Po śląsku w Ziemi Świętej

Co my sie nagodali nad tym Jordanym...

Po śląsku w Ziemi Świętej

Jakiś czas temu zapytano pisarza Wojciecha Kuczoka o jego ukochany klub, Ruch Chorzów. Literat odrzekł, że stadion Niebieskich to dla niego miejsce, w którym syci się śląską gwarą, a „gdy te kilka tysięcy gardeł krzyczy ‘Ruch’ robi to po śląsku, tak z umlautem”.

Przypomniałem sobie tę Kuczokowi refleksję będąc w Ziemi Świętej, nad Jordanem. Kolejni śląscy pielgrzymkowicze podchodzi do miejsca, w którym Jan Chrzciciel miał ochrzcić Chrystusa i niemal każda z osób reagowała tak samo:

- Jaki żruuuuur! – dawało się słyszeć raz po raz. Oczywiście „po śląsku, tak z umlautem”, jak to określił Kuczok.

Była to reakcja na widok wody w Jordanie. Mulistej, żółtawo-brązowawej, przypominającej właśnie tradycyjny, sobotni, śląski żur.

Od razu pojawił się też dowcipne uwagi, że skoro w Kanie Galilejskiej Jezus zamienił wodę w wino, to pewnie podobny cud nastąpił także tutaj, tyle tylko, że Ewangeliści zapomnieli w Biblii wspomnieć o przemianie wód Jordanu w żur...

Wice wicami, ale to właśnie dzięki nim po raz kolejny uświadomiłem sobie, że to sie do. Że po śląsku świetnie można rozmawiać także na tematy dotyczące Sacrum, Pisma Świętego i Ziemi Świętej. I że Biblia po Śląsku, o której pisałem ostatnio tutaj, wcale nie jest „pomysłem z kosmosu”. Wręcz przeciwnie: to coś na co czekam z wielką niecierpliwością i mam nadzieję, że jesienią tego roku wreszcie będę mógł wziąć Ją do ręki. Trzymam więc kciuki za Gabriela Tobora – tłumacza i jednocześnie burmistrza Radzionkowa.

Kto wie, może za jakiś czas jego wersję modlitwy „Ojcze Nasz” będziemy mogli przeczytać także w kościele Pater Noster, znajdującym się na Górze Oliwnej? Dziś wśród niezliczonych tablic i tabliczek z tłumaczeniami Modlitwy Pańskiej na najróżniejsze języki i dialekty świata zobaczyć można tam jej tekst m.in. po polsku, ale też i po kaszubsku. Czy kiedyś pojawi się tam także tabliczka z „Łojcze nosz”?

Jestem dobrej myśli.    

*

Felieton z cyklu Okiem regionalisty