Misja wśród wulkanów

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 42/2023

publikacja 19.10.2023 00:00

Agnieszka z Rybnika-Zamysłowa jest absolwentką fizjoterapii. Od prawie roku wysoko w Andach, w slumsach i w buszu, świadczy o Jezusie i pomaga mieszkańcom Peru.

Z dziećmi w Chincha. Z dziećmi w Chincha.
Archiwum Agnieszki Pydyn

Nie tylko księża oraz siostry i bracia zakonni są misjonarzami. Na misje wyjeżdżają też świeccy. Jest wśród nich Agnieszka Pydyn z Rybnika-Zamysłowa.

Poleciała na misje do Peru w zeszłym roku, zaraz po skończeniu studiów magisterskich z fizjoterapii. Chce spędzić w Andach dwa lata. Na co dzień wraz z drugą świecką misjonarką – Eweliną Gwóźdź z Małopolski – pracuje na misji w slumsach na obrzeżach miasta Arequipa.

Dziewczyny jeżdżą też z misjonarzami kombonianami pomagać ludziom, którzy żyją w prymitywnych warunkach w dżungli. Spędzają tam wtedy cały miesiąc. – Oni nie mają łazienek, a ich ubikacjami są dziury wykopane w ziemi. Prysznic stoi po prostu na dworze. Spod prysznica masz więc bardzo ładny widok na całą dżunglę – śmieje się Agnieszka. – Z początku te warunki były dla mnie trudne, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić – uważa.

Może już nie żują?

W czasie jednej z takich wypraw przy rozpalaniu kuchenki przez brak doświadczenia dodała za dużo gazu i ogień buchnął jej w twarz. – Ale nic mi się nie stało, oprócz tego, że nie miałam grzywki, brwi i rzęs – wspomina.

Misjonarze stosują się do polecenia Pana Jezusa, który wysyłając uczniów w drogę, powiedział im: „Jedzcie, co wam podadzą”. Indianie w dżungli podali Agnieszce i Ewelinie napój zwany masato. – Słyszałyśmy już wcześniej, że oni przygotowują go tak, że gotują jukę, a potem ją żują, bo ze śliną lepiej fermentuje. Zostawiają to na 12 godzin, a później przez cały dzień piją powstały, sfermentowany napój. Nawet dzieci od rana do wieczora piją masato. Kiedy Indianie mają gości, też ich częstują – wyjaśnia. – Wiedząc, że tam jest ślina, nie byłam do masato przekonana, ale później same zapytałyśmy miejscowych, jak to robią. Opowiadając nam o tym, ominęli moment żucia, więc pomyślałyśmy: „Może się coś zmieniło, może już nie żują…”. Poczęstowałyśmy się. Dopiero kiedy wróciłyśmy z dżungli, ojcowie powiedzieli nam, że nic się nie zmieniło… Miejscowi po prostu omijają ten punkt, żeby nie zrażać gości – śmieje się. Jak doznania smakowe? – Masato smakuje trochę jak piwo. Nie jest to zły smak, można się przyzwyczaić – ocenia.

W dżungli Agnieszka z koleżanką prowadziły dla dzieci wakacyjne zajęcia z angielskiego, sportowe i muzyczne. – Grałyśmy z nimi w piłkę nożną i w siatkówkę. Robiłyśmy z dziećmi dwugodzinny spacer nad rzekę, a potem znowu nas wołały, żeby jeszcze z nimi grać… Kontaktu zawsze było im mało – wspomina.

Przekąska z mrówki

W przerwach od zajęć prowadzonych przez Agnieszkę i Ewelinę peruwiańskie dzieci chwytały w trawie wielkie mrówki i zabierały się za jedzenie. – To ich przekąski. Zjadają tylko głowy tych mrówek, resztę wyrzucają – relacjonuje rybniczanka.

Agnieszka uważa, że od Indian, którzy całe życie spędzają w buszu, Europejczyk może nauczyć się czegoś dobrego. – Podoba mi się to, że oni dużo czasu spędzają z rodziną. Po dniu pracy na polu wieczorem są już razem. Dzielą się tym swoim napojem masato i dużo ze sobą rozmawiają. Polakom takiego bycia razem bardzo brakuje. Kiedy mamy w Polsce wolny czas, to albo oglądamy razem jakiś film, albo „siadamy” na telefonie. Ci Indianie nie mają telewizorów ani telefonów. A my przez zdobycze techniki sami się pozbawiliśmy tego, co mają oni – ocenia.

Agnieszka sądzi, że Polacy mogą też uczyć się od peruwiańskich Indian z buszu prostoty życia. – I życzliwości! Ludzie tam niewiele mają. Mimo to, kiedy przechodziłyśmy przez wioskę i ktoś nas zobaczył, zawsze dawał nam banany albo jukę; dzielili się z nami tym, co mieli – wspomina.

