– W momencie zrobiło się całkiem czarno. Czołgali się, dopóki nie skończył się im tlen w aparatach ucieczkowych. Potem już tylko robili dziury w lutniociągu i czekali – mówił „Gościowi” bliski jednego z górników uratowanych po tąpnięciu na „Zofiówce”.
Brama kopalni w drugi dzień akcji ratowniczej.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość
Lutniociąg jest rurą, przez którą tłoczone jest czyste powietrze. Jego rozszczelnienie ocaliło dwóch górników 900 metrów pod ziemią w ruchu „Zofiówka”, zespolonej kopalni „Borynia-Zofiówka-Jastrzębie”. Po tąpnięciu nie zdążyli się wycofać z rejonu, w którym wkrótce pojawił się metan – i to w pewnym momencie w olbrzymim stężeniu ponad 40 procent. Wytrwali przy lutniociągu, aż przyszli po nich ratownicy.
Jesteśmy z wami
Do największego wstrząsu w historii „Zofiówki”, o sile niespełna 3,5 stopnia w skali Richtera, doszło 5 maja tuż przed 11.00.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.