Taka matka jak moja

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 30/2016

publikacja 21.07.2016 00:00

Do ks. Piotra Wenzla, tuż przed wyjściem pielgrzymki na Jasną Górę, przyszedł z płaczem chłopak z noclegowni. Powiedział, że bardzo chciał iść, ale nie da rady. Pokazał stopy, które odmroził zeszłej zimy. Były bez palców.

Pan Lech, pseudonim „Leon”, idzie podziękować za uratowanie życia i poprosić o zerwanie z nałogiem. Pan Lech, pseudonim „Leon”, idzie podziękować za uratowanie życia i poprosić o zerwanie z nałogiem.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Aż 30 z 45 moich pielgrzymów nie jestem w stanie sam pomóc – mówi ks. Piotr. – Tu może zadziałać tylko Matka Boża. Trudne sprawy wymagają takiej drogi. Idą po cuda, zapominając, że ich wyjście z noclegowni, melin, smutku już jest cudem.

Ksiądz nieraz się przekonał, że wystarczy kilka minut uwagi poświęconej drugiemu, żeby zmieniło się jego życie. Dwa tygodnie temu zajrzał na 3 minuty do mieszkania Wiesława, żeby spytać, jak mu się żyje, i dzięki temu mężczyzna pielgrzymuje razem z nimi. 30 lat temu, kiedy był przewodnikiem górskim, ślubował śpieszyć na pomoc potrzebującym. Konsekwentnie robi to dziś.

* * *

– Może podczas drogi zrobią wam się rany na nogach, ale mamy siostry, które pomogą w ich opatrywaniu – informuje ks. Piotr na starcie pielgrzymki w sanktuarium w Leśniowie.

– Są też inne rany do uleczenia, w sercu – dodaje 9-letnia Weronika, która idzie w pielgrzymce z mamą. Ksiądz chwali, mówi, jaka jest mądra.

Nie jest 
supermanem

To już trzecia pielgrzymka bezdomnych, biednych, mających na przeżycie kilka złotych dziennie, którymi zajmuje się ks. Piotr Wen­zel. Mieszkają w Rudzie, Wirku, Goduli – dzielnicach Rudy Śląskiej, a od dwóch lat, czyli od czasu, gdy został proboszczem parafii św. Andrzeja Boboli w Wirku, ściągają do niego. Pani Iza, która tylko o księdzu słyszała, kiedy znalazła się po pobiciu na OIOM-ie, kazała lekarzom powiadomić właśnie jego. Nie jest w stanie iść, ale jedzie za pielgrzymką w podzięce za życie. – Kiedy przyszedłem, probostwo było w ruinie – opowiada ksiądz. – W jego odnowieniu pomogli mi bezdomni.

W podpiwniczeniu uruchomił dla nich dzienny dom pobytu. Cieszy się, że zjednoczyli w niesieniu pomocy innym jego parafię, liczącą 1600 wiernych. Kiedy ogłosił, że potrzebują plecaków na pielgrzymkę, dostał ich całą górę. Co niedziela o 12.00 sprawuje dla podopiecznych dodatkową Mszę św., po której około 80 osób spotyka się na wspólnym obiedzie, fundowanym przez zaprzyjaźnione restauracje. Nie zdarzyło się, żeby ktoś z parafian świętujących urodziny nie przyniósł im blachy z ciastem.

Działania księdza są tak skuteczne, że rocznie 30 przychodzących do niego alkoholików korzysta z zamkniętej terapii odwykowej. To wielokrotnie wyższe wskaźniki niż w klubach AA w okolicznych miastach. – Nie jestem supermanem – zastrzega. – Nic bym nie zrobił bez chętnych do pomocy.

Dostępne jest 29% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.