"Mi tu dobrze, mamo". Kopalnia "Wujek" 36 lat później

Joanna  Juroszek Joanna Juroszek

publikacja 16.12.2017 18:07

W Katowicach w uroczystościach upamiętniających górników, ofiary stanu wojennego w Polsce, uczestniczyła m.in. była premier Beata Szydło.

"Mi tu dobrze, mamo". Kopalnia "Wujek" 36 lat później Uroczystości pod kopalnią "Wujek" Joanna Juroszek /Foto Gość

To ją, mimo że nie wygłosiła oficjalnego przemówienia, mieszkańcy Katowic najcieplej przywitali. - Szczęść Boże, pani premier, dziękujemy - w kuluarach pozdrawiali ją górnicy. W uroczystościach udział wzięli także inni przedstawiciele władz państwowych, wojewódzkich oraz samorządowych.

List do zgromadzonych wokół krzyża upamiętniającego górników kopalni "Wujek" wystosował m.in. prezydent Andrzej Duda.

Obrączka, kanapki i jabłka

"Wspominamy dziś z wdzięcznością ich męstwo i poświęcenie, ale mamy zarazem świadomość, że ta tragedia nie miała prawa się wydarzyć. Stan wojenny był jawnym złamaniem umowy zawartej przez władze z Polakami. Był zdradą i aktem agresji przeciwko własnemu społeczeństwu" - napisał Andrzej Duda.

Mszy w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Katowicach-Brynowie przewodniczył abp Wiktor Skworc. Homilię wygłosi katowicki biskup pomocniczy Adam Wodarczyk. W kazaniu zwłaszcza młodemu pokoleniu obecnemu na Mszy przypomniał, kim byli zamordowani górnicy, stający w obronie swojego aresztowanego kolegi oraz strajkujący przeciwko wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego.

- Tu cierpiała i umierała 36 lat temu cała Polska - przyznał biskup Adam, wymieniając miejsca na mapie Polski, skąd pochodzi zamordowani. Poza Górnym Śląskiem były to miejscowości m.in. woj. łódzkiego, lubelskiego i zachodnio-pomorskiego.

Biskup zamordowanych przedstawił oczami ich najbliższych. Na drugiej stronie historie trojga z nich...

29-letni Joachim Gnida z Mikołowa zawsze do pracy w kopalni zabierał obrączkę, mimo że zabraniały tego przepisy BHP. Podczas strajku dwukrotnie urywał się i wracał do domu do ukochanej żony Renaty i córeczki Oli. W dniu pacyfikacji o godz. 5 rano uściskał najbliższych, założył obrączkę, wziął kanapki i jabłka. Wrócił do kolegów, nie mógł ich zawieść...

Postrzelony w głowę, umierał przez dwa tygodnie… Żona znalazła jego obrączkę w bucie, widocznie tego dnia schował ją tam, na wszelki wypadek.

Kula przerwała jego młode życie…

Bogusław Kopczak miał 28 lat, pochodził z Katowic. Jego córka, Katarzyna Kopczak-Zagórna, mówi: - Mama prosiła ojca, by wrócił do domu. Wiele osób wtedy uciekło. Ale on odpowiedział: "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Ojca zaczęło mi brakować najsilniej w wieku dorastania. Im byłam starsza, tym bardziej.

Zenon Zając miał 22 lata i pochodził z Wolsztyna na Wielkopolsce.

- Zenek marzył, by wrócić w rodzinne strony, ponieważ kochał ziemię i gospodarstwo. Marzenia nie zdołały się zrealizować. Kula przerwała jego młode życie… - mówi jego mama, Helena Zając. - Czas zagoił rany, już nie płaczę za nim jak dawniej, bo pewnej nocy przyśnił mi się i powiedział: "Mi tu dobrze, mamo". Codziennie modlę się za niego i łatwiej mi, bo wiem, że jest szczęśliwy w niebie.

Najmłodszy zamordowany górnik miał 19 lat, najstarszy - 48. W sumie zginęło ich 9.

Biskup Wodarczyk zwrócił uwagę, że w wypowiedziach najbliższych górników nie ma nienawiści. 

- Mamy czego się uczyć od pomordowanych górników i ich bliskich. Udzielają nam dzisiaj lekcji miłości do Boga, ojczyzny i rodziny. Nauki o ludzkiej dumie i godności silniejszej niż stal pancrów idących nieubłaganie na bezbronnych ludzi... Oni uczą nas także tej najbardziej wymagającej miłości, która umie przebaczać, która modli się za nieprzyjaciół, która urazy nie chowa i krzywdy chętnie daruje. Ta lekcja jest nam dzisiaj bardzo w Polsce potrzebna - przyznał.

Po Mszy uroczystości odbyły się pod kopalnią "Wujek".

Z okazji rocznicy Poczta Polska wyemitowała specjalny znaczek upamiętniający 9 zamordowanych.

Czytaj także:

"Mi tu dobrze, mamo". Kopalnia "Wujek" 36 lat później   Pacyfikacja 'Wujka" odbyła się dokładnie 36 lat temu Joanna Juroszek /Foto Gość