerokiej 8-osobowa delegacja niemieckiego miasteczka Güglingen w Wirtenbergii: delegaci parafii katolickiej i ewangelickiej wraz z burmistrzem Klausem Dietrichem.

W ten sposób dzwon z 1520 roku stał się najstarszym zabytkiem Jastrzębia-Zdroju. - Zawieszono go w Szerokiej w tym samym czasie, co Dzwon Zygmunta na Wawelu - mówi ks. Joachim Kloza, proboszcz.

Zabytkowy dzwon jest niewielki, waży 80 kilogramów. - A jednak to jest historia, on pamięta tyle pokoleń szeroczan - mówi proboszcz, pokazując na dzwonie postać ukrzyżowanego Jezusa oraz stojących poniżej Maryję i Jana.

Tak jak przed laty, od dziś znów zabytkowy dzwon będzie żegnał parafian z Szerokiej w czasie pogrzebów.

Przywiązany do dębu

Niektórzy w Szerokiej jeszcze pamiętają smutny dzień 20 marca 1942 roku, w którym niemieccy urzędnicy zrabowali stąd trzy dzwony. Zanim je ściągnęli z wieży, pozwolili parafianom po raz ostatni w nie uderzyć. Zgromadzeni pod kościołem ludzie płakali. - Byłem wtedy w domu z powodu choroby, ale słyszałem, jak te dzwony biły nam na pożegnanie przez całe 20 minut - wspomina 85-letni Leon Białecki.

Gdy dzwony ucichły, zaczęło się ich ściąganie. Dopiero wtedy dzwonnik Antoni Kumor, dla którego dzwonienie w kościele było całym życiem, zrozumiał, o co chodzi. Rzucił się, by przeszkodzić Niemcom w rabunku. - Przywiązali go, o, do tamtego, trzystuletniego dębu, aż wszystko się skończyło - pokazuje Leon Białecki.

Niemcy przetopili w Hamburgu 75 tys. ukradzionych w Europie dzwonów na łuski do pocisków. 16 tys. dzwonów przetopić nie zdążyli. Przed sześciu laty Przemysław Nadolski, historyk z Bytomia, dowiedział się, że wśród ocalałych są dwa dzwony z Szerokiej. Zawiadomił o tym tutejszą parafię.

Zawiązał się wtedy 11-osobowy komitet, który miał postarać się o powrót dzwonów. Na jego czele stanęli Helena i Leon Białeccy. Z początku proboszcz z Güglingen nie odpisywał na ich listy. Kiedy jednak napisali do jego biskupa, odpowiedź przyszła natychmiast. Biskup uznał, że dzwon trzeba zwrócić. Wyznaczył też świeckiego diakona, który miał załatwić formalności. Odtąd polska i niemiecka strona zaczęła wymieniać bardzo serdeczną korespondencję. Jej ukoronowaniem jest przyjazd wraz ze zwracanym dzwonem aż 8-osobowej delegacji z Güglingen.

Znak jedności

Drugi z ocalałych dzwonów z Szerokiej jest młodszy, pochodzi z 1707 roku. Wisi w Gänderkase w Dolnej Saksonii. Nie wiadomo, czy kiedyś wróci. Nie wszyscy w Niemczech chcą zwracać dzwony, które 70 lat temu ukradło ich państwo.

Zwłaszcza członkowie „ziomkostw” argumentują, że ludność ze Śląska została przesiedlona do RFN, więc ocalałe dzwony też już muszą zostać w Niemczech. Można by uznać te argumenty za sensowne w odniesieniu do Dolnego Śląska, gdzie ludność rzeczywiście się wymieniła. Powtarzane wobec Górnego Śląska, a zwłaszcza archidiecezji katowickiej, już przed wojną należącej do Polski, brzmią absurdalnie.

Na szczęście delegaci z Güglingen są zupełnie innego zdania. - Przywiązałam się do tego dzwonu, bo jest związany z moją młodością. Zrozumiałam jednak, że dzwon jest własnością tutejszej parafii i należy go zwrócić - mówi Heide Kachel, przewodnicząca Okręgowego Synodu Kościoła Ewangelickiego, która przyjechała z delegacją. Bo choć dzwonem opiekowali się niemieccy katolicy, ostatnio służył też ewangelikom w ich kaplicy.

Dzwon nie jest jednak w sensie prawnym własnością niemieckiej katolickiej parafii, bo został jej przekazany po wojnie tylko jako depozyt przez okupacyjny brytyjski zarząd wojskowy. Ze względu na prawne zapętlenie tej kwestii, katolicka parafia nie mogła więc oddać dzwonu Polakom na własność. - Zwracamy więc dzwon w formie podnajmu, ale to jest wieczysty podnajem - mówi diakon Willy Forstner.

A czy katolikom z Güglingen nie było żal żegnać się z tym dzwonem? Świecki diakon Willy Forstner zdecydowanie kręci głową: - Dzwon należy do was. Nie było z naszej strony żadnego problemu, żeby go zwrócić. Uważam, że to jest znak pokoju i jedności - mówi.