Wielkanoc po włosku

ks. Rafał Skitek

|

Gość Katowicki 15/2017

publikacja 13.04.2017 00:00

Wielu z nich przyjechało do Polski... za chlebem. Niedawno poprosili o comiesięczne Msze św. w języku włoskim. Zapytaliśmy ich o to, jak przeżywają święta.

Wielkanoc po włosku Archiwum prywatne (M. Barra)

Emanuele Gulli

W Katowicach mieszka od trzech lat. Pracuje w przedsiębiorstwie świadczącym zintegrowane usługi w zakresie konsultingu, technologii informatycznych i outsourcingu. Dla mnie jako rzymianina wydarzeniem, którego nigdy nie mogłem opuścić, było nabożeństwo Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek w Koloseum. W Niedzielę Wielkanocną wiele rzymskich rodzin, także moja, przygotowuje specjalne śniadanie wielkanocne. Jest ono bogate i składa się z różnych dań. Są jajka na twardo, salami, a dokładniej mówiąc tzw. rzymska corallina (salami z dodatkiem słoniny), chleb domowej roboty oraz legendarna pizza „sbattuta”. Zwykle ok. 12.00 szliśmy razem na Mszę św. Po powrocie ok. 14.30 zasiadaliśmy znowu do stołu. Oczywiście nie mogło zabraknąć słynnych jajek z czekolady i colomby wielkanocnej (tradycyjnego ciasta w kształcie gołębicy). W Poniedziałek Wielkanocny poza dalszym świętowaniem obowiązkowa była wycieczka poza miasto, podczas której jedliśmy zwykle to, czego nie zjedliśmy w pierwsze święto. W Polsce, z wielu powodów, zarzuciłem niektóre z tych zwyczajów, ale zdaję sobie sprawę, że nie to jest najważniejsze. Mimo że tęsknię za niektórymi tradycjami świątecznymi, rodziną i moją ojczyzną, odkryłem ponownie prawdziwe znaczenie Wielkanocy: Chrystus umarł i zmartwychwstał dla nas wszystkich!

Mariachiara Barra

Pochodzi z Mediolanu. Do Polski przyjechała na rok. Należy do Wolontariatu Europejskiego (EVS). Na co dzień pracuje w katowickim stowarzyszeniu aktywności obywatelskiej. W Wielką Sobotę razem z moją rodziną uczestniczymy w liturgii Wigilii Paschalnej w naszym parafialnym kościele. Ponieważ należę do chóru, to podczas Mszy także śpiewam. Po liturgii proboszcz częstuje wszystkich colombą z dodatkiem mascarpone. Tak rozpoczyna się nasze wspólne świętowanie. Każdego roku razem z moim rodzeństwem – niezależnie od wieku! – w poranek wielkanocny odpakowujemy czekoladowe jaja, w których ukryte są małe niespodzianki. Na obiad jedziemy do mojej babci. Do stołu z nami zasiadają też m.in. kuzyni, ciocie, wujkowie. Oczywiście nie może zabraknąć potraw na bazie królika i baraniny. A po obiedzie otwieramy kolejne czekoladowe jaja.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.