O kontraście między ekskluzywnym domem spokojnej starości w bogatym kraju Zachodu, gdzie z powodu samotności ludzie często proszą o eutanazję, a domami Matki Teresy z Kalkuty, które są prymitywne, ale w których jest bliskość, dotyk i przytulenie, opowiedział arcybiskup katowicki.
Abp Galbas w kaplicy szpitala w Tychach.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość
Arcybiskup Adrian Galbas wspomniał o tym 11 lutego, w Światowym Dniu Chorego, na Mszy św. w kaplicy szpitala w Tychach. – Samotność zawsze niszczy, samotność zawsze obezwładnia, samotność zawsze uśmierca, w takim czy innym wymiarze. Nie jest dobrze, żeby człowiek był sam. Tym bardziej nie jest dobrze, żeby człowiek był sam wtedy, kiedy cierpi – podkreślał.
Mówił o św. Wincentym Pallottim, który napisał kiedyś: „Chciałbym być dla ludzi lekarstwem”. – Nie: „Chciałbym przynosić ludziom lekarstwo” (chociaż to też robił), ale właśnie: „Chciałbym być” – wskazał.
I dodał: – Opowiadano mi o pewnym domu dla starszych ludzi w jednym z krajów Europy Zachodniej, tzw. „domu spokojnej starości”, ale starość tam bardzo niespokojna. To dom bardzo wytworny, ekskluzywny. Z pięknego, przeszkolonego tarasu ludzie mają wspaniały widok na Alpy. Patrzą na nie, słuchając refleksyjnej muzyki. I w tym domu jest bardzo duży współczynnik eutanazji. Tymczasem w domach Matki Teresy z Kalkuty, które nie są ekskluzywne, ale bardzo zwykłe, wręcz prymitywne, nie ma eutanazji. Dlaczego tak jest? Być może dlatego, że ci starzy ludzie w bogatym kraju Europy Zachodniej, choć mają piękny widok i piękną muzykę, ciągle odczuwają na sobie dotknięcie gumy, którą ma pielęgniarka zgodnie z przepisami. Dłońmi w gumowych rękawiczkach ich przewija, dotyka. To jest wszystko poprawne. Tylko że oprócz tej pielęgniarki w gumowych rękawiczkach nie ma nikogo innego – zauważył.
Zaznaczył, że rodziny tych starszych ludzi wyobrażają sobie, że w ośrodku mają oni wszystko, czego tylko potrzebują. – Właśnie nie wszystko. Ci ludzie, nie mając wszystkiego, w pewnym momencie – w rytm relaksującej muzyki i patrząc na ten piękny widok – robią sobie tzw. exit, proszą o dokonanie eutanazji. A tam, w domu Matki Teresy z Kalkuty, jest siostra, która dłonią bez gumowej rękawiczki ich pogłaszcze, przytrzyma, wydłubie czasami jakiegoś robaka, który się próbuje zagnieździć w ich ranach. I oni nie proszą o żaden exit. Obecność, bliskość bez gumowych rękawiczek – wskazywał.
Zachęcał do korzystania z sakramentów, nawiązując do opisanego w Ewangelii uzdrowienia trędowatego: – Uzdrowienie dotyka mnie, kiedy Jezusowi oddaję mój trąd, trąd mojego grzechu. Kiedy mówię: „Weź to. Możesz mnie oczyścić”. I Chrystus w konfesjonale mówi dokładnie to samo, co do tego trędowatego: „Chcę, bądź oczyszczony”.
Arcybiskup Adrian zachęcał też do robienia sobie regularnych badań kontrolnych. Wskazał, że to wypełnianie piątego przykazania Bożego i przykazania miłości. – Chodzi przecież nie tylko o to, by nie zabijać innych, ale by i siebie nie doprowadzać do przedwczesnej śmierci. Życie jest Bożym darem, tak jak i rozwój medycyny oraz możliwości, które ona dziś nam oferuje – podkreślił.
Homilię zakończył słowami: – Módlmy się za siebie nawzajem, byśmy byli lekarstwem. Byśmy swoją dobrą obecnością potrafili złagodzić ból chorego, którym jest jego samotność.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.