Rower, wiara i gitara

Marcin Iciek

publikacja 27.06.2017 15:17

O wyzwaniach stojących przed franciszkanami, sposobach poruszania się po Rzymie oraz o tym, jak przez grę na gitarze można odnaleźć swoje powołanie – przy okazji wizyty w panewnickiej bazylice opowiada o. Michael Perry, generał Zakonu Braci Mniejszych.

Rower, wiara i gitara Ojciec Dominik Banaś OFM

Marcin Iciek: Jaki jest cel wizyty Ojca w Katowicach?

Michael A. Perry OFM: Choćby taki, żeby porozmawiać z Panem (śmiech)! Mam też okazję, by przez dwa tygodnie wraz z zespołem franciszkańskich liderów z Rzymu wizytować regiony słowiańskie. Słuchamy o tym, co Bóg tutaj tworzy, z jakimi wyzwaniami mierzą się lokalni bracia. Siadamy razem i rozmawiamy. Staramy się rozwiązywać problemy razem.

Upewniamy się, że pracujemy razem i wspólnie budujemy wizję tego, co znaczy być franciszkaninem we współczesnym świecie. Ja jestem tutaj po to, by zachęcać współbraci, by zmieniali naturę Polski. Polska, tak jak świat, zmienia się. Możemy poprzestać na próbach chronienia samych siebie przed zmieniającym się światem, ale możemy też otworzyć się na Bożą tajemnicę – działając w samym centrum tych zmian.

Jak z perspektywy ogólnoświatowej może Ojciec ocenić wkład polskich i panewnickich franciszkanów w ewangelizację – zarówno tutaj, jak i w świecie?

Myślę, że wkład w ewangelizację można ocenić tylko przez pryzmat tego, jak ludzie odpowiadają Bogu. Jak odczuwają obecność franciszkanów i sposób, w jaki ci do nich docierają. Więc, właściwie, to ja mógłbym zadać Panu i czytelnikom to pytanie.

Kiedy patrzę na tutejszych franciszkanów, to mam wrażenie, że widzę braci, którzy są blisko ludzi. Obchodzi ich życie tutejszej społeczności, odwiedzają tych, którzy są chorzy lub w potrzebie. Pracują również z młodzieżą i troszczą się o jej przyszłość. Ewangelizacja musi być teraz robiona w nowy sposób. Nie możemy siedzieć w kościołach i czekać, aż ludzie do nas przyjdą. Ewangelizacja to wychodzenie na ulice i spotykanie ludzi tam, gdzie oni są. To szukanie tego, co jest ważne w ich życiu.

Tutejsi franciszkanie są otwarci na Boga, ale również zatroskani o środowisko, o czym świadczy chociażby niedawny, dwudziesty czwarty festiwal Eko-song. Jak Ojciec zapatruje się na to zaangażowanie w kwestie ochrony przyrody?

Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za planetę, o czym przypomina również papież Franciszek w Laudato Si. Również wielcy naukowcy mówią nam, że w krótkim czasie będziemy musieli się rozejrzeć za mieszkaniem w jakimś innym miejscu, jeśli nie zaczniemy dbać o naturę. My w tym temacie jesteśmy aktywni nawet w Korei i popieramy zmiany z tradycyjnych środków pozyskiwania energii na rzecz energii słonecznej. Z kolei we Włoszech jest sporo obszarów geotermalnych. Być może sama Ziemia jest nam w stanie dostarczyć dobrej energii.

A Ojciec, gdzie tylko może… jeździ na rowerze.

Jak, bardzo rzadko używam samochodu w Rzymie. Chodzę pieszo, jeżdżę komunikacją publiczną i faktycznie – jeżdżę na rowerze. Wiem, że to tylko mały wkład, ale w ten sposób chcę przypominać samemu sobie, jak istotny to problem.

Ale rozpoznajemy nie tylko problemy środowiska. Ważne jest również dbanie o pokój. Ludzie uciekają ze swoich domów z Syrii, Sudanu, Iraku – wielu różnych części świata. My jako franciszkanie chcemy pokazać, że jesteśmy otwarci na wszystkich ludzi. Nie boimy się. Bóg mówi ludziom wierzącym, by się nie bali, ale szli z odwagą.

Czy przy tak wielu podróżach po całym świecie ma jeszcze Ojciec czas, by budować osobistą relacją z Bogiem?

To olbrzymie wyzwanie. Podróże, spotkania, napięty grafik, różnice czasowe, różne języki. To zawsze niemały kłopot, by efektywnie zarządzać czasem. Czuję, że czasami Bóg mówi mi bym modlił się nawet w samolocie, pociągu czy samochodzie. Te chwile zamieniają się w momenty modlitwy. Ale są i takie momenty, że zaszywam się tylko po to, by się modlić. Za kilka dni wyjeżdżam na trzy dni tylko po to, by modlić się i słuchać Boga. Tylko wtedy, kiedy sam słucham Boga, mogę zapraszać innych, by też to robili.

Wiara i gitara – w przypadku Ojca to podobno nieodległe skojarzenia?

Moja droga powołania jest dość wyjątkowa, zresztą każda taka właśnie jest. Niezbyt chętnie chodziłem do kościoła. Ale moja siostra poprosiła mnie, żebym poszedł zagrać na spotkaniu młodzieży chrześcijańskiej – mieli się wspólnie modlić. Oczywiście nie chciałem, lecz o cokolwiek poprosi siostra, zawsze odpowiedzią powinno być „tak” (śmiech). Więc powiedziałem „tak”, poszedłem, zagrałem i posłuchałem. Młodzież miała wyruszyć pomagać do bardzo biednego regionu w Stanach Zjednoczonych. W tym czasie zajmowałem się budową domów, by opłacać swoje studia prawnicze. Zapytałem mojego szefa, czy mógłbym pojechać z tą młodzieżą na miesiąc. Szef był katolikiem, zgodził się i… jeszcze mi za to zapłacił.

Bardzo pobożny szef…!

Zgadza się. Odbudowywałem więc domy biednym ludziom, grałem na gitarze i zacząłem czytać o życiu świętego Franciszka. Przyglądałem się franciszkanom pracującym dla ubogich i zakochałem się w tym. W ten sposób Bóg odciągnął mnie od zostania prawnikiem. Służę Bogu dzięki temu, że grałem na gitarze.

Franciszkanie trwają już od ośmiuset lat. Co – patrząc z perspektywy Generała – sprawa, że franciszkańskie przesłanie jest wciąż aktualne?

To, że po tylu latach nie staliśmy się tylko historycznym pyłem umożliwia fakt, że potrafimy dostosować się do zmieniających się epok. Nie chcę przez to powiedzieć, że jesteśmy prowadzeni tylko przez czasy, w jakich żyjemy. Nasze wartości zawsze wyznacza przecież Ewangelia – tymi wartościami są modlitwa, braterstwo, wspólne życie. Staramy się żyć prosto, być blisko ubogich i najbardziej potrzebujących. Ale też cały czas jesteśmy na świeżo, rozumiemy wyzwania, z jakimi trzeba się mierzyć właśnie dzisiaj.

Jesteśmy braćmi – zainteresowanymi planetą, naturą, środowiskiem, zatroskani o biednych. Zaangażowanymi w budowanie takiego świata, w którym ludzie czują, że Bóg jest obecny – bo są wzięci pod opiekę i kochani. Jesteśmy wsłuchani zarówno w Ewangelię, jak i słuchamy tego, co mówią nam ludzie – stąd wyciągamy wnioski, czego na obecne czasy chce od nas Bóg.