Największy Ślązak Jacinto

Przemysław Kucharczak

Uwierzyliśmy, że wielkie cuda, które działy się wokół Jacka, a dzięki którym tłumy padały na kolana i nawracały się, to legenda. Ale czy na pewno?

Największy Ślązak Jacinto

Jego wspomnienie w kalendarzu przypada 17 sierpnia.

Kiedyś sądziłem, że Jackowy przydomek „wielki cudotwórca” to pewnie w sporej części średniowieczna przesada, że opis jego działalności mocno zrasta się z legendą. Dzisiaj, kiedy widzę nowy powiew Ducha świętego w Polsce, gdy ludzie odzyskują zdrowie na Tyskich Wieczorach Uwielbienia i dziesiątkach podobnych spotkaniach po kościołach, sądzę, że legendarne upiększenia w średniowiecznych opisach życia Jacka - to niewiele znaczący dodatek.

Bo niby czemu mam nie wierzyć w przypadki wskrzeszeń, których dokonał w Polsce św. Jacek mocą Jezusa? Ludzi wskrzeszał też sam Chrystus, a przecież obiecał, że uczniowie będą Jego mocą dokonywać cudów jeszcze większych.

Że niby to niezgodne z nauką? Nie rozśmieszajcie mnie. Nauka wciąż nie potrafi wyjaśnić mnóstwa wydarzeń, takich jak cud słońca w Fatimie w 1917 roku, który widziało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, w tym wielu dziennikarzy, którzy przyjechali na miejsce wykpić tłum „fanatyków religijnych”. Albo jak przypadek tej włoskiej dziewczynki bez źrenic, która po wizycie u ojca Pio zaczęła widzieć – wciąż nie mając źrenic. Albo jak wizerunek Matki Bożej z Guadelupe, na którym nie ma śladu farby, więc naukowcy nie mają bladego pojęcia, jak powstał. I tak dalej. Ponieważ wiem o tych przypadkach, wcale nie wydaje mi się niemożliwe, żeby Jacek, po chwili modlitwy, nie mógł pokonać wezbranej Wisły pod Wyszogrodem idąc po jej powierzchni. Zwłaszcza, że są wymienieni imiennie świadkowie tego wydarzenia, inni dominikanie. Podobno wołał, żeby do niego dołączyli, ale mieli cykora. Więc zawrócił, rozwinął swój płaszcz i na tym płaszczu przeciągnął ich na drugi brzeg jak na łodzi - idąc po wodzie. Zastanawialiście się, dlaczego to dopiero Jacek schrystianizował Polskę, która mimo chrztu Mieszka I w 966 roku, wciąż była na początku XIII wieku pół-pogańska? Skoro zrobił na mieszkańcach Europy Środkowej tak gigantyczne wrażenie, moc Żywego Boga musiała się w jego działaniach rzeczywiście objawiać.

Mimo to święty Jacek jest przez Ślązaków zapomniany. Tymczasem mało kto u nas zdaje sobie sprawę, że to właśnie Jacek Odrowąż jest najbardziej znanym Ślązakiem na świecie. Najnowszy przykład z USA: burmistrz i rada miasta San Jacinto (czyli Święty Jacek) w Teksasie proklamowali sierpień 2012 roku miesiącem świętego Jacka. To miasto słynne dzięki ważnej dla Amerykanów, zwycięskiej bitwie z Meksykanami w XIX wieku. Z tego powodu imię św. Jacka (San Jacinto) nosi też jeden z najnowocześniejszych okrętów floty USA. Pod San Jacinto stoi też najwyższy granitowy obelisk świata, wysoki na ponad 172 metry, który nosi imię - a jakże - św. Jacka.

To jednak i tak jeszcze nic w porównaniu ze czcią, jaką mają dla średniowiecznego Ślązaka mieszkańcy Ameryki Południowej. Oni często nawet nie kojarzą, gdzie jest Polska, a co dopiero Śląsk. Nie kojarzą też cudów, które Bóg działał w średniowieczu przez naszego Jacka w Europie, bo mają na pęczki nowych, wymodlonych za jego pośrednictwem już w Ameryce.

Dlaczego Jacek tam działa, a u nas nie za często? Nasuwa mi się tylko jedna propozycja odpowiedzi: bo tam ktoś go z wiarą prosi o wstawiennictwo w modlitwie, podczas gdy my, rodacy, o nim zapomnieliśmy.