Nowy numer 13/2024 Archiwum

Protest się zaostrza

Będą strajki okupacyjne i głodówki na kopalniach. Przed siedzibą JSW trwa demonstracja.

Górnicy przed siedzibę Jastrzębskiej Spółki Węglowej przyjechali w roboczych ubraniach, żeby policja nie utożsamiała ich z pseudokibicami, którzy włączają się w protest. Zapalili opony, odpalają petardy, skandują. Doszło do pierwszych przepychanek z policją, gdy niewielka grupa demonstrujących próbowała wedrzeć się do budynku. Zostały przy tym uszkodzone drzwi, a policjanci użyli tam gazu pieprzowego. Później w ruch poszły też armatka wodna i broń gładkolufowa - związkowcy twierdzą, że policjanci zaatakowali nimi już rozchodzących się górników.

Jeszcze przed rozpoczęciem tej demonstracji zarząd JSW rankiem 9 lutego wezwał górników do zawieszenia strajku. Alarmował, że każdy jego dzień oznacza 27 mln zł utraconych przychodów. „Po dwóch tygodniach, gdzie każdy dzień strajku przynosi realne straty i pogarsza i tak już trudną sytuację firmy, odpowiedzcie sobie na pytanie: o co właściwie strajkujemy? Czy tak drastyczne rozwiązanie, jakim jest wstrzymanie pracy zakładu na tak długi okres, jest warte postulatów, o jakich mówią liderzy związkowi? Czy naprawdę ma na celu poprawienie sytuacji pracowników i spółki?” – napisali w skierowanym do załogi apelu prezes z zastępcami.

Prezes Jarosław Zagórowski na konferencji prasowej ostrzegł, że strajk może doprowadzić firmę do upadłości. Dodał, że postój ścian i przodków doprowadził do wzrostu zagrożenia pożarowego. Twierdził, że być może już pięć ścian trzeba będzie otamować i wyłączyć z ruchu na kilka miesięcy. Wzrosło też zagrożenie zawałami. „Nawet po zakończeniu strajku upłynie wiele dni, zanim ściany osiągną swoje wcześniejsze zdolności wydobywcze (…). Apelujemy! Zakończcie strajk! Nie niszczcie swoich miejsc pracy!” – napisał w liście wraz ze swoimi wiceprezesami.

Załoga nie przyjęła tego listu dobrze, ponieważ jest w niej rozpowszechnione przekonanie, że za niszczenie miejsc pracy w największym stopniu jest odpowiedzialny właśnie sam prezes Zagórowski. Twierdzą, że spadek cen węgla z 300 na 120 dolarów to tylko jedna z przyczyn, wcale nie główna. Związkowcy wyliczają decyzje prezesa o dziwnych inwestycjach, np. w hotel w Gdyni czy w ogromną flotę samochodową JSW, liczącą aż sto samochodów. Mówią też o zakupie kopalni „Szczygłowice” za 1,5 mld złotych, podczas gdy, zdaniem ekspertów, była warta tylko 1,1 mld.

Wielu pracowników JSW podejrzewa celowe wyprowadzanie pieniędzy ze spółki po to, żeby ją sprzedać. – A nie można sprzedać spółki, która dobrze prosperuje – relacjonował nam te opinie jeden z górników kopalni „Krupiński” w Suszcu.

– Gdyby ta hipoteza była słuszna, oznaczałaby, że decydentom przedłużanie się waszego strajku jest właśnie na rękę, bo przynosi firmie kolejne straty... – zauważyliśmy. – Zdajemy sobie sprawę, że tak może być. Wiemy również i to, że związki też grają własną grę, nie całkiem zgodną z interesem załogi. Nastroje na kopalniach są bardzo złe. Ludzie są wściekli i zdeterminowani. Wystarczy iskra, żeby ruszyli na Warszawę. Związki próbują to hamować, też obawiają się wybuchu – powiedział nasz rozmówca.

Sytuację mogłaby rozwiązać Rada Nadzorcza przez spełnienie głównego postulatu załogi, czyli odwołania prezesa, który nie umie dbać o spokój społeczny. Przez cały weekend po parafowaniu porozumienia między związkami zawodowymi a zarządem Rada nawet jednak się nie zebrała. Nie reagował też większościowy właściciel, czyli Skarb Państwa, milczeli ministrowie skarbu i gospodarki.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy