Niespodzianka pod gontem

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 36/2012

publikacja 06.09.2012 00:15

Miedźna. – Wczoraj wyszedłem po rusztowaniu na wieżę. Fatalnie! Ten modrzew jest tak zjedzony, że słoje można palcami wyciągać! – mówi inżynier Wiesław Horak, inspektor nadzoru nad remontem największego drewnianego kościoła w archidiecezji.

Parafianka Maria Jażdżyk z córką Olgą w foteliku Parafianka Maria Jażdżyk z córką Olgą w foteliku
Przemysław Kucharczak

Proboszcz też jest zaniepokojony. Według kosztorysu, wymiana pokrycia dachowego na zabytkowym kościółku w Miedźnej pod Pszczyną miała kosztować 826 tys. zł, z czego połowę dało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tymczasem okazuje się, że trzeba skądś wytrzasnąć prawie 100 tys. zł więcej.

Wróg siedzi w drewnie

Dlaczego? Bo po zdjęciu starego, spróchniałego gontu pod spodem pokazały się spróchniałe łaty i krokwie. Na wieży do wyrzucenia jest całe pokrycie tak zwanej izbicy. – Wymieniliśmy już tam zjedzone przez korniki belki, no i uzupełniliśmy zastrzały, które kiedyś z wieży usunęli jacyś „ekstrafachowcy”. Prawdopodobnie w latach 20. albo 30. XX wieku – zżyma się Wiesław Horak. – Osłabili w ten sposób konstrukcję wieży, bo te zastrzały są potrzebne choćby po to, żeby opierać się sile wiatru. Trzeba też było zrobić repliki starych krzyży, bo okazało się, że w tych dawnych już nie ma metalu, sama rdza – wylicza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.