Na Śląsku trzęsie mocniej

Większość czasu misjonarki spędzają w czasie swojej pracy misyjnej w mieście Arequipa. Leży ono na podobnej wysokości jak Świnica w Tatrach, najwyższy szczyt leżący w całości w Polsce. Po przylocie Agnieszka była zaskoczona tym, jak bardzo jest sucho i jak niewiele jest zieleni w tych okolicach. Widoki są jednak piękne, bo nad miastem wznoszą się trzy aktywne wulkany. Ślązaczka uspokaja, że poprzednim razem wulkan wywołał tu problemy 500 lat temu, więc nie ma czego się bać.

Często zdarzają się za to słabe trzęsienia ziemi. Na mieszkance Rybnika-Zamysłowa, przyzwyczajonej do wstrząsów wywołanych przez górnictwo, nie robią one większego wrażenia. – Powiedziałabym nawet, że niektóre wstrząsy u nas, na Śląsku, są silniejsze – ocenia.

Dzięki internetowi Agnieszka Pydyn jest w stałym kontakcie ze swoimi bliskimi. Ma ich wielu, bo jej rodzice prowadzą rodzinny dom dziecka. Ma troje własnego rodzeństwa i ponad dziesiątkę przybranego.

Rybniczanka jest świecką misjonarką komboniańską archidiecezji katowickiej. Komboniańską – bo do wyjazdu przygotowali ją misjonarze kombonianie.

Wujek mówi o misjach

Zdecydowała się polecieć na misje dzięki wujkowi franciszkaninowi. Kiedy ich odwiedzał, zajmująco opowiadał o swoim pobycie na misjach w Boliwii i Maroku. W dziewczynie kształtowało się wtedy poczucie, że misje są ważne i bardzo potrzebne.

Miała lecieć do Peru już ponad trzy lata temu, kiedy skończyła studia licencjackie. Przeszkodziła jej wtedy pandemia. Zrobiła więc jeszcze magisterium z fizjoterapii i w 2022 roku ruszyła do Ameryki Południowej.

Agnieszka wykorzystuje w Peru swoją wiedzę ze studiów: prowadzi zajęcia rehabilitacyjne dla dzieci w przedszkolu, pomaga starszym. Dziewczyny odwiedzają też potrzebujących w ich domach, na przykład starszego mężczyznę, który potrzebuje operacji. – Staramy się ogarniać jego wizyty u lekarza, a jak będzie trzeba, będziemy zbierać na to fundusze. Naszym zadaniem jest towarzyszenie ludziom i prowadzenie różnych grup. Mamy grupy dzieci, młodych misjonarzy, młodzieży, dla kobiet, dla osób starszych... – wylicza Agnieszka. – Kiedy ojcowie kombonianie potrzebują, pomagamy na Mszach, podczas liturgii słowa. Prowadzimy też chór w naszej kaplicy. Śpiewają w nim głównie młodzi, dla których prowadzimy katechezy przed bierzmowaniem – mówi.

Młodzi dają świadectwo

Przygotowujący ją do wyjazdu na misje kombonianie powtarzali, że misjonarz ma przede wszystkim świadczyć o Bogu swoim życiem. Agnieszka stara się więc to robić.

Mieszkańcy wiosek w peruwiańskiej dżungli dopiero poznają chrześcijaństwo. Z kolei wiara ludzi z Arequipy często jest skupiona na niektórych tradycyjnych obrzędach. Na przykład w Wielki Piątek wszyscy przychodzą na Drogę Krzyżową, bo odbywa się na ulicach i jest połączona z elementami inscenizacji. Jednak wieczorem, zamiast na ceremonie wielkopiątkowe do kościoła, ludzie tłumnie idą bawić się do miasta. – Wiedzą, że trzeba być na Mszy w niedzielę, ale nie do końca rozumieją po co. Przychodzą więc czasem dopiero w czasie Komunii albo ogłoszeń… Myślę, że często trochę im jeszcze brakuje, żeby zrozumieć, o co chodzi w chrześcijaństwie, i nawiązać bliższą relację z Bogiem – mówi Agnieszka.

To na szczęście czasami się zmienia. Rybniczanka widziała, że jej praca misyjna ma sens, kiedy młodzi, z którymi przygotowywała się do wyjazdu na zjazd młodzieży komboniańskiej, dzielili się świadectwem. Mówili, że doświadczyli bliskości Boga i chcą teraz pogłębiać relację z Nim. – Widziałam, że ten wyjazd nie był dla nich tylko superzabawą, ale też czasem, w którym Bóg duchowo ich poruszał. Cieszyłam się, że po części do tego się przyczyniłam – relacjonuje.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.